Góra z górą się nie zejdzie. Człowiek z człowiekiem zawsze. Całkiem przypadkiem na ulicy spotkałem mojego kolegę z lat studenckich. Studiowaliśmy oboje Prawo, jednak różnica między nami jest taka, że ja nie pracuje w zawodzie, a on prowadzi „swoją” Kancelarię Adwokacką.
Gdy się zobaczyliśmy od razu wyskoczyliśmy na butelkę, tak aby powspominać stare studenckie czasy. No dobra trochę skłamałem. Nie było to od razu. Chwilę porozmawialiśmy, ale jak dowiedziałem się o sukcesie mojego kolegi, to nie mogłem się oprzeć, aby się dowiedzieć, jak on to zrobił. Chciałem go wypytać o wszystko i porozmawiać o nim. Myślę, że to go skłoniło, że poświęcił mi swój cenny czas i nawet zmienił plany. Więc tu wskazówka dla Ciebie taka, że każdy lubi rozmawiać o sobie.
Ja chciałem się dowiedzieć, jak to zrobił, że w wieku trzydziestu paru lat ma dobrze prosperującą Kancelarię w Warszawie. Wypytałem go o wszystko z grubsza, oraz pokusiłem się o swoje prywatne komentarze.
Jest wiele utartych mitów na temat studiowania Prawa. Niektórzy idą na Prawo, tylko po to, aby w przyszłości być „tym kimś” czyli człowiekiem z dobrymi zarobkami oraz wysokim statusem społecznym, a to wszystko ma dawać Prawo.
Jeszcze inni odradzają pójście na Prawo mówiąc, że to nie ma sensu. Jest tylu bezrobotnych prawników, którzy nawet są i po aplikacji. Sam znam wielu takich. Znam „Notariusza”, co prawda bez skończonego końcowego egzaminu, ale „po aplikacji”, który teoretycznie ma trochę wiedzy praktycznej, dużo teoretycznej, a mimo to nie potrafi sobie znaleźć pracy i pozostaje od kilku lat na bezrobociu, mimo że jest w jakimś stopniu cenny dla prawniczego rynku pracy.
Jak to się dzieje, że innym udaje się osiągnąć sukces, a drudzy pomimo licznych kursów, doktoratów, aplikacji ledwo udaje się złapać jakiś mało płaty etacik?
Rozmowa z moim kolegą dała mi naprawdę bardzo wