
Newsletter Subscribe
Zapisz się na nasz newsletter i bądź na bierząco. Czasem wyślemy ci coś fajnego :)
Zapisz się na nasz newsletter i bądź na bierząco. Czasem wyślemy ci coś fajnego :)
Subiektywna wartość, czyli to, jak jesteś postrzegany w oczach kobiety, jest fundamentem każdej relacji. To nie dyplomy, nie wysokość Twojego konta, ani liczba kilometrów wyrobionych na siłowni budują prawdziwy szacunek. O Twojej wartości decyduje sposób, w jaki się zachowujesz, jakie stawiasz granice, jak zarządzasz własnym życiem i jak pokazujesz, że nie jesteś chłopcem na posyłki, tylko mężczyzną z charakterem.
Możesz być inteligentny, zarabiać dobre pieniądze, a nawet mieć świetny wygląd – i jednocześnie stracić wartość w oczach partnerki, jeśli pokażesz słabość w kluczowych momentach. Możesz też być zwykłym facetem, bez bogactwa i rozgłosu, a dzięki sile wewnętrznej zbudować w oczach kobiety ogromny autorytet. To właśnie nazywa się subiektywną wartością – bo nie liczy się obiektywna rzeczywistość, tylko to, jak jesteś odbierany.
W tym tekście pokażę Ci 15 praktycznych sposobów, jak w realnym życiu podnieść swoją wartość w relacji. Ale nie będą to suche triki czy tanie sztuczki rodem z poradników dla chłopców. To mechanizmy psychologiczne, które wprost wynikają z dynamiki damsko-męskich relacji, z biologii, ewolucji, ale też ze współczesnych warunków życia.
Granice to fundament wartości mężczyzny, bo granice są tym, co wyznacza, kim jesteś, co reprezentujesz i na co się godzisz….
Bez granic stajesz się jak woda wylewająca się z naczynia – bezkształtny, dopasowujący się do wszystkiego, podatny na zewnętrzne siły.
Owszem!
Umiejętności adaptacyjne do każdego środowiska są bardzo dobre, ponieważ wiesz, że zawsze sobie poradzisz, ale w relacjach typowo damsko – męskich nie mają racji bytu. Na krótką metę może się wydawać, że takie dostosowanie jest zaletą, że dzięki temu kobieta będzie czuła się wysłuchana, zadowolona, że dostaje to, czego chce. Jednak to jest tylko na krótką metę. W praktyce – na dłuższą metę – działa to zupełnie odwrotnie….
Gdy pozwalasz kobiecie decydować o wszystkim, a ty sam się dopasowujesz, tracisz w jej oczach swoją tożsamość i moc. Ona przestaje cię postrzegać jako mężczyznę, którego warto szanować, bo każdy dzień z tobą uświadamia jej, że jesteś tylko dodatkiem, a nie partnerem. To tak, jakbyś codziennie rezygnował z kawałka siebie, byle uniknąć konfliktu, byle być zaakceptowanym. W dłuższej perspektywie prowadzi to do pogardy i braku zainteresowania.
Kobieta instynktownie szuka faceta, który potrafi trzymać ramę, który ma swoje zdanie i potrafi je obronić. Nie dlatego, że chce się z nim kłócić czy konfrontować, ale dlatego, że taki mężczyzna daje jej poczucie bezpieczeństwa. Jeżeli dziś nie potrafisz postawić granicy w prostej sprawie, na przykład odmówić pójścia do miejsca, którego nie lubisz, to jak kobieta ma uwierzyć, że jutro postawisz granicę w dużo trudniejszej sytuacji – kiedy na przykład ktoś będzie chciał was wykorzystać, obrazić czy podważyć twój autorytet?
To jest proces psychologiczny, który dzieje się w jej głowie. Ona nie analizuje tego wprost, ale czuje. Czuje, że jeśli rezygnujesz z siebie w małych rzeczach, to w wielkich też będziesz miękki.
Problem wielu mężczyzn polega na tym, że utożsamiają granice z agresją. Uważają, że jeśli powiedzą „nie”, to kobieta się obrazi, że będą postrzegani jako chamscy, zamknięci, zbyt twardzi. To błąd. Granice nie mają nic wspólnego z chamstwem. Granice to jasne komunikowanie swojego stanowiska i wartości w spokojny sposób. To nie jest krzyk, to nie jest obrażanie się, to nie jest próba narzucenia kobiecie swojej woli siłą. Granice to spokojne powiedzenie „to nie jest dla mnie, tego nie robię, tu jest moja linia”. Paradoks polega na tym, że im spokojniej i pewniej wypowiadasz swoje „nie”, tym większy respekt budujesz.
Wielu facetów nie rozumie, że kobiety testują granice właśnie po to, by zobaczyć, gdzie leży prawdziwy charakter mężczyzny. Kiedy kobieta proponuje ci coś, co wiesz, że ci nie odpowiada, ona często nawet nie pragnie tego konkretnego pomysłu. Ona sprawdza, czy ty jesteś w stanie się sprzeciwić, czy masz swoje zasady, czy potrafisz być liderem, czy jesteś jedynie człowiekiem bez kształtu. I jeśli ty zawsze mówisz „tak, jak chcesz, kochanie”, to może na chwilę unikniesz spięcia, ale w jej głowie zaczyna kiełkować myśl, że jesteś nijaki.
Granice w praktyce to sytuacje z codzienności. Zwykłe chwile życia codziennego. Wyobraź sobie, że ona chce wyjść do klubu, a ty nie cierpisz takich miejsc, bo wiesz, co się tam dzieje, bo wiesz, że nie czujesz się tam komfortowo. Jeśli zgadzasz się mimo wszystko, żeby tylko uniknąć dyskusji, wysyłasz jasny sygnał:
„twoje potrzeby są ważniejsze niż moje, ja nie liczę się w tej relacji”. Za pierwszym razem może nawet być wdzięczna, ale z czasem zacznie patrzeć na ciebie jak na kogoś, kto nie ma kręgosłupa. A jeśli powiesz:
„Nie, to nie jest dla mnie, możemy zrobić coś innego”
Pokazujesz charakter. Ona może się na chwilę złościć, może próbować negocjować, ale głęboko w środku zacznie cię szanować.
Granice budują aurę stabilności. Kobieta chce czuć, że jej mężczyzna nie jest chwiejny, że nie zmienia się jak chorągiewka na wietrze, że nie traci swojej tożsamości przy byle okazji. Facet bez granic może na początku wydawać się „łatwy w obsłudze”, bo spełnia zachcianki, ale im dalej w las, tym bardziej kobieta czuje, że ona musi przejąć rolę lidera. A to jest dla niej obciążające i nienaturalne. Kiedy kobieta przejmuje kontrolę w relacji, jej szacunek dla mężczyzny spada niemal automatycznie, bo ewolucyjnie to ona ma być chroniona i prowadzona, a nie prowadzić.
Granice są też związane z twoim obrazem w oczach innych ludzi. Jeżeli twoja dziewczyna widzi, że zgadzasz się na coś, co ci nie odpowiada, tylko po to, by ją zadowolić, w jej oczach twoja wartość maleje. Ale jeśli ktoś inny – znajomi, rodzina, obcy ludzie – widzą, że nie potrafisz powiedzieć „nie”, twoja reputacja również leci w dół. I to ma ogromne znaczenie, bo kobieta patrzy na ciebie nie tylko swoimi oczami, ale i przez pryzmat tego, jak widzi cię otoczenie. Ona chłonie sygnały z zewnątrz. Jeśli inni uważają cię za człowieka bez kręgosłupa, ona zaczyna podświadomie myśleć podobnie.
Warto też pamiętać, że granice to nie tylko „nie pójdę tam” czy „nie zrobię tego”. Granice to też sposób, w jaki pozwalasz się traktować. Jeśli tolerujesz brak szacunku, jeśli akceptujesz manipulacje, jeśli milczysz, kiedy ktoś przekracza twoją godność, to w oczach kobiety jesteś słaby. I to nie ma znaczenia, ile zarabiasz czy jak wyglądasz…
Kobieta może cię pożądać fizycznie, ale jeśli straci do ciebie szacunek, to jest koniec. Pożądanie szybko gaśnie, a brak szacunku nigdy się nie odbuduje. Granice są także testem dla ciebie samego. Jeśli umiesz powiedzieć „nie” w relacji, umiesz też powiedzieć „nie” światu, który próbuje cię złamać. To oznacza, że jesteś zdolny do ochrony swojego czasu, energii, zasobów. Kobieta instynktownie czuje, że taki facet jest zdrowszy psychicznie i emocjonalnie, bo nie daje się rozjechać przez wszystkich. To daje jej poczucie bezpieczeństwa.
Dlaczego tak wielu facetów ma problemy z granicami?
Bo boją się utraty. Boją się, że jeśli powiedzą „nie”, kobieta odejdzie. Boją się konfliktu, bo nie nauczyli się, że konflikt nie musi być końcem relacji. Konflikt to czasem okazja do umocnienia pozycji. Granice wymagają odwagi, a odwaga zawsze buduje szacunek.
Jeśli kobieta odejdzie, bo postawiłeś granicę, to paradoksalnie znaczy, że wygrałeś. Odeszła kobieta, która i tak nie miała dla ciebie szacunku. Zostałeś sam, ale z poczuciem własnej wartości, zamiast związanego kompromisami i frustracją. I to jest fundament męskiego życia – wybierać szacunek do siebie zamiast taniego zadowalania innych.
Granice nie są też sztywnymi murami, które mają cię izolować. To bardziej jak elastyczne ogrodzenie, które pokazuje, gdzie kończysz się ty, a zaczyna druga osoba. To ramy, w których możesz budować zdrową relację. Bez granic nie ma partnerstwa, bo jedno z was zawsze staje się dominujące, a drugie zdominowane. A związek, w którym mężczyzna jest zdominowany, nie przetrwa.
Granice są testem spójności. Jeśli twój wygląd, słowa i działania nie są spójne, kobieta poczuje rozdźwięk. Możesz wyglądać jak macho, ale jeśli nie masz odwagi powiedzieć „nie”, ona zobaczy w tobie pozerstwo. Możesz mówić o wartościach, ale jeśli ich nie bronisz, ona dostrzeże fałsz. Granice to most pomiędzy tym, co mówisz, a tym, kim jesteś. Bez tego mostu wszystko się rozpada.
Dlatego, jeśli chcesz podnieść swoją subiektywną wartość w oczach kobiety, musisz zacząć od granic. To pierwszy i najważniejszy krok. Bo mężczyzna bez granic to mężczyzna bez wartości. A mężczyzna z granicami – nawet jeśli nie ma wszystkiego – zawsze będzie miał coś, co przyciąga kobiety bardziej niż pieniądze czy wygląd. Szacunek.
Umiejętność mówienia „nie” jest jedną z najbardziej niedocenianych, a jednocześnie kluczowych cech mężczyzny, który chce budować swoją wartość i być traktowany poważnie, zarówno przez kobiety, jak i przez świat. Wydaje się to proste – to tylko trzy krótkie znaki w języku polskim, a jednak dla wielu mężczyzn jest to słowo niemożliwe do wypowiedzenia. W ich głowie rodzi się natychmiast strach: strach przed konfliktem, strach przed odrzuceniem, strach przed utratą sympatii kobiety, szefa, znajomych. Tymczasem każde „nie” wypowiedziane z przekonaniem jest cegłą, z której buduje się twoja rama, twoja wartość i twój szacunek do samego siebie. Mężczyzna, który nie potrafi odmawiać, szybko staje się więźniem cudzych oczekiwań, workiem treningowym dla manipulacji i dodatkiem do czyjegoś życia zamiast pełnoprawnym jego architektem.
Dlaczego mężczyźni tak boją się mówić „nie”? Wynika to częściowo z wychowania. Od najmłodszych lat wielu z nas słyszy, że trzeba być grzecznym, że nie wolno sprawiać innym przykrości, że trzeba się dostosować. W szkole nagradza się posłuszeństwo, a nie samodzielne myślenie. W rodzinach często matki oczekują, że syn będzie „dobry i uległy”, że nie sprawi problemów, że zrobi to, o co się go prosi. W pracy uczy się nas, że trzeba przytakiwać, bo inaczej można stracić stanowisko. I tak w dorosłość wchodzi człowiek, który myśli, że jego wartość zależy od tego, czy zawsze się zgadza, czy nigdy nikogo nie urazi, czy wszystkim dogodzi. Tyle tylko, że w relacjach damsko-męskich taki człowiek przegrywa na starcie.
Kobieta, która spotyka mężczyznę, instynktownie bada jego granice. Jeśli za każdym razem słyszy „tak, jak chcesz”, to w jej oczach nie jest to oznaka troski ani partnerstwa, lecz słabości. Oczywiście na początku może być jej wygodnie, bo kto by nie chciał mieć obok siebie osoby, która zawsze spełnia oczekiwania. Ale kobieta nie szuka w mężczyźnie sługi. Szuka partnera, który potrafi wyznaczyć kierunek, który potrafi czasem się sprzeciwić i powiedzieć „nie”. To „nie” jest dla niej sygnałem, że ma do czynienia z facetem pewnym siebie, którego nie można łatwo złamać. I choć na powierzchni może się oburzać, to w głębi serca zaczyna czuć szacunek.
Mówienie „nie” to też sprawdzian spójności….
Jeśli mówisz, że coś jest dla ciebie bardzo ważne, a później zgadzasz się na coś przeciwnego, bez kompromisu czy prawa wzajemności, to twoje słowa tracą znaczenie. Kobieta błyskawicznie zauważa ten rozdźwięk. I nie tylko ona – wszyscy ludzie wokół ciebie. W pracy, wśród znajomych, w rodzinie. Jeśli nigdy nie potrafisz odmówić, stajesz się człowiekiem, którego nikt nie traktuje poważnie. Twoje „tak” również nic nie znaczy, bo skoro zawsze się zgadzasz, to nikt nie wierzy, że naprawdę tak chcesz.
„Nie” ma ogromną moc również dlatego, że jest filtrem. Gdy mówisz „nie”, automatycznie odcinasz od siebie ludzi, którzy chcą cię wykorzystywać, i przyciągasz tych, którzy szanują twoje granice. To działa jak naturalna selekcja. Jeżeli kobieta odchodzi, bo powiedziałeś „nie”, to znaczy, że i tak nie była dla ciebie. Jeżeli ktoś się obraża, bo odmówiłeś rzeczy, która była sprzeczna z twoimi wartościami, to znaczy, że ta osoba nie powinna być w twoim otoczeniu. Każde „nie” oddala od ciebie ludzi niewłaściwych i zbliża tych, którzy naprawdę pasują.
W praktyce mówienie „nie” jest trudne, bo wymaga odwagi i świadomości własnej wartości. Łatwiej jest powiedzieć „tak” i od razu mieć spokój, ale to spokój chwilowy, okupiony stratą szacunku. Prawdziwa trudność polega na tym, że twoje „nie” często wywołuje natychmiastową reakcję: niezadowolenie, foch, złość, czasem nawet odrzucenie. I tu zaczyna się gra o twoją ramę. Jeśli wytrzymasz to napięcie, twoja wartość rośnie. Jeśli się ugniesz, spadasz. To jest psychologiczny mechanizm, którego nie da się oszukać.
Mężczyzna, który nie potrafi mówić „nie”, często próbuje to nadrabiać innymi działaniami: kupuje prezenty, poświęca swój czas, robi nadgodziny, byle tylko kobieta była zadowolona. Ale to nigdy nie działa. To jest jak nalewanie wody do dziurawego wiadra – możesz się starać do upadłego, ale efekt końcowy i tak będzie taki sam: pustka. Kobieta nie czuje szacunku do mężczyzny, który nie potrafi odmówić, bo taki mężczyzna nie ma kręgosłupa.
Mówienie „nie” jest też wyrazem dojrzałości emocjonalnej. Dziecko boi się, że jeśli powie „nie”, mama się obrazi i przestanie kochać. Dorosły mężczyzna rozumie, że prawdziwa relacja opiera się na szczerości, a nie na nieustannym spełnianiu zachcianek. Jeśli kobieta naprawdę cię szanuje, zaakceptuje twoje „nie”. Jeśli nie akceptuje, to znaczy, że nigdy nie chodziło o ciebie, tylko o twoją uległość.
Trzeba też pamiętać, że „nie” działa nie tylko w relacjach z kobietami. To fundament w pracy, w biznesie, w rodzinie, w przyjaźniach. Jeśli nie umiesz odmawiać, nigdy nie będziesz miał czasu i energii na swoje cele. Zawsze będziesz żył cudzym życiem. Twoja kobieta to zobaczy i też przestanie cię szanować. Bo jeśli nie potrafisz postawić granicy szefowi, kolegom czy rodzinie, to tym bardziej nie postawisz jej w związku. A kobieta nie chce być z facetem, którego można dowolnie ugniatać jak plastelinę.
Największy paradoks polega na tym, że kobiety często same prowokują sytuacje, w których facet powinien powiedzieć „nie”. To są testy, które one robią nieświadomie. Proszą o coś absurdalnego, nalegają na coś, co jest sprzeczne z twoimi wartościami, sprawdzają, czy się ugniesz. Jeżeli odmawiasz, czują respekt. Jeżeli się zgadzasz, tracą zainteresowanie. To może wydawać się nielogiczne, ale tak działa dynamika przyciągania. Kobieta nie szuka faceta, który będzie spełniał każde jej życzenie. Szuka faceta, który ma własne zdanie i charakter.
Mówienie „nie” nie musi być brutalne. To nie oznacza, że masz być gburowaty, chamski czy obraźliwy. Najsilniejsze „nie” to takie, które wypowiadasz spokojnie, bez emocji, bez tłumaczeń. Po prostu mówisz: „nie, tego nie zrobię”, „nie, to mi nie odpowiada”, „nie, nie podoba mi się to”. I tyle. Im mniej emocji, tym większa siła. Jeśli zaczynasz się tłumaczyć, twoje „nie” traci moc, bo wygląda jak usprawiedliwienie. A „nie” nie potrzebuje usprawiedliwienia.
Warto tu podać prosty przykład. Wyobraź sobie, że kobieta prosi cię, żebyś poszedł z nią na imprezę, na którą absolutnie nie masz ochoty. Jeżeli mówisz: „no dobrze, skoro chcesz, to pójdę”, wysyłasz sygnał, że twoje potrzeby się nie liczą. Jeśli mówisz: „nie, nie chcę tam iść, ale możemy zrobić coś innego jutro”, wysyłasz sygnał, że masz charakter i alternatywę. I właśnie ta alternatywa jest kluczem. Bo mówienie „nie” to nie tylko odmowa, ale też pokazanie, że masz swoje życie, swoje pomysły, swoje kierunki.
Umiejętność odmawiania buduje twoją aurę przewidywalności i stabilności. Kobieta zaczyna czuć, że jesteś facetem, na którego można liczyć, bo nie dasz się złamać przy byle okazji. To buduje jej poczucie bezpieczeństwa, nawet jeśli w danym momencie się złości. Z czasem ta złość przechodzi w respekt. I to jest fundament trwałej relacji – nie chwilowe zadowolenie, ale głęboki szacunek.
Dlatego każdy mężczyzna, który chce budować swoją subiektywną wartość, musi nauczyć się mówienia „nie”. To nie jest umiejętność opcjonalna, to jest fundament. Bez niej zawsze będziesz kimś, kto się dopasowuje, kto rezygnuje z siebie, kto żyje cudzym życiem. A kobieta, prędzej czy później, odejdzie od takiego faceta. Bo kobieta zawsze wybierze tego, którego szanuje, a nie tego, który zawsze się zgadza.
Jednym z najważniejszych fundamentów budowania subiektywnej wartości mężczyzny jest umiejętność podejmowania decyzji. To właśnie decyzje odróżniają faceta, który prowadzi, od faceta, który jest prowadzony. Kobieta, niezależnie od tego, jak bardzo jest samodzielna, niezależna, wykształcona czy zaradna, pragnie w związku czuć, że obok niej stoi mężczyzna, który wie, czego chce, który ma kierunek i który potrafi przejąć inicjatywę. Brak tej cechy automatycznie spycha mężczyznę na pozycję dodatku, kogoś, kto reaguje zamiast kreować, kto czeka zamiast działać, kto pyta zamiast decydować. I właśnie wtedy kobieta traci zainteresowanie, bo instynktownie czuje, że nie ma obok siebie lidera, tylko kogoś, kto nie potrafi wziąć odpowiedzialności za siebie i za nią.
Wielu mężczyzn unika podejmowania decyzji, bo boi się ryzyka. Myślą, że jeśli podejmą decyzję, a coś pójdzie nie tak, kobieta ich obwini, że to zniszczy atmosferę albo pokaże ich w złym świetle. Dlatego próbują rozmywać odpowiedzialność, przerzucać ją na kobietę albo udawać, że nie ma to znaczenia. „Gdzie chcesz iść?”, „co chcesz zjeść?”, „to jak myślisz, co powinniśmy zrobić?”. Takie pytania są niby neutralne, ale w praktyce niszczą ich wartość. Kobieta, która ciągle słyszy takie pytania, zaczyna czuć się, jakby to ona musiała prowadzić związek, jakby to ona miała być kierownikiem, a nie partnerką. A to odwraca role i niszczy dynamikę przyciągania.
Podejmowanie decyzji to nie tylko wybór restauracji czy filmu. To przede wszystkim sygnał, że mężczyzna nie boi się odpowiedzialności. Kiedy mówisz: „Zarezerwowałem stolik na siódmą”, albo „jutro jedziemy w góry, spakuj się lekko”, pokazujesz, że bierzesz stery. Może jej się to nie zawsze spodoba w danym momencie, może czasem skomentuje albo skrzywi się, ale w głębi serca poczuje, że jesteś kimś, na kim można polegać. A to uczucie dla kobiety jest bezcenne. To buduje w niej poczucie bezpieczeństwa i stabilności, które są fundamentem jej zaufania i jej szacunku do ciebie.
Niektórzy mężczyźni mylą podejmowanie decyzji z dyktaturą. Myślą, że chodzi o to, żeby narzucać wszystko i nigdy nie pytać o zdanie kobiety. To jest błąd. Prawdziwe prowadzenie polega na tym, że słuchasz, co mówi druga strona, bierzesz to pod uwagę, ale ostateczny kierunek wyznaczasz ty. To ty nadajesz ramy i kształt relacji. Kobieta może się do nich dostosować, może je negocjować, ale widzi, że to ty jesteś źródłem energii i inicjatywy. To działa jak kotwica – nawet jeśli czasem się sprzeciwi, w głębi duszy będzie ci wdzięczna, że to ty wziąłeś ciężar decyzji na siebie. Bo decyzje to ciężar. I kobiety, choć potrafią je podejmować, nie chcą przez całe życie dźwigać tego ciężaru w związku. One chcą czuć, że mają partnera, który stanie obok i powie: „idziemy tędy”.
Podejmowanie decyzji to także umiejętność szybkiego działania. Facet, który zastanawia się godzinami, który waha się, który analizuje każdą drobnostkę, traci w oczach kobiety. Oczywiście, są sytuacje, w których trzeba się zastanowić, przemyśleć coś poważnego, ale w codziennym życiu liczy się dynamika. Jeśli ona pyta: „co robimy wieczorem?”, a ty odpowiadasz: „idziemy na kolację, już mam pomysł”, od razu rośniesz w jej oczach. To pokazuje, że masz energię, pomysły i że jesteś facetem, który nie gubi się w prostych sprawach. A jeśli odpowiadasz: „nie wiem, a ty co chcesz?”, to wygląda jakbyś oddawał jej ster. I od tego momentu twoja wartość spada.
Trzeba zrozumieć, że podejmowanie decyzji jest też formą komunikacji niewerbalnej. To nie tylko słowa, to cały sposób bycia. Mężczyzna, który wchodzi do restauracji i od razu prowadzi kobietę do stolika, wysyła sygnał, że jest liderem. Mężczyzna, który stoi przy drzwiach i pyta pięć razy „gdzie usiądziemy?”, wysyła sygnał, że nie ma pewności siebie. Kobieta odbiera te sygnały błyskawicznie, nawet jeśli ich nie analizuje świadomie. To działa na poziomie instynktów. I to właśnie dlatego tak wielu mężczyzn przegrywa – bo oddają decyzje, które mogliby podjąć bez problemu.
Podejmowanie decyzji wzmacnia również twoją spójność. Jeżeli mówisz, że jesteś facetem z charakterem, ale w praktyce boisz się zdecydować nawet, co zjeść na obiad, twoje słowa nie mają znaczenia. Kobieta od razu czuje, że to, co pokazujesz na zewnątrz, nie jest zgodne z tym, co prezentujesz w środku. A nic tak nie zabija wartości mężczyzny jak niespójność. Z kolei kiedy twoje decyzje są zgodne z twoimi wartościami i twoim stylem życia, twoja atrakcyjność rośnie. Nawet jeśli czasem się pomylisz, nawet jeśli decyzja okaże się nieidealna, liczy się fakt, że to ty ją podjąłeś. Bo błędy można naprawić, ale brak charakteru jest nie do naprawienia.
Kolejnym aspektem jest konsekwencja. Podejmowanie decyzji nie kończy się na samym wyborze. Trzeba jeszcze tę decyzję utrzymać. Jeśli mówisz: „idziemy tu”, a po pierwszym jej skrzywieniu się zmieniasz zdanie, to twoja decyzja nie miała żadnej wartości. Kobieta musi zobaczyć, że jesteś gotów obronić swoje zdanie, nawet jeśli pojawi się lekki sprzeciw. To właśnie wtedy zaczyna cię szanować. Bo kobieta nie szanuje decyzji, które zmieniają się przy pierwszym podmuchu wiatru. Szanuje te, które są stabilne i mocne, nawet jeśli na początku nie były jej w smak.
Podejmowanie decyzji to także inwestycja w samego siebie. Im częściej decydujesz, tym bardziej trenujesz tę umiejętność. To jak mięsień – im więcej go używasz, tym silniejszy się staje. Na początku możesz się bać, możesz popełniać błędy, ale z czasem nabierasz pewności i naturalności. I wtedy kobieta widzi, że masz coś, czego brakuje większości mężczyzn – zdolność kierowania życiem. A to jest niezwykle atrakcyjne, bo daje jej poczucie, że z tobą może iść przez życie bez lęku, że w kryzysie nie spanikujesz, tylko podejmiesz decyzję i będziesz działał.
Na koniec trzeba powiedzieć jasno: podejmowanie decyzji to nie manipulacja, to nie sztuczka, to nie gra. To sposób na życie, to wyraz twojej tożsamości. Facet, który decyduje, pokazuje, że ufa sobie, że zna swoje wartości, że nie boi się odpowiedzialności. Facet, który unika decyzji, pokazuje, że się boi, że woli, aby inni kreowali jego życie. A kobieta zawsze wybierze tego, kto prowadzi, a nie tego, kto się chowa.
Jednym z największych cichych zabójców męskiej wartości w oczach kobiety są wymówki. Dla wielu facetów to naturalny mechanizm obronny: coś nie wyszło, coś się spóźniło, coś nie zadziałało tak, jak trzeba i od razu pojawia się kaskada tłumaczeń. „Przepraszam, korki były ogromne, tramwaj się spóźnił, w pracy szef mnie zatrzymał, no i jeszcze telefon padł, więc nie mogłem napisać.” Brzmi znajomo? Problem polega na tym, że dla kobiety to nie jest wyraz odpowiedzialności ani próba wyjaśnienia sytuacji. To sygnał, że mężczyzna nie potrafi wziąć życia na klatę, że boi się konsekwencji i zamiast stanąć prosto, ucieka w narrację, która ma go wybielić. I co najgorsze, im więcej takich wymówek, tym bardziej kobieta zaczyna czuć, że ma obok siebie chłopca, a nie faceta.
Dlaczego wymówki tak bardzo niszczą twoją wartość? Bo komunikują jedno: nie kontrolujesz swojego życia. Każde „sorry, nie moja wina, to przez…” to jakbyś mówił jej wprost: „ja nie mam wpływu na rzeczywistość, jestem tylko pasażerem, któremu cały czas coś przeszkadza.” Kobieta instynktownie czuje, że nie może ci zaufać, bo jeśli w małej sprawie się tłumaczysz, to co się stanie, kiedy życie rzuci wam pod nogi prawdziwy kryzys? Czy też będziesz się zasłaniał losem, pogodą, szefem albo złym dniem? Ona potrzebuje obok kogoś, kto umie stawić czoła problemom, a nie kogoś, kto od razu szuka winnych.
Wymówki to także przejaw lęku przed oceną. Facet, który cały czas się usprawiedliwia, pokazuje, że nie ufa swojej wartości i że panicznie boi się, iż kobieta uzna go za niewystarczającego. Dlatego próbuje od razu zasypać sytuację lawiną tłumaczeń, żeby tylko nie pomyślała, że jest niekompetentny. Tymczasem efekt jest odwrotny. Im bardziej się tłumaczysz, tym mniej jesteś męski. Bo męskość to zdolność powiedzenia: „tak, spóźniłem się, zaczynamy”, i tyle. Bez rozwlekania, bez szukania winnych, bez mazania się. To jest siła. To jest prostota, która budzi respekt. Wtedy kobieta widzi, że nie boisz się konfrontacji z rzeczywistością. Zawaliłeś? Przyznajesz. Ale robisz krok do przodu. Dla niej to znak, że jesteś stabilny emocjonalnie, że umiesz przyjąć cios i iść dalej. I to jest to, co odróżnia lidera od chłopca.
Co więcej, wymówki obniżają twoją energię w oczach kobiety. Zauważ, że kiedy zaczynasz się tłumaczyć, automatycznie wchodzisz w tryb defensywny. Twoje ciało się spina, głos przyspiesza, ton staje się wyższy, jakbyś chciał przekonać nauczyciela w podstawówce, że to naprawdę nie twoja wina, że nie odrobiłeś zadania domowego. Kobieta odbiera to wszystko bardzo wyraźnie, nawet jeśli nie analizuje świadomie. Widzi, że zamiast być spokojny i niewzruszony, jesteś rozemocjonowany i podenerwowany. To sygnał, że nie radzisz sobie z emocjami, że każdy drobiazg potrafi cię wytrącić z równowagi. A mężczyzna, który nie panuje nad sobą w małych sytuacjach, w jej oczach nie będzie w stanie zapanować nad dużymi.
Trzeba też zrozumieć, że wymówki to mechanizm, który sam się napędza. Raz, drugi, trzeci się usprawiedliwisz i zaczynasz wchodzić w rolę faceta, który zawsze ma jakieś „ale”. Spóźnienie? „Ale korki.” Brak planu? „Ale miałem ciężki tydzień.” Nieodpisanie na wiadomość? „Ale telefon się rozładował.” Zauważ, że wtedy twoje życie staje się serią alibi. Nie jesteś już facetem, który coś tworzy i kontroluje, tylko gościem, którego życie prowadza za rękę i ciągle rzuca mu przeszkody. Kobieta nie chce mieć obok siebie takiej osoby. Ona może to znosić na początku, ale prędzej czy później uzna, że skoro nawet proste rzeczy cię przerastają, to nie nadajesz się na kogoś, komu może powierzyć swoje bezpieczeństwo i swoje emocje.
Przyjrzyj się także, jak wymówki brzmią dla kobiety. Ona czekała, ubrała się, przygotowała, liczyła na spotkanie. Ty przychodzisz pół godziny później i zamiast po prostu powiedzieć „spóźniłem się, chodźmy”, zaczynasz recital o tym, jak samochód się zepsuł, pies sąsiada wybiegł na ulicę, a jeszcze w międzyczasie zadzwoniła mama. W jej oczach nie wyglądasz jak facet, który kontroluje sytuację. Wyglądasz jak chłopak, który się tłumaczy, żeby uniknąć kary. A kobieta nie jest twoją matką. Ona nie chce słyszeć usprawiedliwień. Ona chce widzieć, że jej czas jest szanowany i że masz w sobie odpowiedzialność. Paradoksalnie, nawet jeśli powiesz krótkie „spóźniłem się”, ale potem dasz energię spotkaniu, to straty zostaną szybko odrobione. Ale jeśli wejdziesz w tryb tłumaczeń, nawet idealne spotkanie będzie już miało posmak słabości.
Warto też podkreślić, że brak wymówek buduje aurę spójności. To, co zabija atrakcyjność, to rozdźwięk między tym, jak mężczyzna się prezentuje, a tym, jak reaguje w trudnych sytuacjach. Jeśli kreujesz się na silnego, pewnego siebie, niezależnego, ale w praktyce przy pierwszym problemie zasypujesz kobietę litanią tłumaczeń, twoja maska opada. Ona widzi, że jesteś niespójny, że wyglądasz jak lider, a zachowujesz się jak chłopiec. Natomiast jeśli mówisz prosto, bierzesz odpowiedzialność i nie wikłasz się w usprawiedliwienia, twoja wartość rośnie, bo pokazujesz, że to, co reprezentujesz, ma pokrycie w czynach.
Nie można też zapomnieć o psychologicznym aspekcie wymówek. Każde usprawiedliwienie to de facto oddanie kontroli na zewnątrz. To przyznanie, że to świat decyduje o twoim życiu, a nie ty. I kobieta bardzo szybko to wychwytuje. Dla niej nie ma znaczenia, czy naprawdę były korki, czy faktycznie zadzwonił szef. Liczy się to, że ty postawiłeś to na pierwszym miejscu i oddałeś odpowiedzialność czynnikom zewnętrznym. Facet, który jest wartościowy, nigdy nie oddaje tej odpowiedzialności. Nawet jeśli naprawdę coś się wydarzyło, on i tak mówi wprost: „tak, tak się stało, idziemy dalej.” To pokazuje, że ma wewnętrzną siłę i że nic nie wybije go z równowagi. A to działa na kobietę jak magnes, bo daje jej poczucie, że ma obok skałę, a nie chorągiewkę.
Z drugiej strony, warto zrozumieć, że pozbycie się wymówek nie oznacza bycia bezdusznym czy aroganckim. To nie jest kwestia ignorowania sytuacji czy braku szacunku. To kwestia ramy. Możesz powiedzieć „tak, spóźniłem się, przykro mi, zaczynamy”, i to wystarczy. Krótko, rzeczowo, bez dramatów. Możesz też użyć humoru, który rozładuje napięcie, ale nadal nie będzie wymówką. „Tak, spóźniłem się, trzeba będzie złożyć wniosek o cofnięcie czasu.” To pokazuje, że jesteś świadomy sytuacji, bierzesz ją na klatę, ale nie rozmywasz swojej energii w tłumaczeniach. W ten sposób nie tracisz wartości, a czasem wręcz ją podnosisz, bo pokazujesz, że nawet w niezręcznym momencie umiesz zachować luz i dystans.
Rezygnacja z wymówek to także ćwiczenie wewnętrznej dyscypliny. Kiedy świadomie mówisz sobie: „nie będę się tłumaczył”, zmuszasz się do brania odpowiedzialności. To buduje charakter. Na początku będzie trudne, bo całe życie uczono nas, że trzeba się tłumaczyć – w szkole przed nauczycielem, w domu przed rodzicami, w pracy przed szefem. Ale w relacjach damsko-męskich to działa odwrotnie. Kobieta nie jest twoim nauczycielem ani szefem. Ona chce widzieć partnera, a nie podwładnego. Dlatego każdy moment, w którym odrzucasz wymówki i mówisz prosto, wzmacnia twoją pozycję i pokazuje, że masz mentalność lidera.
Podsumowując, wymówki to trucizna, która powoli, ale skutecznie niszczy subiektywną wartość mężczyzny. Każde usprawiedliwienie to krok w stronę roli chłopca, który szuka akceptacji, zamiast roli faceta, który daje kierunek. Kobieta nie potrzebuje słuchać, dlaczego coś się stało. Ona potrzebuje czuć, że mimo wszystko jesteś obecny, silny i niewzruszony. Dlatego kluczem jest prostota. Przyznaj, jeśli zawaliłeś, ale nie rozwlekaj. Bierz odpowiedzialność, ale nie oddawaj jej światu. Pokazuj, że niezależnie od okoliczności masz siłę, by iść dalej. Bo właśnie w takich momentach twoja wartość w jej oczach nie spada, ale rośnie. A im mniej wymówek w twoim życiu, tym więcej szacunku, zaufania i autentycznej atrakcyjności zyskujesz.
Kiedy mówimy o podnoszeniu swojej wartości w oczach kobiety, wiele osób automatycznie myśli o pieniądzach, statusie społecznym albo umiejętnościach uwodzenia. Tymczasem podstawą, na której buduje się wszystko inne, jest prosty, ale często zaniedbywany fundament — dbanie o siebie. Nie chodzi tylko o to, żeby dobrze wyglądać na zdjęciu profilowym albo żeby pachnieć ładnie na randce. Dbanie o siebie to kompleksowe podejście do własnej osoby, które obejmuje ciało, zdrowie, psychikę, styl, energię i dyscyplinę. To coś, co pokazuje kobiecie, że nie jesteś gościem, który czeka aż życie samo się ułoży, tylko człowiekiem, który bierze odpowiedzialność za siebie w każdym aspekcie. A to jest coś, co budzi podziw i respekt dużo bardziej niż jakakolwiek drobna sztuczka czy wyuczony tekst.
Wyobraź sobie dwie sytuacje. W pierwszej spotykasz faceta, który opowiada ci, że pracuje nad sobą, że ma wielkie cele, że chce zmieniać swoje życie. Ale widzisz, że ma żółte zęby, paznokcie obgryzione do krwi, ubrania jakby wyciągnięte z dna szafy sprzed dekady i ogólnie bije od niego energia zaniedbania. W drugiej spotykasz kogoś, kto może nie mówi ani słowa o samorozwoju, ale od razu rzuca ci się w oczy, że wygląda świeżo, pachnie dobrze, jest zadbany, ma czyste buty, przycięty zarost albo gładką skórę, a jego ciało świadczy, że trenuje i dba o zdrowie. Kogo traktujesz poważniej? Kto w twoich oczach jest bardziej wiarygodny? Odpowiedź jest oczywista. To, jak dbasz o siebie, mówi o tobie głośniej niż wszystkie twoje słowa.
Kobiety mają niesamowicie wyczulony radar na spójność. Jeśli mówisz, że jesteś ambitny, że jesteś facetem z charakterem, ale wyglądasz, jakbyś nie mógł się zmobilizować nawet do ogarnięcia własnej twarzy w lustrze, to one od razu wiedzą, że coś jest nie tak. Zaniedbanie wysyła bardzo prosty komunikat: nie kontroluję swojego życia, jestem bierny, nie umiem ogarniać podstaw. A jeżeli facet nie ogarnia podstaw, to jak ma zapewnić kobiecie stabilność, bezpieczeństwo, energię i emocje? To dlatego mężczyzna, który nie dba o siebie, traci punkty jeszcze zanim zdąży się odezwać.
Dbanie o siebie to nie jest próżność ani obsesja na punkcie wyglądu. To wyraz szacunku do siebie. Facet, który regularnie trenuje, zdrowo się odżywia, śpi tyle, ile trzeba, a do tego dba o higienę i styl, pokazuje światu, że siebie ceni. A kobieta patrząc na niego wie, że skoro on ceni siebie, to będzie potrafił cenić i ją. Jeśli natomiast facet wygląda, jakby sam siebie nie szanował, to trudno oczekiwać, że ktoś inny będzie go szanował. To jest ten subtelny, ale niezwykle mocny sygnał, który działa na kobiety w sposób instynktowny. To działa głębiej niż słowa i bardziej bezpośrednio niż jakiekolwiek gesty. To widać i czuć od razu.
Weźmy przykład siłowni. Wiele osób myśli, że facet, który ćwiczy, robi to tylko po to, żeby imponować kobietom mięśniami. Ale to nie o to chodzi. Kobieta, widząc wysportowanego mężczyznę, nie tylko widzi mięśnie. Ona widzi dyscyplinę. Widzi, że potrafisz zmusić się do wysiłku, że dbasz o swoje zdrowie, że nie jesteś leniwy. Widzi, że masz energię i że w razie potrzeby możesz być silny i wytrzymały. To są rzeczy, które działają na jej instynkt. I to nie ma znaczenia, czy masz sześciopak jak z okładki magazynu, czy po prostu widać, że się ruszasz i dbasz o kondycję. Kobieta od razu czuje różnicę między facetem, który się dusi po wejściu na drugie piętro, a facetem, który ma w sobie naturalną energię i witalność. Jeden w jej oczach jest obciążeniem, drugi wsparciem.
Ale dbanie o siebie to nie tylko ciało. To również psychika. Facet, który pracuje nad swoim spokojem, nad kontrolą emocji, nad tym, żeby nie dać się wciągnąć w byle jakie dramy, też pokazuje, że dba o siebie. Kobieta od razu wyczuwa, czy masz w sobie harmonię, czy ciągle jesteś rozbity i rozedrgany. Jeśli jesteś tym drugim, to ona szybko straci do ciebie cierpliwość. Jeśli jesteś tym pierwszym, zyskasz jej szacunek, bo będzie wiedziała, że masz solidny fundament, na którym można budować. Dbanie o siebie to także umiejętność powiedzenia „nie” ludziom i sytuacjom, które ci szkodzą. To świadomy wybór, żeby nie zatruwać się toksycznymi znajomościami, alkoholem, używkami czy nałogami. Kobieta nie musi znać twojej historii w szczegółach. Ona to czuje. Widzi w twoich oczach i twojej postawie, czy jesteś człowiekiem, który ma nad sobą kontrolę, czy kimś, kto dryfuje bez celu.
Jest jeszcze jeden bardzo ważny aspekt dbania o siebie, który często jest lekceważony — styl. To, jak się ubierasz, jak dobierasz dodatki, jak pachniesz. Nie chodzi o to, żeby wydawać tysiące na markowe ubrania, ale o to, żeby wyglądać schludnie, czysto i z klasą. Kobieta od razu rozpoznaje, czy masz gust, czy wiesz, jak się przedstawić światu. Bo twój styl jest komunikatem. Jeśli wyglądasz jak ktoś, kto ubrał się przypadkowo, to wysyłasz sygnał: „nie dbam o to, jak mnie postrzegają.” Jeśli natomiast wyglądasz jak ktoś, kto świadomie wybiera swój wizerunek, to pokazujesz, że masz kontrolę nad swoim życiem i wiesz, jak chcesz być odbierany. To działa niezwykle mocno, nawet jeśli nie padnie ani jedno słowo na ten temat. Ona po prostu to czuje.
I jeszcze jedna rzecz, której wielu facetów nie rozumie: kobieta dba o siebie, bo to jest część jej natury i presji społecznej. Poświęca godziny na makijaż, fryzjera, ubrania, pielęgnację. I kiedy widzi faceta, który nie robi absolutnie nic, żeby zadbać o siebie, to czuje się oszukana. Dlaczego ona ma się starać, a ty nie? Dlaczego ona ma wyglądać świetnie, a ty uważasz, że wystarczy, że założysz stare jeansy i byle jaką koszulkę? To nie chodzi o równouprawnienie, tylko o elementarną zasadę wzajemności. Jeśli chcesz być traktowany jak ktoś wartościowy, musisz sam siebie tak traktować. Kobieta, która inwestuje w swój wygląd, oczekuje faceta, który także dba o siebie. Nie musi być model, ale musi być facet, który pokazuje, że nie jest obojętny wobec własnej osoby.
Dbanie o siebie ma też ogromne znaczenie dla twojej własnej psychiki. Kiedy wyglądasz dobrze, czujesz się dobrze. Kiedy twoje ciało jest sprawne, twoje myśli są jaśniejsze. Kiedy pachniesz świeżo i masz czyste ubranie, jesteś bardziej pewny siebie. A ta pewność siebie promieniuje na zewnątrz i kobieta ją czuje. To nie jest magia. To prosta zależność: im lepiej dbasz o siebie, tym bardziej czujesz się warty uwagi. A jeśli ty czujesz, że jesteś warty uwagi, kobieta też tak cię postrzega. To zamknięty krąg, ale ty decydujesz, w którą stronę się kręci. Możesz zaniedbać siebie i wpaść w spiralę bylejakości, albo możesz zainwestować w siebie i wejść na spiralę wzrostu.
Nie można też zapominać, że dbanie o siebie to inwestycja długoterminowa. Mięśnie, zdrowie, styl, energia — to wszystko nie bierze się z dnia na dzień. To efekt nawyków. Kobieta patrząc na ciebie widzi nie tylko to, jak wyglądasz teraz, ale też czy jesteś facetem, który będzie atrakcyjny za pięć, dziesięć, dwadzieścia lat. Jeśli widzi, że dbasz o siebie teraz, wie, że to twoja filozofia życia, a nie chwilowy zryw. Jeśli widzi, że już się zapuściłeś, wie, że z czasem będzie tylko gorzej. I podejmuje decyzję na tej podstawie. Dlatego tak ważne jest, żebyś nie traktował dbania o siebie jak obowiązku od święta, ale jak coś, co jest twoim stylem życia.
Wszystko to prowadzi do jednej prostej prawdy: kobieta postrzega twoją wartość dokładnie tak, jak sam ją pokazujesz i bronisz. Jeśli nie dbasz o siebie, to pokazujesz, że nie masz wartości. Jeśli dbasz, to nie musisz tego mówić. To widać, to czuć, to działa. Dlatego pamiętaj, że twoje ciało, twoja psychika, twój styl i twoje nawyki są twoją wizytówką. To one mówią o tobie więcej niż twoje słowa. A jeśli chcesz, żeby kobieta widziała w tobie kogoś wartościowego, musisz zacząć od najprostszego fundamentu — od dbania o siebie. Bo jeśli nie potrafisz zadbać o siebie, to jak masz zadbać o nią?
Robienie nieoczekiwanych ruchów w relacjach damsko–męskich to jeden z najbardziej niedocenianych elementów budowania atrakcyjności. Wbrew pozorom nie chodzi tu tylko o jakieś spektakularne niespodzianki, romantyczne gesty czy spontaniczne wyjazdy w egzotyczne miejsca. To może być element, ale fundament tkwi gdzie indziej. Kobieta, żeby być zainteresowana, musi czuć emocje. To jest jak tlen dla związku. Bez emocji, nawet najbardziej poukładany i „idealny” mężczyzna stanie się w jej oczach nudny i przewidywalny. A nuda w relacjach to prosta droga do tego, że zacznie się rozglądać za kimś, kto da jej więcej bodźców. I właśnie tu wchodzą w grę nieoczekiwane ruchy, które są jak iskra podtrzymująca ogień.
Wyobraź sobie, że codziennie chodzisz do tej samej restauracji i zamawiasz tę samą potrawę. Na początku może ci smakować, ale po kilku tygodniach masz dość. Tak samo działa przewidywalność w związku. Jeśli ona wie, że zawsze zabierzesz ją w piątek do tej samej knajpy, że zawsze w sobotę pójdziecie do kina, że twoje reakcje w każdej sytuacji są identyczne, to jej emocje zaczynają gasnąć. Dlatego mężczyzna, który potrafi w odpowiednim momencie zaskoczyć, wytrącić z rutyny, wprowadzić nową energię, zyskuje w jej oczach ogromnie dużo. To nie musi być wielkie wydarzenie. Czasami wystarczy mały, nieoczekiwany ruch, który pokazuje, że nie jesteś schematem, ale żywym człowiekiem, który potrafi być nieprzewidywalny.
Nieoczekiwane ruchy to wbrew pozorom nie tylko romantyczne niespodzianki, ale też element twojej męskiej ramy. One pokazują, że ty kontrolujesz sytuację i że masz w sobie energię do kreowania rzeczywistości. Jeśli na przykład w środku tygodnia nagle powiesz jej, żeby spakowała się, bo jedziecie na noc do innego miasta, nawet jeśli to tylko 50 kilometrów dalej, to w jej oczach jesteś facetem, który tworzy przygody. Ona od razu czuje, że życie z tobą nie będzie nudne. I to jest ten element, którego kobiety szukają, nawet jeśli same sobie tego do końca nie uświadamiają. To właśnie dlatego tyle kobiet mówi: „z nim było coś innego, czułam się jak w filmie”. Nie dlatego, że ten facet był milionerem, ale dlatego, że potrafił zaskoczyć i wybić je z codziennej rutyny.
Ale nieoczekiwane ruchy nie ograniczają się tylko do wyjazdów czy prezentów. To też sposób, w jaki reagujesz w trudnych sytuacjach. Jeśli ona spodziewa się, że się zdenerwujesz, a ty reagujesz spokojem, to już jest element zaskoczenia. Jeśli spodziewa się, że będziesz się tłumaczył, a ty milczysz i patrzysz jej w oczy, to też jest zaskoczenie. Kobieta żyje emocjami i reaguje na kontrasty. Jeśli zawsze reagujesz tak samo, nie ma kontrastu, nie ma zaskoczenia, nie ma emocji. Jeśli potrafisz wyjść poza schemat, zyskujesz jej uwagę i podnosisz swoją wartość.
Dlaczego to jest takie ważne? Bo nieoczekiwane ruchy pokazują, że masz dostęp do zasobów energetycznych i kreatywnych, które są dla kobiety kluczowe. Facet, który jest przewidywalny jak zegarek, to dla niej sygnał, że jego świat jest ubogi. Facet, który potrafi wymyślić coś niespodziewanego, to sygnał, że jego świat jest bogaty i warto w nim zostać. Kobieta chce się czuć jak bohaterka przygody, nie jak pracownica w biurze, gdzie każdy dzień jest taki sam. To właśnie różnica między emocjonalnym rollercoasterem a nudnym tramwajem, który zawsze jedzie tą samą trasą.
Jednocześnie trzeba rozumieć, że nieoczekiwane ruchy nie mogą być desperacką próbą „kupienia” jej uwagi. Jeśli robisz niespodzianki tylko po to, żeby ją zatrzymać, ona to wyczuje i efekt będzie odwrotny. Nie chodzi o to, żebyś codziennie organizował teatr, ale żeby twoje działania wynikały z twojej energii i stylu życia. Jeśli sam masz w sobie ciekawość świata, lubisz nowe doświadczenia, to naturalnie wprowadzasz to do relacji. Jeśli robisz to tylko po to, żeby ona była zadowolona, to jest sztuczne i szybko się wyczerpie. Klucz polega na tym, że to ty jesteś źródłem tej energii, a ona po prostu ma szczęście być jej odbiorcą.
Ciekawym aspektem jest też to, że nieoczekiwane ruchy to nie tylko kwestia tego, co robisz, ale też tego, czego nie robisz. Czasami największym zaskoczeniem dla kobiety jest to, że nie reagujesz tak, jak reaguje większość facetów. Na przykład, gdy ona próbuje cię sprowokować albo testuje twoje granice. Większość mężczyzn zacznie się tłumaczyć, przepraszać, złościć. Ty możesz zamiast tego się uśmiechnąć, zmienić temat, zrobić coś kompletnie odwrotnego. To wprowadza element nieprzewidywalności, który od razu podnosi twoją atrakcyjność. Kobieta nie chce faceta, którego reakcje zna na pamięć, bo wtedy jej emocje znikają. Ona chce faceta, który potrafi ją zaskoczyć, nawet jeśli to małe rzeczy.
Nieoczekiwane ruchy mają też jeszcze jedną funkcję — pokazują, że nie boisz się ryzyka. A ryzyko to cecha, którą kobiety podziwiają u mężczyzn. Jeśli potrafisz podjąć decyzję, która nie jest do końca przewidywalna, to sygnał, że masz odwagę. To nie musi być od razu ryzykowny biznes czy skok ze spadochronem. Czasami to może być drobny gest, który pokazuje, że nie boisz się wyjść poza schemat. Kobieta od razu to widzi i czuje, bo jej instynkt jest nastawiony na to, żeby szukać mężczyzny, który potrafi kreować rzeczywistość, a nie tylko dopasowywać się do niej.
Trzeba jednak pamiętać, że nieoczekiwane ruchy muszą być autentyczne. Jeśli próbujesz udawać kogoś, kim nie jesteś, prędzej czy później wyjdzie to na jaw i zamiast podnieść swoją wartość, stracisz ją. Kobieta wyczuje, czy twoje działania wynikają z tego, że naprawdę masz w sobie energię i chęć, czy z tego, że desperacko próbujesz zrobić wrażenie. Autentyczność to klucz. Jeśli naprawdę lubisz spontaniczność, to będzie widać i działać. Jeśli tylko grasz rolę, to w końcu pękniesz i efekt będzie odwrotny.
Podsumowując, robienie nieoczekiwanych ruchów to sztuka, która podtrzymuje emocje i atrakcyjność w związku. To nie tylko spektakularne niespodzianki, ale też codzienne drobiazgi, które pokazują, że masz w sobie energię, kreatywność i odwagę. Kobieta chce czuć, że życie z tobą to przygoda, a nie nudna rutyna. Chce być zaskakiwana w pozytywny sposób, bo wtedy jej emocje są żywe. A emocje to paliwo, które podtrzymuje jej zainteresowanie i zaangażowanie. Dlatego pamiętaj — jeśli chcesz, żeby kobieta była z tobą naprawdę obecna, dawaj jej emocje poprzez nieoczekiwane ruchy. To one sprawiają, że twoja wartość rośnie i że ona patrzy na ciebie jak na faceta, którego nie da się zapomnieć.
Nie dawaj pełnego dostępu – to zdanie, które na pierwszy rzut oka może wydawać się banalne, a w rzeczywistości kryje w sobie jeden z najważniejszych mechanizmów psychologicznych rządzących dynamiką relacji damsko–męskich. Kobieta zawsze obserwuje, jak traktujesz siebie, swoją energię, swój czas i swoje zasoby. Jeśli od początku dostaje pełny, nieograniczony dostęp do wszystkiego, co masz – do swojego kalendarza, emocji, pieniędzy, ciała, uwagi – to w jej oczach twoja wartość gwałtownie spada. To jak z aplikacją premium, która nagle staje się darmowa i dostępna dla każdego – ludzie natychmiast przestają ją cenić, nawet jeśli jeszcze chwilę wcześniej byli w stanie płacić krocie, by z niej korzystać.
Mężczyzna, który daje kobiecie pełen dostęp do swojego życia od pierwszych chwil, staje się przezroczysty. Ona nie musi się starać, nie musi inwestować, nie musi niczego wnosić od siebie, bo wszystko już ma na wyciągnięcie ręki. To zabija dynamikę przyciągania. Kobieta nie czuje ekscytacji ani emocji, bo nie ma procesu odkrywania, nie ma etapu zdobywania, nie ma przestrzeni do wyobrażeń. A przecież to właśnie tajemnica i brak pełnego dostępu budują fascynację i sprawiają, że druga osoba staje się w jej oczach kimś wyjątkowym.
Nie chodzi o to, żebyś grał w tanie gierki i udawał, że jesteś zajęty albo niedostępny, kiedy w rzeczywistości siedzisz w domu i przewijasz telefon. Chodzi o autentyczne ustawienie swoich priorytetów. Twoje życie musi mieć treść, cele, zajęcia, które są ważniejsze od tego, czy ona akurat napisze albo zadzwoni. Jeśli kobieta od razu widzi, że twoje dni są wypełnione pracą, treningami, pasjami, spotkaniami z przyjaciółmi i że nie siedzisz w pogotowiu, czekając tylko na jej sygnał, to w jej oczach rośnie twoja atrakcyjność. Jesteś zajęty, masz własny świat, a ona musi włożyć wysiłek, żeby się w nim znaleźć. I to jest dokładnie to, co sprawia, że zaczyna cenić twoją uwagę, bo nie jest dostępna na każde zawołanie.
Pełny dostęp niszczy też naturalną równowagę sił w związku. Jeśli od początku pokazujesz, że możesz rzucić wszystko, żeby tylko ją zobaczyć, że odpowiadasz natychmiast na każdą wiadomość, że zawsze jesteś gotów się dostosować, to ona automatycznie zaczyna myśleć, że twoja energia jest tania. A energia tania nie jest ceniona. Z czasem to prowadzi do tego, że przestaje szanować twoje granice, bo wie, że i tak zawsze zrobisz tak, jak ona chce. Na początku może być jej miło, że jesteś taki „oddany”, ale z biegiem czasu poczuje ciężar tego, że nie ma w tobie żadnego wyzwania. A kobieta bez wyzwania to kobieta, która traci zainteresowanie.
Mechanizm ten jest głęboko zakorzeniony w psychologii ludzkiej. To, co dostępne w ograniczonym zakresie, zawsze wydaje się cenniejsze. Kolekcjonerzy płacą fortuny za unikatowe monety czy znaczki, choć ich wartość użytkowa jest żadna. Dlaczego? Bo są rzadkie. Podobnie działa twoja uwaga. Jeśli jest nieograniczona i dostępna non stop, to przestaje być cenna. Jeśli natomiast jest dawkowana w sposób naturalny – bo masz swoje życie, bo nie odpowiadasz na wiadomości natychmiast, bo czasami jesteś naprawdę zajęty – to kobieta czuje, że twoja energia jest czymś, o co warto zabiegać.
Nie dawaj pełnego dostępu oznacza też, że musisz umieć stawiać granice w sferze emocjonalnej. Jeśli od razu wylewasz przed nią wszystkie swoje lęki, traumy i problemy, to ona nie czuje, że odkrywa ciebie krok po kroku. Zamiast fascynacji pojawia się poczucie przytłoczenia. Kobieta ma czuć, że zdobywa twoje wnętrze, a nie że dostała do niego klucze na pierwszym spotkaniu. To proces. Jeśli potrafisz stopniowo otwierać kolejne warstwy, ona czuje, że inwestuje w relację, że to, co dostaje, ma wagę, bo nie było dane od razu.
Nie chodzi o to, żebyś był zimny i zamknięty, ale o to, żebyś kontrolował tempo odsłaniania siebie. Ludzie zawsze bardziej cenią to, co wymaga czasu i wysiłku. Jeśli na początku znajomości opowiadasz wszystko o sobie, nie zostawiasz żadnej tajemnicy, żadnego pola do odkrywania. A kobieta kocha odkrywać. Uwielbia czuć, że krok po kroku dociera do głębi twojej osobowości. Jeśli odbierzesz jej tę możliwość, pozbawiasz ją jednej z największych przyjemności związku – poczucia, że buduje z tobą coś wyjątkowego.
Nie dawanie pełnego dostępu dotyczy również fizyczności. Wielu mężczyzn popełnia błąd, pozwalając kobiecie przekraczać ich granice, dotykać, kiedy chce, przychodzić i wychodzić z ich życia bez żadnych konsekwencji. A to zabija dynamikę. Kobieta musi czuć, że twój świat ma zasady. Jeśli ona je łamie, a ty udajesz, że nic się nie stało, to w jej oczach jesteś bez charakteru. Jeśli natomiast umiesz spokojnie, ale stanowczo postawić granicę, natychmiast twoja wartość rośnie.
Co ciekawe, nie dawanie pełnego dostępu nie oznacza bycia chłodnym i zdystansowanym. Wręcz przeciwnie, możesz być ciepły, możesz być obecny, ale robisz to na swoich warunkach. To sprawia, że ona czuje twoją ramę. Kobieta, która ma cię na każde zawołanie, szybko traci szacunek. Kobieta, która wie, że musisz znaleźć dla niej czas w swoim pełnym życiu, czuje się wybrana. I to jest różnica fundamentalna.
Warto też podkreślić, że nie dawanie pełnego dostępu nie jest manipulacją. To naturalny efekt tego, że masz swoje życie, swoje pasje, swoje cele. Manipulacja to udawanie, że jesteś zajęty, żeby ją przetestować. Autentyczność to naprawdę mieć co robić. To naprawdę być skoncentrowanym na sobie, swoich projektach, swojej misji. I to jest właśnie to, co najbardziej działa. Kobieta widzi, że twoja uwaga jest cenna, bo masz ją ograniczoną. Widzi, że twoja energia nie jest rozpraszana na prawo i lewo. Widzi, że kiedy wybierasz ją, to jest to wybór, a nie desperacka próba bycia z kimkolwiek.
Największy błąd, jaki możesz popełnić, to udawać, że nie dajesz pełnego dostępu, podczas gdy w rzeczywistości siedzisz i czekasz tylko na jej ruch. Ona to wyczuje i stracisz wszystko. Dlatego fundamentem tej zasady jest twoje prawdziwe życie. Jeśli twoje dni są wypełnione treścią, nie musisz niczego udawać. Po prostu jesteś mniej dostępny, bo jesteś zajęty budowaniem siebie. I to właśnie podnosi twoją subiektywną wartość.
Nie dawaj pełnego dostępu oznacza, że twoja energia, czas i uwaga są czymś cennym, a nie czymś rozdawanym bezmyślnie. Kobieta ceni to, co jest dawkowane, co trzeba zdobywać, co nie jest od razu dostępne. Twoim zadaniem nie jest więc udawać, że jesteś niedostępny, ale naprawdę żyć tak, aby twoja uwaga była wartościowa. Jeśli zrozumiesz tę zasadę i wprowadzisz ją w życie, twoja atrakcyjność w oczach kobiet wzrośnie diametralnie. Bo kobieta zawsze czuje, czy jesteś facetem, który rozdaje siebie za darmo, czy facetem, którego obecność trzeba docenić. A docenia się tylko to, co nie jest dane od razu i bez wysiłku
Wspieraj swoje otoczenie – to hasło, które brzmi prosto, ale kryje w sobie jeden z fundamentów męskiej wartości w oczach kobiety i w ogóle w relacjach międzyludzkich. Wielu facetów myśli, że ich atrakcyjność polega wyłącznie na tym, jak wyglądają, ile zarabiają albo ile potrafią zaimponować kobiecie bezpośrednio. Ale prawda jest taka, że kobieta patrzy szerzej. Ona obserwuje, jak inni reagują na twoją obecność, jak traktują cię znajomi, czy przyjaciele cię szanują, czy twoja rodzina czuje twoje wsparcie, czy jesteś w stanie coś dać światu poza relacją z nią. To działa jak lustro – jeśli widzi, że twoje otoczenie ma w tobie oparcie, że ludzie liczą się z twoim zdaniem i cenią twoją obecność, to automatycznie w jej oczach twoja wartość rośnie.
Wyobraź sobie dwa scenariusze….
W pierwszym spotykasz się z kobietą i ona widzi, że masz wokół siebie ludzi, którzy cię lubią i szanują. Wpadasz na znajomych w kawiarni, witają cię serdecznie, wymieniacie uśmiechy, słychać w głosach szczerość i sympatię. Albo przychodzi do ciebie do domu i widzi, że twoja rodzina czy współlokatorzy traktują cię z szacunkiem i ciepłem, że jesteś dla nich kimś ważnym. To od razu buduje w niej obraz faceta zakorzenionego w swoim świecie, faceta, którego energia jest czymś, co przyciąga.
W drugim scenariuszu widzi, że twoje otoczenie jest chłodne, że twoi znajomi cię lekceważą, że kiedy ktoś o coś pyta, nikt nie bierze twojego zdania poważnie, a nawet żartują z ciebie w sposób, który bardziej ośmiesza niż bawi. Wtedy nawet jeśli jesteś dobrze ubrany, masz kasę i wyglądasz na pewnego siebie, w jej oczach pojawia się rysa. Bo kobieta ma niesamowity radar, który błyskawicznie wykrywa, jak jesteś traktowany przez innych.
Wspieranie swojego otoczenia to nie tylko relacje społeczne. To też pokazanie, że masz wartości, które wykraczają poza ciebie samego. Kobieta patrzy, czy pomagasz swojemu bratu, jeśli ten ma kłopot. Czy odwiedzasz rodziców, kiedy są chorzy. Czy pamiętasz o przyjacielu, który ma gorszy okres. Nie chodzi o to, żebyś był dobrym samarytaninem na pokaz, ale o to, żebyś naprawdę miał w sobie odruch wsparcia i lojalności wobec swojego otoczenia. To buduje w niej przekonanie, że jesteś facetem stabilnym, odpowiedzialnym i wartym zaufania.
Ale jest tu jeszcze głębszy poziom. Kiedy wspierasz swoje otoczenie, to sam siebie ustawiasz w pozycji lidera. A lider to nie jest ten, kto najgłośniej krzyczy, tylko ten, do którego ludzie przychodzą, kiedy mają problem. Kobieta nie zawsze potrafi to ubrać w słowa, ale doskonale czuje, że jeśli twój kumpel w potrzebie zadzwoni do ciebie o drugiej w nocy, bo coś się dzieje, to ty nie uciekasz od odpowiedzialności, tylko starasz się pomóc. To budzi ogromny szacunek. Bo skoro jesteś kimś, na kim inni mogą polegać, to jest spora szansa, że ona również będzie mogła polegać na tobie.
Jest w tym także aspekt psychologiczny, którego nie wolno lekceważyć. Kobieta obserwuje, czy jesteś częścią większej sieci, czy raczej samotnym wilkiem bez wsparcia i wpływów. Samotny wilk może być pociągający na chwilę, ale na dłuższą metę, jeśli nie buduje wokół siebie żadnej wspólnoty, żadnego środowiska, staje się pusty. Bo prawdziwa siła mężczyzny ujawnia się nie wtedy, kiedy siedzi sam w czterech ścianach, ale wtedy, kiedy widać, że jego obecność daje coś innym. To jest jak naturalny dowód wartości, którego nie trzeba udowadniać słowami.
Niektórzy faceci próbują rekompensować brak takiego wsparcia pieniędzmi. Myślą, że jeśli zapłacą za drinki, kupią prezenty, to kobieta zobaczy w nich wartość. Ale pieniądze bez charakteru i bez lojalności są puste. Kobieta widzi, że możesz sypnąć kasą, ale jeśli nie masz przyjaciół, którym pomagasz, jeśli twoi bliscy nie mogą na ciebie liczyć, to pieniądze nie robią większego wrażenia. To jak dmuchany balon – ładnie wygląda, ale łatwo pęka.
Wspieranie swojego otoczenia daje też niesamowity efekt zwrotny. Kiedy pomagasz innym, kiedy jesteś obecny w ich życiu w sposób autentyczny, oni naturalnie zaczynają wspierać ciebie, jeśli oczywiście masz w ich oczach szacunek…
To z kolei tworzy aurę, którą kobieta natychmiast wyczuwa. Widzisz, kobiety instynktownie szukają faceta, który jest osadzony w sieci społecznej, który ma plecy, którego inni szanują i na którym inni polegają. To daje jej poczucie bezpieczeństwa, że z takim mężczyzną życie będzie łatwiejsze, bo on nie jest sam. On ma wokół siebie ludzi, którzy go wspierają.
Ale uwaga – wspieranie otoczenia nie może oznaczać, że dajesz się wykorzystywać. Jeśli ciągle robisz coś dla innych, a oni tylko biorą i nic nie dają w zamian, to nie jesteś facetem, który wspiera swoje otoczenie, tylko facetem, który daje się wysysać jak cytryna. A to również kobieta natychmiast zobaczy. Wsparcie musi być mądre, musi wynikać z twojej siły, a nie ze słabości. Kiedy działasz z pozycji siły, twoja pomoc jest wartością. Kiedy działasz z pozycji słabości i robisz coś tylko dlatego, że boisz się, że stracisz ludzi wokół siebie, to twoja wartość spada.
Prawdziwe wsparcie to nie jest ratowanie wszystkich na siłę. To umiejętność bycia filarem wtedy, kiedy naprawdę jest to potrzebne. To lojalność wobec tych, którzy też są lojalni wobec ciebie. To dawanie z miejsca, w którym sam masz stabilny grunt pod nogami. Kobieta czuje, kiedy twoje wsparcie jest szczere i mocne, a kiedy jest desperacką próbą kupienia uwagi.
Dlatego właśnie wspieranie swojego otoczenia tak bardzo podnosi twoją subiektywną wartość. Bo pokazuje, że masz coś więcej niż wygląd czy pieniądze. Pokazuje, że jesteś człowiekiem, którego inni potrzebują i szanują. Pokazuje, że nie jesteś samotną wyspą, ale częścią większej sieci, w której pełnisz ważną rolę. A kobieta, która wchodzi w twoje życie, widzi od razu, że wchodzi w świat, który ma solidne fundamenty.
Jeśli chcesz, żeby kobieta patrzyła na ciebie jak na faceta z klasą, to przestań skupiać się tylko na tym, co pokazujesz jej bezpośrednio. Zadbaj o swoje otoczenie. Pokaż, że potrafisz być lojalny, że inni mogą na tobie polegać, że masz relacje, które coś znaczą. To jest coś, czego nie da się udawać, bo wychodzi w każdym geście, w każdym spotkaniu, w każdym kontakcie z innymi ludźmi. A kobieta, która to widzi, zaczyna cię cenić jeszcze bardziej, bo wie, że nie musi budować wszystkiego z tobą od zera. Wchodzi w świat, który już ma strukturę, w którym ty jesteś centralnym punktem.
I to jest właśnie sedno – wspieranie swojego otoczenia nie jest dodatkiem do twojej wartości. To jest jej fundament. Bez tego wszystko inne jest tylko dekoracją, która prędzej czy później spadnie.
Pokazać, że umiesz odejść, to jedno z najważniejszych narzędzi w budowaniu swojej wartości i pozycji w oczach kobiety. Brzmi to prosto, ale w rzeczywistości kryje się w tym potężny mechanizm psychologiczny, który odróżnia mężczyzn dojrzałych i pewnych siebie od tych, którzy żyją w ciągłym strachu przed utratą. Zwróć uwagę, że większość błędów mężczyzn w relacjach wynika właśnie z tego lęku. Facet boi się, że straci kobietę, więc zgadza się na wszystko, co ona zaproponuje. Bo boi się, że jeśli postawi granicę, to ona się obrazi i odejdzie. Bo boi się, że jeśli pokaże, że mu coś nie odpowiada, to ona znajdzie sobie innego. I właśnie ten strach powoli, krok po kroku, zjada jego atrakcyjność w oczach kobiety.
Kobiety mają niezwykle wyczulony radar na to, czy mężczyzna kieruje się siłą czy strachem. Kiedy widzą, że facet nie ma odwagi sprzeciwić się, że wszystko akceptuje, że nawet rzeczy, które go bolą i które są dla niego niekomfortowe, chowa w kieszeń, żeby tylko jej nie stracić, to przestają go szanować. W ich oczach taki mężczyzna staje się coraz mniejszy, coraz mniej znaczący, aż w końcu przestaje być dla nich mężczyzną, a staje się dodatkiem, wygodnym fotelem, który zawsze stoi tam, gdzie trzeba, ale którego nie bierze się poważnie.
Umiejętność odejścia to nie jest teatr ani groźba, którą rzucasz w gniewie. To nie jest też manipulacja w stylu „zrobię ci na złość, to się nauczysz”. To jest wewnętrzna postawa, którą czujesz w sobie i którą kobieta podświadomie wyczuwa. To jest świadomość, że twój świat się nie kończy na niej, że twoje życie nie opiera się wyłącznie na tym, czy ona zostanie czy odejdzie. To przekonanie, że jeśli związek łamie twoje granice, jeśli przestaje być zdrowy, jeśli zamiast wzmacniać, tylko osłabia, to masz odwagę powiedzieć „stop” i naprawdę odejść.
Kiedy kobieta widzi, że jesteś zdolny do odejścia, zaczyna cię traktować poważnie. Dlaczego? Bo zrozumie, że nie jesteś więźniem jej nastrojów i zachcianek. Że twoja wartość nie zależy od jej humoru. I to wcale nie czyni cię zimnym draniem, który nie dba o uczucia, ale wręcz przeciwnie – pokazuje, że dbasz o swoje granice i wiesz, kim jesteś. A kobiety, nawet jeśli się do tego nie przyznają, szanują takich mężczyzn najbardziej.
Zauważ, jak to działa w praktyce. Facet, który nie umie odejść, tkwi w związku, gdzie kobieta traktuje go jak opcję. Ona flirtuje z innymi, nie szanuje jego czasu, nie docenia jego starań. A on? On myśli, że jeśli jeszcze bardziej się postara, jeśli będzie jeszcze bardziej uległy, to coś się zmieni. Ale nic się nie zmienia, bo ona widzi, że on nie ma granic, że można na nim jechać bez końca. I w końcu sama odchodzi, bo czuje, że przy nim się dusi, że nie ma obok siebie mężczyzny, tylko kogoś, kto za wszelką cenę chce przetrwać w jej cieniu.
Z kolei facet, który umie odejść, działa zupełnie inaczej. Kiedy coś mu nie odpowiada, mówi o tym wprost. Kiedy widzi, że kobieta przesuwa granice, on potrafi je zatrzymać. A jeśli trzeba, to naprawdę zamyka drzwi i odchodzi. I tu dzieje się coś ciekawego. Bardzo często kobieta, która początkowo próbowała testować, nagle zaczyna go cenić bardziej. Bo widzi, że ma do czynienia z kimś, kto nie pozwoli wejść sobie na głowę, że jej zachcianki nie są dla niego ważniejsze niż jego własna godność.
Umiejętność odejścia daje ci jeszcze jedną przewagę – wolność wewnętrzną. Człowiek, który wie, że w każdej chwili może wycofać się z relacji, w której nie ma szacunku, czuje się spokojniej. Nie chodzi z ciągłym stresem, nie analizuje każdego słowa, nie zastanawia się obsesyjnie, czy zrobił coś źle. Po prostu żyje, bo wie, że nie jest zakładnikiem. A ta lekkość i swoboda są czymś, co kobiety widzą natychmiast i co niesamowicie je przyciąga.
Ale uwaga – odejść można tylko wtedy, kiedy naprawdę masz własne życie. Kiedy masz swoje cele, swoje zajęcia, swoją pasję i swoje wartości. Jeśli twoje życie to tylko ona, to nawet jeśli powiesz „odejdę”, nie będzie w tym prawdziwej mocy, bo sam dobrze wiesz, że blefujesz. Kobieta to wyczuje i nie potraktuje poważnie. Dlatego kluczowe jest to, żebyś miał fundamenty niezależne od niej – swoją pracę, swoje pasje, swoją siłę fizyczną i psychiczną. Dopiero wtedy twoje słowa mają wagę.
Kultura i media często próbują wcisnąć mężczyznom obraz, że prawdziwa miłość polega na tym, żeby nigdy nie odchodzić. Że trzeba trwać, nawet jeśli boli, nawet jeśli się cierpi. Ale prawda jest zupełnie inna. Prawdziwa miłość nie rodzi się z niewoli i strachu, tylko z wolności i wyboru. Jeśli kobieta wie, że możesz odejść, ale wybierasz zostać, bo naprawdę tego chcesz, to jest to dla niej sygnał, że twoja obecność jest czymś wartościowym i autentycznym.
Na ulicy łatwo zobaczyć kontrast. Widzisz parę, gdzie facet jest cały spięty, kontroluje każdy ruch kobiety, patrzy jej w oczy jak piesek proszący o uwagę. Ona w tym czasie przegląda telefon, wzdycha znudzona, odpisuje innym. To klasyczny obraz faceta, który nie potrafi odejść, więc trzyma się jej kurczowo, nawet jeśli ona traktuje go jak tło. I widzisz inną parę – on spokojny, nie musi mówić dużo, ona przy nim uśmiechnięta, obecna, skoncentrowana na nim. Widać w tym układzie, że on nie jest zakładnikiem, że jeśli coś nie gra, to się odwróci i pójdzie dalej. I właśnie dlatego ona chce być obok niego, bo czuje, że jego wybór jest prawdziwy, a nie zbudowany na strachu.
Prawdziwy paradoks polega na tym, że umiejętność odejścia sprawia, że kobiety chcą zostać. Bo kobieta zawsze bardziej ceni to, o co musi zawalczyć, co może stracić, niż to, co jest dostępne non stop, na wyciągnięcie ręki. Jeśli jesteś zawsze dostępny, jeśli zawsze ustępujesz, jeśli twoje życie kręci się tylko wokół niej, to w końcu poczuje przesyt. A jeśli widzi, że masz swoją drogę, że jesteś gotów odejść, kiedy ktoś tej drogi nie szanuje, to zaczyna szanować cię jeszcze bardziej.
Umiejętność odejścia to też nauka cierpliwości. Bo to nie jest tak, że od razu trzeba trzaskać drzwiami przy pierwszej sprzeczce. To umiejętność powiedzenia: „to mi nie odpowiada, jeśli to się powtórzy, będę musiał się zastanowić nad naszym związkiem”. To postawienie warunku i spokojne obserwowanie, czy druga strona go respektuje. Jeśli nie, to wtedy decyzja o odejściu jest naturalnym następstwem, a nie impulsem. To spokój i konsekwencja, a nie emocjonalna huśtawka.
Na koniec warto dodać jedną ważną rzecz. Pokazywanie, że umiesz odejść, to nie jest bycie zimnym draniem. To nie jest brak serca. To jest troska o samego siebie i o zdrową dynamikę w związku. Bo związek, w którym jedna strona nie ma granic, a druga może robić wszystko, co jej się podoba, nigdy nie będzie zdrowy. Wcześniej czy później i tak się rozpadnie. Dlatego lepiej od początku budować relację, w której obie strony wiedzą, że druga osoba ma swoje granice, że nie da się jej kupić ani zastraszyć.
I właśnie to sprawia, że umiejętność odejścia jest tak potężnym narzędziem. To nie jest sztuczka, to nie jest gra. To fundament męskiej postawy, która sprawia, że kobieta czuje szacunek i pragnie być obok.
Nie kłam – niby najprostsza zasada, ale w praktyce najczęściej łamana i najczęściej niszcząca relacje. Każdy mężczyzna choć raz w życiu skłamał kobiecie, czasem w sprawie błahostki, a czasem w kwestii fundamentalnej. Problem w tym, że kłamstwo nigdy nie pozostaje bez konsekwencji, nawet jeśli w pierwszej chwili wydaje się sprytnym rozwiązaniem, które ma uratować sytuację. Kłamstwo działa jak trucizna, która sączy się powoli, na początku niewidoczna, ale z czasem paraliżuje cały organizm związku. Największy błąd, jaki popełniają faceci, to przekonanie, że kobiety da się łatwo oszukać. Owszem, można ją zwieść słowami, można odwrócić uwagę, można odgrywać teatrzyk, ale kobieta nie patrzy tylko na słowa. Kobieta patrzy na ton głosu, na ruch oczu, na język ciała, na spójność tego, co mówisz, z tym, jak się zachowujesz. To dlatego tak wielu mężczyzn wpada w sidła własnych kłamstw – myślą, że są sprytniejsi, że schowali coś przed partnerką, a ona od dawna to czuje, choć może nie ma jeszcze dowodów. Kobiety mają szósty zmysł do wyczuwania fałszu i nieszczerości, i to nie jest magia, to czysta psychologia. Wystarczy drobna niespójność i zapala im się czerwona lampka.
Dlaczego mężczyźni kłamią? Najczęściej z dwóch powodów – ze strachu albo z chęci zysku. Ze strachu, bo boją się reakcji kobiety. Boją się powiedzieć prawdę, że spotkali się z kumplami, że nie mieli ochoty na kolację, że nie chcieli odebrać telefonu, bo byli zmęczeni. I zaczyna się lawina małych kłamstw, które mają na celu uniknięcie kłótni. Drugi powód to chęć zysku, kiedy facet świadomie manipuluje, żeby osiągnąć cel – żeby ją zdobyć, żeby ukryć swoje podwójne życie, żeby utrzymać ją przy sobie, chociaż robi coś za jej plecami. W obu przypadkach mechanizm kończy się tak samo – utratą zaufania i wartości w jej oczach.
Prawda, nawet bolesna, paradoksalnie buduje wartość. Kobieta może się obrazić, może się zezłościć, ale w głębi serca czuje, że ma obok siebie faceta, któremu można wierzyć. Kłamstwo natomiast, nawet jeśli początkowo działa jak plasterek na ranę, prędzej czy później odpada, a rana staje się jeszcze większa. Kiedy kobieta odkryje, że kłamałeś, przestaje patrzeć na ciebie jak na mężczyznę, któremu można zaufać. I to jest moment, w którym związek zaczyna się sypać, bo zaufanie to fundament wszystkiego.
Najgorsze jest to, że jedno kłamstwo rodzi kolejne. Powiedziane raz, tworzy presję, żeby utrzymać spójność. Musisz pamiętać, co mówiłeś wcześniej, żeby się nie wydało. Musisz tworzyć kolejne historie, żeby pasowały do pierwszej. I nagle okazuje się, że jesteś więźniem własnych kłamstw, a zamiast wolności w związku masz wieczne napięcie i stres, żeby nie zostać przyłapanym. To właśnie ten stres zdradza najwięcej – kobieta czuje, że coś ukrywasz, nawet jeśli jeszcze nie wie co.
Mężczyźni czasami usprawiedliwiają się, że kłamią dla dobra kobiety. Że nie mówią jej wszystkiego, żeby jej nie zranić. Że przemilczają sprawy, które mogłyby zepsuć jej humor. Ale w praktyce takie „białe kłamstwa” też niszczą. Bo kobieta woli usłyszeć trudną prawdę, niż żyć w świecie iluzji. Przykład – facet mówi, że podoba mu się sukienka, chociaż wcale tak nie uważa. Kobieta czuje brak autentyczności. I choć to błahostka, to z czasem gromadzi się ich tysiące, aż w końcu ona nie wie, co jest prawdą, a co tylko kurtuazją.
W polskich realiach widać to bardzo wyraźnie. Faceci często nie mówią o swojej sytuacji finansowej, bo boją się, że kobieta odejdzie, jeśli dowie się, że nie są jeszcze ustawieni. Inni ukrywają relacje z kolegami albo przeszłość, bo myślą, że jeśli coś wyjdzie na jaw, to koniec. Ale problem wcale nie tkwi w pieniądzach ani w przeszłości – problem tkwi w braku szczerości. Bo kobieta może zaakceptować trudności, jeśli widzi, że facet nie udaje i nie boi się prawdy. Ale nie zaakceptuje tego, że kłamiesz.
Nie chodzi o to, żeby mówić wszystko jak na spowiedzi i nie mieć żadnych sekretów. Każdy ma swoje życie wewnętrzne, swoje myśli i przestrzeń, której nie musi w stu procentach dzielić. Ale jest różnica między intymną przestrzenią a kłamstwem. Intymna przestrzeń to wybór, żeby nie mówić o czymś, co należy tylko do ciebie. Kłamstwo to tworzenie fałszywej wersji rzeczywistości, żeby manipulować drugą osobą.
Umiejętność mówienia prawdy wymaga odwagi. Bo prawda czasami boli, czasami komplikuje, czasami wywołuje konflikt. Ale właśnie dzięki temu podnosi twoją wartość. Kobieta widzi, że nie jesteś chłopcem, który boi się jej reakcji, ale mężczyzną, który potrafi spojrzeć jej w oczy i powiedzieć to, co myśli. To budzi szacunek, nawet jeśli chwilowo wywoła kłótnię. A szacunek to waluta, której nie kupisz żadnymi prezentami, żadnym seksownym wyglądem, żadnymi obietnicami.
Kłamstwo jest wygodne tylko dla ludzi krótkowzrocznych. Facet, który patrzy dalej, rozumie, że prawda, choć trudna, buduje stabilność na lata. To trochę jak w biznesie – możesz oszukać klienta raz i zarobić szybki pieniądz, ale już nigdy do ciebie nie wróci. Możesz natomiast grać uczciwie, i nawet jeśli raz się potkniesz, klient wróci, bo ci ufa. Z kobietami działa to tak samo.
Trzeba też zrozumieć, że kobieta wcale nie oczekuje od ciebie perfekcji. Ona wie, że masz swoje wady, swoje trudności i swoje słabości. Ale oczekuje szczerości, bo szczerość daje jej poczucie bezpieczeństwa. Jeśli mówisz prawdę, to nawet w trudnej sytuacji ona wie, że może na tobie polegać. Jeśli kłamiesz, to nawet w najlepszej sytuacji będzie miała cień wątpliwości, czy znowu czegoś nie ukrywasz.
W praktyce oznacza to jedno – nie bój się mówić, co myślisz. Jeśli coś ci się nie podoba, powiedz to. Jeśli nie masz pieniędzy na weekend w Zakopanem, nie kombinuj, że „może się uda”, tylko powiedz: „nie mogę sobie teraz na to pozwolić”. Jeśli masz inne plany niż spotkanie z jej znajomymi, powiedz wprost. To nie są rzeczy, które niszczą związek. Związek niszczy właśnie unikanie prawdy i tworzenie wersji pod publiczkę.
Największy paradoks polega na tym, że faceci kłamią z obawy, że prawda obniży ich wartość. A dzieje się odwrotnie – to kłamstwo obniża ich wartość, a prawda, nawet niewygodna, podnosi. To dlatego, że wartość mężczyzny w oczach kobiety nie wynika z tego, że zawsze ma rację albo zawsze ma pieniądze. Wynika z tego, że potrafi być sobą i nie chowa się za iluzją.
Jeśli chcesz być traktowany poważnie, musisz być prawdziwy. A prawdziwy nie znaczy perfekcyjny – znaczy spójny. Twoje słowa, czyny i energia muszą być zgodne. I właśnie to jest sedno zasady „nie kłam”.
Podążaj za swoimi celami – to zdanie, które powtarza się w książkach o rozwoju osobistym, w podcastach, na szkoleniach i memach motywacyjnych. Ale jego prawdziwe znaczenie zaczyna się dopiero wtedy, kiedy przełożysz je na swoje codzienne życie i na relacje z kobietami. Bo prawda jest taka, że dla kobiety nie ma nic bardziej pociągającego niż mężczyzna, który wie, dokąd idzie. Możesz być biedny, możesz być na dorobku, możesz dopiero startować, ale jeśli masz kierunek, jeśli twoje życie ma sens i cel, to ona czuje, że idzie obok kogoś, kto wie, kim jest. I to zmienia wszystko.
Największym błędem mężczyzn jest oddanie swojego celu kobiecie. Wielu faceci, kiedy wchodzą w związek, nagle zapominają, kim byli wcześniej, jakie mieli marzenia, co chcieli osiągnąć. Całą swoją energię kierują w stronę związku, bo wydaje im się, że tak trzeba, że tak okażą miłość i zaangażowanie. Tylko że to jest prosta droga do katastrofy. Kobieta nie chce mężczyzny, którego jedynym celem jest ona. To na początku może wydawać się miłe, bo dostaje całą uwagę, bo czuje się wyjątkowa. Ale bardzo szybko przychodzi moment, kiedy zaczyna patrzeć na faceta z litością, a potem ze znużeniem. Bo facet, który nie ma swojego życia, swoich ambicji i swojej ścieżki, traci w jej oczach atrakcyjność.
W polskich realiach widzimy to na każdym kroku. Młody facet poznaje dziewczynę, zakochuje się, rzuca wszystko – treningi, pasje, kumpli, czas dla siebie – żeby siedzieć z nią dzień w dzień. Ona na początku to chłonie, ale po kilku miesiącach zaczyna się dusić. Bo kobieta nie chce być całym twoim światem, kobieta chce być częścią twojego świata. Jeśli widzi, że masz swoje projekty, rozwijasz się, walczysz o coś większego niż tylko jej obecność, to ona zaczyna patrzeć na ciebie jak na lidera, jak na kogoś, kto idzie do przodu, a ona może iść razem z tobą.
Cel nie musi oznaczać od razu wielkiego biznesu, miliona na koncie czy startu w wyborach. Cel to może być twoja własna droga – skończenie studiów, otwarcie warsztatu, rozwój w sporcie, pisanie książki, nauka języka, zdobycie awansu. Ważne, żebyś wiedział, po co rano wstajesz i żeby to nie było tylko „żeby jej nie zawieść”. Bo jeśli twoim jedynym celem jest spełnianie oczekiwań kobiety, to w praktyce nie masz żadnego celu.
Psychologia przywiązania pokazuje, że ludzie szanują tych, którzy mają swoje granice i kierunek. Kobieta instynktownie testuje faceta – sprawdza, czy jej prośby i oczekiwania mogą przesunąć jego ścieżkę. Jeśli za każdym razem ulegasz, jeśli zmieniasz swoje plany, jeśli odpuszczasz treningi czy pracę, bo ona chce się spotkać, to wysyłasz jasny komunikat: moje życie nie ma wartości, ważniejsze jest to, żebyś była zadowolona. I właśnie wtedy zaczyna się równia pochyła, bo ona traci szacunek.
A kiedy traci szacunek, traci też zainteresowanie. To dlatego tyle związków rozpada się po kilku miesiącach czy latach – facet zamiast iść za swoim celem, oddaje stery kobiecie. A kobieta tego nie chce, nawet jeśli głośno mówi, że chce. Ona może mówić: „spędzaj ze mną więcej czasu, bądź bardziej romantyczny, poświęcaj mi się”. Ale jeśli to robisz kosztem siebie, to w jej oczach twoja wartość spada. Bo podświadomie ona wie, że mężczyzna, który naprawdę jest wartościowy, nigdy nie zrezygnuje ze swojej misji.
Dlatego tak ważne jest, żebyś znał swoje priorytety. Kobieta może być częścią twojego życia, ale nie może być jego celem. Cel musi być w tobie. Bo tylko wtedy jesteś w stanie ją prowadzić. Jeśli twój cel to budowa firmy, to ona widzi, że nie jesteś zwykłym facetem, tylko kimś, kto tworzy. Jeśli twoim celem jest rozwój w sporcie, widzi twoją dyscyplinę i determinację. Jeśli twoim celem jest praca nad sobą, nad ciałem i umysłem, widzi, że jesteś człowiekiem, który idzie naprzód. A to jest coś, co kobieta szanuje bardziej niż cokolwiek innego.
W Polsce często mówi się, że „chłop ma być zaradny”. I to jest prawda, ale zaradność to nie tylko pieniądze. Zaradność to zdolność dążenia do czegoś większego. To umiejętność radzenia sobie z trudnościami, podejmowania decyzji, wyznaczania celów i trzymania się ich, nawet jeśli ktoś próbuje cię ściągnąć w bok. Kobiety czują ogromną różnicę między facetem, który mówi: „nie mogę, bo mam trening”, a facetem, który mówi: „dobra, odpuszczę, bo chcesz się spotkać”. Ten pierwszy rośnie w jej oczach, bo pokazuje, że ma swój świat. Ten drugi staje się w jej oczach dodatkiem, kimś, kto nie ma własnej osi.
Podążanie za celem ma jeszcze jedną ogromną zaletę – chroni cię przed byciem emocjonalnie zależnym od kobiety. Jeśli masz swoje projekty i misję, to nawet jeśli związek się skończy, ty nadal idziesz do przodu. Twoje życie się nie wali, bo twoje życie nie opiera się tylko na niej. To daje ci wolność i siłę. Kobieta widzi, że jesteś z nią, bo chcesz, a nie dlatego, że musisz. I to paradoksalnie sprawia, że chce cię jeszcze bardziej, bo czuje, że nie jesteś od niej uzależniony.
Pamiętaj, że kobieta to emocja, a mężczyzna to kierunek. Ona wnosi ogień, emocje, kolory, ale to ty musisz być kompasem, który wyznacza drogę. Jeśli tego zabraknie, ona zaczyna się miotać, szukać kierunku gdzie indziej, testować cię, sprawdzać, czy masz jaja, żeby być liderem. A jeśli tego nie znajdzie, odchodzi.
Podążanie za celem nie oznacza bycia egoistą. To nie znaczy, że masz wszystko podporządkować sobie i olewać potrzeby partnerki. To znaczy, że masz jasno określoną ścieżkę, po której idziesz, i potrafisz włączyć kobietę do swojego świata. Ale to twój świat, twoje marzenia, twoje ambicje. Ona ma być częścią tego, a nie odwrotnie.
Dlatego nigdy nie rezygnuj z tego, co cię buduje. Jeśli kochasz sport, trenuj. Jeśli masz pasję do muzyki, graj. Jeśli chcesz rozwijać biznes, ucz się, ryzykuj, działaj. Kobieta może być zachwycona, że ją stawiasz w centrum swojego świata, ale to zauroczenie szybko zamieni się w pogardę. Bo każda kobieta, nawet jeśli sama tego nie powie, w głębi duszy marzy o mężczyźnie, który idzie swoją drogą.
Twoja misja to twoja siła. Twoje cele to twoja tożsamość. To one sprawiają, że jesteś kimś więcej niż tylko kolejnym facetem z Tinder’a czy z baru. To one budują twoją subiektywną wartość w jej oczach. Bo kobieta może podziwiać twój wygląd, twoje żarty, twoje pieniądze, ale dopiero wtedy, kiedy widzi, że idziesz w stronę większego celu, zaczyna cię naprawdę szanować.
Umiejętność milczenia to jedna z najbardziej niedocenianych cech mężczyzny, a jednocześnie jedna z tych, które w największym stopniu budują jego wartość w oczach kobiety. Wbrew pozorom milczenie nie oznacza braku pewności siebie ani bierności. Wręcz przeciwnie – umiejętność świadomego milczenia, zarówno w chwilach spokoju, jak i w momentach napięcia, to oznaka siły wewnętrznej, opanowania i dojrzałości emocjonalnej. Kobieta potrafi natychmiast wyczuć, czy twoje milczenie jest wyrazem bezradności, czy też spokojnej pewności siebie, która nie potrzebuje zbędnych słów, żeby coś udowadniać.
W polskich realiach widać to bardzo wyraźnie. Ile razy widzimy mężczyzn, którzy w czasie sprzeczki z partnerką próbują zasypywać ją potokiem tłumaczeń, usprawiedliwień, logicznych argumentów. Myślą, że jeśli wszystko dobrze wyjaśnią, to kobieta zrozumie i przyzna im rację. A przecież to tak nie działa. Kobieta nie patrzy na to, czy twoje argumenty są spójne, czy twoja linia obrony jest logiczna. Ona patrzy na twoją postawę, na twoją energię, na to, czy potrafisz zachować spokój w sytuacji napięcia. I to właśnie wtedy milczenie staje się twoją największą bronią.
Umiejętność milczenia daje ci przewagę w kilku wymiarach. Po pierwsze, pokazuje, że nie jesteś reaktywny. Reaktywny mężczyzna to taki, który na każde słowo kobiety odpowiada impulsywnie – broni się, atakuje, tłumaczy. To facet, który wchodzi w grę emocjonalną i od razu przegrywa, bo gra toczy się na jej zasadach. Kobieta jest mistrzynią emocji – ona potrafi krzyczeć, płakać, obrażać się, zmieniać temat. Jeśli wchodzisz w tę grę, zawsze będziesz o krok za nią. Ale jeśli zachowasz milczenie, to ty narzucasz ramę. Ty pokazujesz, że nie dasz się wciągnąć w emocjonalną spiralę, że masz nad sobą kontrolę.
Po drugie, milczenie daje ci czas. W polskich rodzinach, wśród znajomych czy w pracy często obserwujemy ludzi, którzy coś powiedzą w emocjach, a potem tego żałują. Słowa rzucone pod wpływem chwili mogą zranić mocniej niż czyn. Kobieta może zapomnieć, co zrobiłeś pół roku temu, ale będzie pamiętała jedno zdanie, które powiedziałeś w kłótni. Milczenie w takim momencie chroni cię przed błędami, które mogłyby kosztować cię szacunek i autorytet.
Po trzecie, milczenie działa jak soczewka – skupia uwagę drugiej osoby na jej własnych słowach. Kiedy ty nie odpowiadasz, ona słyszy wyraźniej to, co sama mówi. Ile razy zdarzyło się, że kobieta zaczęła cię oskarżać o coś bez sensu, a gdy zobaczyła twoje spokojne milczenie, sama się wyciszyła, a nawet przeprosiła? To właśnie moc twojej ciszy. To nie ty musisz się bronić. Ona sama konfrontuje się ze swoimi słowami, bo brak twojej reakcji odbiera jej paliwo do dalszej eskalacji.
W relacjach damsko-męskich milczenie jest też niezwykle atrakcyjne. W Polsce przyjęło się, że facet powinien być wygadany, że powinien zabawiać, zagadywać, prowadzić rozmowę. I rzeczywiście, umiejętność prowadzenia rozmowy jest ważna. Ale jeszcze ważniejsze jest to, żebyś wiedział, kiedy zamilknąć. Jeśli siedzisz z kobietą i potrafisz spokojnie patrzeć jej w oczy, nie zalewając jej potokiem słów, ona czuje twoją obecność. A obecność to coś, czego nie da się udawać. To coś, co kobieta czuje całym ciałem.
Milczenie ma też ogromne znaczenie w budowaniu napięcia seksualnego. Wielu mężczyzn w Polsce myśli, że muszą mówić komplementy, tłumaczyć swoje zamiary, prowadzić rozmowę aż do samego końca, żeby kobieta czuła się komfortowo. Tymczasem często największe napięcie rodzi się właśnie w ciszy. Kiedy nachylasz się do niej, kiedy twoje spojrzenie mówi więcej niż tysiąc słów, kiedy twoja dłoń spoczywa na jej biodrze i nie mówisz nic. To wtedy w jej głowie pojawia się ekscytacja, bo czuje, że nie musi wszystkiego racjonalizować.
Trzeba jednak odróżnić mądre milczenie od biernej ciszy. Mądre milczenie to świadome działanie – ty wiesz, dlaczego milczysz, masz w sobie spokój i pewność. Bierna cisza to coś zupełnie innego – to ucieczka, brak pomysłu na siebie, strach. Kobieta natychmiast to rozróżnia. Jeśli milczysz, bo się boisz, że powiesz coś głupiego, ona czuje twoją słabość. Ale jeśli milczysz, bo wybierasz, żeby twoja postawa mówiła za ciebie, to wtedy twoja wartość w jej oczach rośnie.
Polski kontekst ma tu swoje szczególne znaczenie. W naszej kulturze mężczyźni od dziecka uczą się często, żeby tłumić emocje, ale nie uczą się, jak je kontrolować. Dlatego albo wybuchają, albo zamykają się w sobie. Oba te skrajne rozwiązania są złe. Wybuch niszczy twoją ramę, bo pokazuje, że nie masz kontroli nad sobą. Zamknięcie się w sobie pokazuje, że nie masz siły stanąć twarzą w twarz z problemem. Prawdziwa siła polega na tym, że możesz wybrać ciszę, ale to cisza aktywna, cisza pełna obecności, cisza, która mówi: „mam kontrolę, nic mnie nie złamie”.
Umiejętność milczenia przydaje się nie tylko w relacjach z kobietami, ale też w życiu zawodowym i społecznym. Ile razy słyszysz w pracy, że ktoś za dużo mówi i przez to traci autorytet? Ile razy widzisz, że ten, kto siedzi spokojnie, słucha, a potem mówi jedno zdanie, zyskuje szacunek całej sali? To działa dokładnie tak samo w związku. Kobieta woli faceta, który mówi mniej, ale każde jego słowo ma wagę, niż takiego, który mówi non stop, ale nie wnosi nic wartościowego.
Milczenie to także forma szacunku wobec siebie. Kiedy nie musisz tłumaczyć się z każdej decyzji, nie musisz od razu odpowiadać na każde jej pytanie, nie musisz wypełniać każdej przerwy w rozmowie – pokazujesz, że jesteś spokojny ze sobą. Że nie boisz się ciszy. A to daje jej poczucie, że jesteś silny, że nie musisz się przypodobać.
Cisza ma jeszcze jedną moc – pozwala ci usłyszeć drugą osobę naprawdę. Wielu facetów w relacjach zamiast słuchać, już myśli o tym, co odpowiedzą. Kobieta to czuje – i ma wrażenie, że tak naprawdę do ciebie nie dociera. Ale jeśli potrafisz naprawdę zamilknąć i wsłuchać się w to, co mówi, to ona czuje się zrozumiana. I to paradoks – bo cisza w tym momencie nie jest brakiem kontaktu, tylko najgłębszą formą kontaktu.
Dlatego, jeśli chcesz zbudować prawdziwą subiektywną wartość w oczach kobiety, naucz się milczeć. Nie po to, żeby nic nie mówić, ale po to, żeby twoje milczenie było równie mocne jak twoje słowa. Wtedy twoja obecność stanie się dla niej źródłem spokoju i siły, a to jest fundament, na którym buduje się szacunek i trwała relacja.
Jednym z najczęstszych błędów, jakie popełniają mężczyźni w relacjach, jest próba kupowania uwagi i miłości prezentami. Wydaje im się, że jeśli obdarują kobietę drogim bukietem, biżuterią, kosmetykami czy zabiorą ją do ekskluzywnej restauracji, to ona poczuje wdzięczność i odwzajemni uczucie. Problem polega na tym, że w praktyce działa to dokładnie odwrotnie – im bardziej próbujesz zyskać punkty poprzez prezenty, tym bardziej tracisz w jej oczach, bo wysyłasz komunikat: „moja wartość sama w sobie nie wystarczy, muszę cię kupić”.
W Polsce widać to wyjątkowo mocno, bo mamy specyficzne tło kulturowe. Wiele kobiet jest wychowanych w przekonaniu, że mężczyzna musi dawać, zapewniać, sponsorować. Równocześnie wielu mężczyzn dorastało w przeświadczeniu, że muszą się starać bardziej niż kobieta, że muszą „zasłużyć” na jej uwagę. To fatalne połączenie, które prowadzi do tego, że facet wydaje coraz więcej, a kobieta ma coraz mniej szacunku. Im więcej dostaje, tym bardziej czuje, że on jest gotowy się ugiąć, a skoro się ugina – nie zasługuje na szacunek.
Nie chodzi o to, że prezenty są złe. Wręcz przeciwnie – jeśli masz ochotę kupić coś kobiecie, jeśli chcesz ją zaskoczyć kwiatami, jeśli masz możliwość zabrać ją na weekend nad morze, to wszystko jest w porządku, o ile wynika to z twojej naturalnej obfitości i chęci dzielenia się. Problem pojawia się wtedy, kiedy prezenty stają się walutą, którą płacisz za uwagę, czas czy seks. A to niestety dzieje się bardzo często.
Wyobraź sobie sytuację. Jesteś z kobietą kilka tygodni. Ona zaczyna dystansować się emocjonalnie, mniej odpisuje, mniej inicjuje kontakt. Co robi większość facetów? Zamiast spojrzeć prawdzie w oczy i zrozumieć, że jej zainteresowanie spada, próbują odzyskać je prezentami. Kwiaty, kolacja, drobny upominek. To desperacki ruch, który w jej oczach wygląda jak próba kupienia jej na nowo. Ona nie myśli: „ale on się stara, jaki wspaniały facet”. Ona myśli: „skoro musi mnie kupować, to znaczy, że nie ma nic więcej do zaoferowania”.
Wielu mężczyzn nawet nie zdaje sobie sprawy, że w ten sposób deprecjonują swoją wartość. Wysyłają sygnał, że boją się stracić kobietę i że gotowi są zapłacić każdą cenę, byle tylko została. A kobieta nie szanuje mężczyzny, który się boi. Kobieta szanuje tego, który jest gotów odejść.
Warto zauważyć, że takie zachowania mają swoje źródło w psychologii. Wielu facetów w Polsce dorastało w rodzinach, gdzie matka nagradzała ich za dobre zachowanie, a karciła za złe. Wykształcił się w nich mechanizm: jeśli będę dawał coś wartościowego, to mnie pokochają. W dorosłości ten schemat przenoszą na relacje z kobietami. Myślą: „jeśli dam jej coś, jeśli poświęcę dla niej czas, jeśli wydam pieniądze, to będzie mnie kochała”. Ale relacje między dorosłymi nie działają jak relacje rodzic–dziecko. Kobieta nie potrzebuje twojego sponsoringu, potrzebuje twojej obecności, siły, granic i kierunku.
Przemyśl to na przykładzie. Masz dwóch facetów. Jeden zarabia przeciętnie, nie jest majętny, ale ma swój charakter, pasję, jest pewny siebie. Drugi zarabia świetnie, ale cały czas kupuje uwagę kobiety prezentami. Wbrew pozorom, kobieta szybciej zakocha się w tym pierwszym, bo czuje jego autentyczną energię i spokój. Drugi może być dla niej chwilowo wygodny, ale w dłuższej perspektywie będzie tracił, bo ona widzi, że jest gotów robić wszystko, byle tylko jej nie stracić. A nic tak nie obniża wartości mężczyzny, jak desperacja.
W Polsce spotkasz mnóstwo kobiet, które otwarcie przyznają, że „lubię dostawać prezenty”. I to jest naturalne – każda kobieta lubi być doceniana.
W sumie, to kto nie lubi?
Kto nie lubi dostawać prezentów? :):):):)
Ale klucz tkwi w intencji. Jeśli twoim celem jest sprawić jej radość i pokazujesz, że masz nadmiar, którym chcesz się podzielić, to jesteś atrakcyjny. Jeśli twoim celem jest zyskać jej uwagę albo przykryć swoje braki, to robisz z siebie bankomat, a nie partnera.
Warto też pamiętać, że prezenty mogą budować ramę lub ją niszczyć. Jeśli kupujesz coś, bo tak chcesz i tak czujesz – to budujesz swoją ramę. Ale jeśli kupujesz, bo boisz się, że bez tego ona odejdzie – to niszczysz ramę. Kobieta czuje intencję lepiej niż ktokolwiek inny. Ona natychmiast odróżni faceta, który kupił kwiaty, bo miał ochotę, od tego, który kupił je, bo boi się kłótni.
W polskim społeczeństwie bardzo wyraźny jest też wątek aspiracyjny. Wiele kobiet marzy o luksusowym życiu i liczy, że mężczyzna je do niego wprowadzi. Facet, który próbuje spełniać te zachcianki, zamiast stawiać granice, szybko staje się niewolnikiem. A niewolnik nigdy nie jest atrakcyjny. Lepiej powiedzieć jasno: „na to mnie nie stać” albo „nie chcę w to inwestować” i pokazać, że masz swoje priorytety, niż brać kredyt, żeby udowodnić jej, że jesteś „wystarczający”.
Ciekawym aspektem jest też to, że kobiety w Polsce często testują mężczyzn właśnie poprzez prezenty. To klasyczny shit test – sprawdzają, czy zrobisz coś, co jest wbrew tobie, tylko po to, żeby je zadowolić. Jeśli ulegniesz, tracisz punkty. Jeśli spokojnie odmówisz, rośniesz w ich oczach. I to jest paradoks, który wielu facetów nie rozumie: kobieta może być wkurzona, że jej odmówiłeś, ale podświadomie czuje większy szacunek. Bo widzi, że masz granice i nie dasz się kupić.
Nie oznacza to, że prezenty są bez sensu. Wręcz przeciwnie – jeśli masz ochotę, kupuj, dawaj, dziel się. Ale rób to z miejsca siły, a nie z miejsca strachu. Rób to dlatego, że chcesz, a nie dlatego, że musisz. Jeśli masz ochotę zabrać ją na Mazury, bo sam chcesz odpocząć i podzielić się tym z nią – to świetnie. Ale jeśli jedziesz, bo boisz się, że inaczej stracisz jej uwagę, to robisz z siebie kandydata do odrzucenia.
Podnoszenie swojej subiektywnej wartości nie polega na tym, żeby dawać coraz więcej. Polega na tym, żeby dawać mądrze i z odpowiedniej pozycji. Mężczyzna, który zna swoją wartość, wie, że nie musi nic kupować, żeby kobieta chciała przy nim być. Ona chce przy nim być, bo on sam w sobie jest wartością. Prezenty są tylko dodatkiem, który płynie z jego stylu życia.
Dlatego, jeśli chcesz uniknąć deprecjonowania siebie, zadaj sobie jedno pytanie za każdym razem, kiedy chcesz coś dać: „czy robię to z obfitości, czy ze strachu?”. Jeśli z obfitości – rób to śmiało. Jeśli ze strachu – zatrzymaj się, bo właśnie odbierasz sobie wartość.
Poczucie humoru jest jednym z najbardziej niedocenianych, a jednocześnie najpotężniejszych narzędzi, jakie ma mężczyzna w relacjach z kobietą. Nie chodzi tutaj o to, aby być klaunem, który bez przerwy sypie żartami i próbuje wszystkich rozśmieszać. To raczej zdolność, by w odpowiednim momencie umieć rozładować napięcie, obrócić sytuację w coś lżejszego, wprowadzić dystans tam, gdzie pojawia się spięcie, i sprawić, że atmosfera zamiast gęstnieć, rozluźnia się. W polskich realiach, gdzie często żyjemy w pośpiechu, stresie, wśród codziennych problemów finansowych, rodzinnych i zawodowych, mężczyzna z poczuciem humoru jest jak oddech świeżego powietrza. Kobieta, która może się przy tobie pośmiać, poczuje się lżej, bezpieczniej i bliżej ciebie.
Klucz tkwi jednak w tym, aby odróżniać zdrowe poczucie humoru od taniego pajacowania. Niestety nie jest to łatwe :):):) Wiele razy widać to w klubach czy na spotkaniach towarzyskich. Jeden facet próbuje na siłę błaznować, sypie sucharami, robi z siebie pośmiewisko, pozwala sobie włazić na łeb, pajacuje i robi wszystko by zwrócić na siebie uwagę :):):) Taki człowiek szybko staje się dla kobiety irytujący, bo wysyła sygnał, że chce za wszelką cenę zyskać jej uwagę. To nie jest atrakcyjne, bo za tym stoi desperacja. Inaczej wygląda sytuacja, kiedy mężczyzna zachowuje spokój, mówi niewiele, ale w odpowiednim momencie rzuci jedno zdanie, które rozładowuje atmosferę, sprawia, że kobieta wybucha śmiechem i nagle czuje, że przy nim jest łatwo i przyjemnie. To jest siła humoru – nie ilość, ale jakość. Milczysz, nic nie mówisz, ale jak już coś powiesz, to każdy pęka ze śmiechu. Może być to żart sytuacyjny czy cięta riposta.
Poczucie humoru działa jak lustro twojej pewności siebie. Jeśli potrafisz żartować z samego siebie, ale w sposób inteligentny, nie deprecjonujący, to pokazujesz, że masz dystans do życia. Kobiety czują się przy takich mężczyznach swobodnie, bo wiedzą, że nie muszą ważyć każdego słowa i mogą być sobą. Natomiast mężczyzna, który reaguje spięciem na każdy żart pod swoim adresem, pokazuje, że nie ma dystansu. Wtedy kobieta od razu traci do niego szacunek, bo wie, że taki facet będzie brał wszystko na serio i zamieni związek w ciągłe napięcie.
Warto przyjrzeć się, dlaczego humor tak mocno podnosi subiektywną wartość mężczyzny w oczach kobiety. Po pierwsze, humor to znak inteligencji oraz kreatywności. Żeby dobrze żartować, trzeba szybko łączyć fakty, wychwytywać niuanse i umieć błyskawicznie zareagować. Kobiety uwielbiają mężczyzn, którzy potrafią rozbawić je inteligentnym komentarzem, bo czują, że mają do czynienia z kimś bystrym. Po drugie, humor to oznaka siły psychicznej. Facet, który potrafi zamienić problem w żart, pokazuje, że nie boi się trudnych sytuacji, że potrafi sobie z nimi radzić i że ma nad nimi kontrolę. A po trzecie, humor tworzy emocje, a to emocje są walutą w relacjach damsko-męskich. Kobieta nie zakochuje się w twojej logice, nie zakochuje się w twoim majątku, tylko w tym, jakie emocje przy tobie czuje. Jeśli potrafisz ją rozśmieszyć, masz nad nią przewagę, której nie kupisz ani pieniędzmi, ani prezentami.
W związkach bardzo często można zauważyć, że pary, które przetrwały lata, to te, w których mężczyzna potrafił zachować poczucie humoru nawet w najtrudniejszych sytuacjach. Kiedy rachunki rosną, kiedy dzieci chorują, kiedy na głowie jest tysiąc problemów – kobieta, która widzi, że jej partner potrafi wprowadzić odrobinę lekkości, nie załamuje się, tylko czuje, że razem przejdą przez wszystko. Oczywiście, to nie chodzi o to, że ma wyjebane na problemy. Po prostu rozwiązuje je z poczuciem humoru. Kobieta widzi mężczyznę jak z uśmiechem na twarzy stawia czoła trudnościom, a nie załamuje się, płacze czy wpada w panikę. To nie jest przypadek, że często słyszy się, że kobiety chcą być z facetami, którzy potrafią je rozśmieszyć. Nie chodzi o śmiech sam w sobie, ale o emocję, która się za nim kryje – poczucie bezpieczeństwa, lekkości, nadziei.
Z drugiej strony trzeba pamiętać, że poczucie humoru może być też destrukcyjne, jeśli jest źle używane. Ironia, sarkazm, kpiny – to wszystko, jeśli jest przesadzone, niszczy relację. Kobieta może początkowo odbierać sarkastyczne uwagi jako zabawne, ale jeśli będzie w nich za dużo jadu, zacznie czuć się atakowana. Dlatego trzeba umieć znaleźć równowagę. Humor powinien rozładowywać napięcie, a nie je podsycać. Inteligentny mężczyzna używa humoru jak skalpela, a nie jak młotka.
Warto też zrozumieć, że kobiety testują mężczyzn poprzez humor. Czasami rzucają zaczepne komentarze, które na pierwszy rzut oka wydają się krytyką. „Ładna koszula, ale chyba z lumpeksu” albo „Ty to chyba nigdy nie byłeś w prawdziwej restauracji”. Wielu facetów wpada w pułapkę i zaczyna się tłumaczyć: „Nie, kupiłem ją w galerii, a do restauracji chodzę, tylko akurat…”. To błąd. O wiele lepszą odpowiedzią jest inteligentny żart, który pokazuje, że nie dasz się wyprowadzić z równowagi. Na przykład: „Masz rację, lumpeks premium, musiałem stać w kolejce całą noc”. Kobieta w tym momencie wybucha śmiechem i od razu wie, że jesteś facetem, którego nie da się łatwo złamać.
Humor działa też w sytuacjach konfliktowych. Kiedy para się kłóci, a emocje rosną, mężczyzna, który potrafi w odpowiednim momencie rzucić lekką uwagę i rozbroić atmosferę, staje się kimś wyjątkowym. To nie znaczy, że masz bagatelizować problemy, ale że potrafisz podejść do nich z dystansem. Kobieta czuje wtedy, że jesteś stabilny i silny, bo potrafisz kontrolować emocje. To ogromnie podnosi twoją subiektywną wartość, bo pokazuje, że jesteś przewodnikiem w związku, a nie dzieckiem, które traci panowanie nad sobą.
Warto też zauważyć, że poczucie humoru w Polsce ma swoją specyfikę. Polacy kochają ironię, czarny humor i żarty sytuacyjne. Dlatego jeśli umiesz wpleść elementy polskiej codzienności do swojego humoru – na przykład narzekanie na polityków, korki w Warszawie czy ceny w sklepach – to automatycznie budujesz więź. Kobieta czuje, że jesteś zakorzeniony w tej samej rzeczywistości co ona i że potrafisz spojrzeć na trudne sprawy z przymrużeniem oka.
Na koniec trzeba jasno powiedzieć: poczucie humoru nie zastąpi wszystkiego. Nie możesz być nieodpowiedzialny, leniwy, bez celu i próbować przykryć to żartami. To działa tylko wtedy, kiedy humor idzie w parze z twoją siłą i stabilnością. Ale jeśli masz już fundament, humor staje się narzędziem, które czyni cię mężczyzną nie do podrobienia. Kobieta wie, że przy tobie nie tylko będzie miała bezpieczeństwo, ale też lekkość i radość. A to połączenie jest nie do pobicia.
Umiejętność bycia samemu to jedna z najważniejszych cech, jakie może rozwinąć w sobie mężczyzna. Wbrew pozorom nie chodzi tutaj o samotność w sensie braku ludzi wokół, ale o zdolność do funkcjonowania bez lęku, bez obsesyjnego przywiązania do drugiej osoby, bez potrzeby stałej walidacji i aprobaty. Mężczyzna, który potrafi być sam, to ktoś, kto ma w sobie wewnętrzny spokój, poczucie wartości i kierunek, a kobieta, która spotyka takiego faceta, od razu czuje różnicę. To właśnie ta różnica sprawia, że jego subiektywna wartość w jej oczach rośnie.
W polskich realiach widzimy to szczególnie wyraźnie. Ilu jest mężczyzn, którzy panicznie boją się być sami, więc wchodzą w przypadkowe związki tylko po to, byle nie czuć pustki? Ilu jest takich, którzy po rozstaniu natychmiast szukają następnej kobiety, bo sama myśl o samotnym weekendzie ich przeraża? To właśnie brak umiejętności bycia samemu. A przecież paradoks polega na tym, że im bardziej boisz się samotności, tym bardziej przyciągasz relacje, które kończą się katastrofą, bo wchodzisz w nie z pozycji potrzeby i desperacji. Kobieta to czuje i traktuje cię jako kogoś słabszego.
Umiejętność bycia samemu nie oznacza odcięcia się od ludzi ani życia jak pustelnik. To raczej świadomość, że potrafisz spędzić wieczór sam w domu, pójść na siłownię, obejrzeć film, ugotować obiad, wyjechać na weekend czy nawet w podróż bez poczucia, że twoje życie jest bez sensu. To wolność od emocjonalnego uzależnienia. Jeśli potrafisz czerpać satysfakcję z własnego życia, kobieta widzi, że nie jesteś od niej uzależniony i że twój świat nie kręci się wyłącznie wokół niej. To od razu stawia cię w zupełnie innej pozycji.
Kiedy mężczyzna nie potrafi być sam, jego zachowania w relacji stają się przewidywalne i pełne napięcia. Zaczyna pisać zbyt często, dzwonić co chwilę, potrzebować zapewnień, że jest ważny. Każde opóźnienie w odpowiedzi na wiadomość odbiera jak atak i wpada w panikę. Kobieta, która widzi taki brak równowagi, szybko zaczyna go testować, a on oblewa te testy jeden po drugim, bo nie ma wewnętrznej stabilności. W efekcie jego wartość w jej oczach spada. Tymczasem facet, który potrafi być sam, zachowuje spokój. Jeśli ona nie odpisuje godzinę, zajmuje się swoimi sprawami. Jeśli odwoła spotkanie, nie robi dramatu, bo ma alternatywy – trening, pracę, przyjaciół, pasje. To właśnie to buduje respekt i atrakcyjność.
Warto dodać, że umiejętność bycia samemu jest fundamentem rozwoju. Dopiero w samotności można naprawdę usłyszeć własne myśli, zastanowić się, czego chcesz od życia, w którą stronę iść. To w samotności buduje się dyscyplinę, czytając książki, ucząc się nowych umiejętności, trenując. Mężczyzna, który boi się samotności, zawsze będzie próbował przykryć swoje braki obecnością innych, ale to jest tylko plaster. Prawdziwe wzmocnienie przychodzi wtedy, kiedy uczysz się radzić sobie sam i wiesz, że twoje życie jest pełne, nawet jeśli nikt cię akurat nie trzyma za rękę.
Polska mentalność często podpowiada coś innego. Od małego słyszymy, że trzeba się „ustatkować”, że „co ludzie powiedzą”, jeśli ktoś ma trzydzieści kilka lat i nie ma partnerki czy rodziny. Presja społeczna sprawia, że wielu mężczyzn wchodzi w byle jakie związki, bo boją się oceny. Ale to droga donikąd. Jeśli nie nauczysz się funkcjonować sam, to w związku zawsze będziesz grał rolę petenta. A kobieta, która czuje, że jesteś z nią tylko dlatego, że nie umiesz być sam, straci do ciebie szacunek.
Umiejętność bycia samemu daje jeszcze jedną ogromną przewagę – wolność wyboru. Facet, który potrafi żyć samodzielnie, nie zgadza się na byle jaki związek. Nie bierze pierwszej lepszej kobiety tylko dlatego, że „coś musi być”. Czeka na taką, która naprawdę wniesie wartość do jego życia. A ponieważ nie boi się samotności, może czekać tyle, ile trzeba. Taki mężczyzna budzi ogromny respekt, bo nie działa z pozycji braku, tylko z pozycji pełni.
Kobiety intuicyjnie to czują. Facet, który panikuje na myśl o samotności, będzie robił wszystko, żeby ją zatrzymać – zgodzi się na brak szacunku, będzie akceptował zdrady, będzie spełniał każdą zachciankę. Natomiast mężczyzna, który potrafi być sam, daje jasny sygnał: „Nie muszę z tobą być, wybieram, żeby z tobą być”. To sprawia, że kobieta bardziej go szanuje, a sama relacja staje się zdrowsza.
Nie chodzi jednak tylko o kobiety. Umiejętność bycia samemu wpływa też na wszystkie inne sfery życia. W pracy, w biznesie, w relacjach towarzyskich – ludzie bardziej cenią tych, którzy potrafią samodzielnie podejmować decyzje i nie potrzebują ciągłego potwierdzenia od innych. Jeśli jesteś w stanie działać niezależnie, stajesz się bardziej wiarygodny i pewny siebie.
Nie można też zapominać, że samotność to test charakteru. Wielu mężczyzn, kiedy zostaje samemu, ucieka w używki, w imprezy, w niezdrowe relacje. Tymczasem prawdziwa siła polega na tym, żeby wykorzystać ten czas do rozwoju. Nauka, sport, praca nad sobą – to wszystko buduje twój fundament. A kiedy fundament jest mocny, żadna kobieta nie będzie w stanie nim zachwiać.
Na koniec trzeba podkreślić najważniejsze: umiejętność bycia samemu to nie jest cecha wrodzona, ale umiejętność, którą można wypracować. To wymaga czasu i odwagi, żeby stanąć twarzą w twarz z własnymi lękami i nauczyć się żyć w zgodzie ze sobą. Ale kiedy już to osiągniesz, twoje życie zmienia się diametralnie. Znika presja, znika strach, a pojawia się wolność. I to właśnie ta wolność sprawia, że w oczach kobiety twoja subiektywna wartość rośnie, bo stajesz się mężczyzną, którego nie można kontrolować ani manipulować jego lękiem przed samotnością.
Niby Oczywistości a jednak tak bardzo potrzebne do Uświadomienia Ponownie i Konkretnym Słowem Pisanym.
Bloga śledzę od Niepamiętnych czasów a dokładniej to nawet nie Pamiętam…
Trafiłem tutaj z podrywaj.org gdzie się pisałeś pod nickiem „Tyab” i pamięć raczej mam dobrą więc gdzieś też wspomniałeś o tym, że wcześniej miałeś nick „Bayt” 😉
Jedna z książek Twoich kupiłem tzn pdf.
Do dziś jednak dziwię się, że nie wydałeś ani jednej książki Papierowej, która ukazałaby się np. w Empiku.
Wiem, to są koszta ale lata temu gdy sam planowałem otwarcie Bloga to napisałem w sprawie porady co do wydania Książki do Pana „Volanta”, który latami pisał pod tym nickiem a z czasem ujawnił prawdziwe dane.
Pan Michał Szatiło wspomniał wtedy o tym, że bardziej opłaca się założyć własne wydawnictwo niż być pod kimś a wspominam o tym z dwóch powodów.
1. Masz wiedzę lepsza i podejście do pisania, które trafiło do Mnie a jest wielu Amatorów Pisania, którzy trzepią kasę na poradnikach itp. gdzie powtarzają słowa innych co da się wyczuć a mimo to mają odbiorców, którzy na to się nabierają.
Ty Panie Autorze nie lejesz wody i gdy kiedyś czytałem Twoja historię „O Mnie”, która nie wiem czy dalej jest dostępna… Po prostu Ufam w to co Piszesz i Gejem nie jestem ale Jägermeistera bym z Tobą się napił 😉
2. Wielokrotnie już czytałem, że masz wahania co do tego czy prowadzić bloga bo koszta są większe niż wpływy.
Otóż niestety Realia są takie, że blogowanie to wspaniała rzecz lecz dziś każdy woli kilkuminutowe czy kilkunasto sekundowe treści wideo bo Ludzie stali się leniwi.
Wiem po sobie bo też już nie czytam wszystkiego od deski do deski bo Facebook i YouTube mnie ogłosił lecz pisząc ten komentarz daje wyraz Swojej Świadomości jak zdurniałem przez ostatnie lata 🙁
Podsumowując moje pisemne kocopoły.
Do Autora:
Rozumiem trzymanie w tajemnicy swojej prawdziwej Twarzy ale może ten kanał na YouTube nie byłby taki zły.
Zawsze możesz pobawić się w treści gdzie twarz zakryta maska lub Twój wizerunek jest w Cieniu.
Pisząc to przypomniało mi się, że kiedyś np. udostępniłem audio swoich przemyśleń gdy chyba wracałeś z imprezy, grilla czy domówki i podobała mi się ta forma 🙂
Przypomnę tylko, okazem Trzeźwości wtedy nie byłeś a i tak Sens i Szczerość była tym co spowodowało, że o tym Zapamiętałem lecz Treści niestety już nie pamiętam :/
Kończąc.
Może nic sensownego tutaj nie napisałem ale zmęczenie praca na etacie a następnie praca prywatnie sprawia, że pisze jak leci bez rzetelnej formuły.
Do tego, jest to pierwszy komentarz na jakimkolwiek blogu od ilus lat.
A jakie inne blogi czytam ?
Autoreklamy innym Autorom robić nie będę lecz to co już zamknięte lub kto materiały trzyma lecz nie pisze warto napisać:
1. Podrywaj.org – zamknięte i cała wiedza poszła w piździec.
Przecież niektóre teksty tam zawarte zasługiwały na Zostawię od ich dla Potomności 🙂
2. V1ncent – blog nadal jest ale teksty nowe już się nie pojawiają
3. Czas Gentlemanów – jak wyżej
Pozdrawiam i Informuje, że Czytać zacznę ponownie i zacznę wspierać Twoja Działalność choćby groszem na Dobre Piwo lub Wino, choć Milionerem nie Jestem… Jeszcze 😉
1. Niby Oczywistości a jednak tak bardzo potrzebne do Uświadomienia Ponownie i Konkretnym Słowem Pisanym. Bloga śledzę od Niepamiętnych czasów a dokładniej to nawet nie Pamiętam…
Od 2014 roku…Dokładnie od Października :):):) Zaraz będzie 11 lat :):):)
Trafiłem tutaj z podrywaj.org gdzie się pisałeś pod nickiem „Tyab” i pamięć raczej mam dobrą więc gdzieś też wspomniałeś o tym, że wcześniej miałeś nick „Bayt” 😉
Tak… dokładnie… Ś.P PODRYWAJ.ORG :):):), a kiedyś UWO.PL :):) na które trafiłem w 2008!!! A tak naprawdę pierwsza moja przygoda z UWO, była w 2006 roku po przeczytaniu książki – tajemnice największych uwodzicieli :):):) oraz podryw na podsłuchu :):):)
Jedna z książek Twoich kupiłem tzn pdf.
Ja tych PDF -ów to napisałem dosyć sporo :):):)
ATRAKCYJNOŚĆ W PIGUŁCE
PRAWO WZAJEMNOŚCI – INSTRUKCJA OBSŁUGI LUDZI
WERSJA DEMO PRAWO WZAJEMNOŚCI – INSTRUKCJA OBSŁUGI ZWIĄZKÓW
WŁADCA MARIONETEK
101 REFLEKSJI NA TEMAT KOBIET
MĘSKIE PRZEMYŚLENIA 1,2,3,4… A TERAZ PISZĘ NIEWIDZIALNĄ WOJNĘ :):):) W PLANACH JEST – WIELKA KSIĘGA ODZYSKIWANIA BYŁYCH KOBIET :):):)
Do dziś jednak dziwię się, że nie wydałeś ani jednej książki Papierowej, która ukazałaby się np. w Empiku.
Wiem, to są koszta ale lata temu gdy sam planowałem otwarcie Bloga to napisałem w sprawie porady co do wydania Książki do Pana „Volanta”, który latami pisał pod tym nickiem a z czasem ujawnił prawdziwe dane.
Był okres, który przespałem – największy ruch miałem w latach 2018 – 2021… było po 70.000 odsłon… teraz mam może 7000 miesięcnie :):):) Pamiętam Michała Sz… swego czasu miałęm z nim kontakt
an Michał Szatiło wspomniał wtedy o tym, że bardziej opłaca się założyć własne wydawnictwo niż być pod kimś a wspominam o tym z dwóch powodów.
1. Masz wiedzę lepsza i podejście do pisania, które trafiło do Mnie a jest wielu Amatorów Pisania, którzy trzepią kasę na poradnikach itp. gdzie powtarzają słowa innych co da się wyczuć a mimo to mają odbiorców, którzy na to się nabierają.
Ty Panie Autorze nie lejesz wody i gdy kiedyś czytałem Twoja historię „O Mnie”, która nie wiem czy dalej jest dostępna… Po prostu Ufam w to co Piszesz i Gejem nie jestem ale Jägermeistera bym z Tobą się napił 😉
2. Wielokrotnie już czytałem, że masz wahania co do tego czy prowadzić bloga bo koszta są większe niż wpływy.
Otóż niestety Realia są takie, że blogowanie to wspaniała rzecz lecz dziś każdy woli kilkuminutowe czy kilkunasto sekundowe treści wideo bo Ludzie stali się leniwi.
Tak…
Pokolenie się wymieniło… dlatego traktuje to jako hobby i piszę dla garstki osób…
Kończąc.
Może nic sensownego tutaj nie napisałem ale zmęczenie praca na etacie a następnie praca prywatnie sprawia, że pisze jak leci bez rzetelnej formuły.
Do tego, jest to pierwszy komentarz na jakimkolwiek blogu od ilus lat.
Znam ten ból :):):)
Rozumiem trzymanie w tajemnicy swojej prawdziwej Twarzy ale może ten kanał na YouTube nie byłby taki zły.
Zawsze możesz pobawić się w treści gdzie twarz zakryta maska lub Twój wizerunek jest w Cieniu.
Pisząc to przypomniało mi się, że kiedyś np. udostępniłem audio swoich przemyśleń gdy chyba wracałeś z imprezy, grilla czy domówki i podobała mi się ta forma 🙂
Przypomnę tylko, okazem Trzeźwości wtedy nie byłeś a i tak Sens i Szczerość była tym co spowodowało, że o tym Zapamiętałem lecz Treści niestety już nie pamiętam :/
Myślałem o kanale na YT, ale w sumie warunków nie mam oraz czasu na takie rzeczy, żeby to profesionalnie wyglądało. Jak coś to będą w przyszłości może – MOŻE – WIDEOPREZENTACJE 🙂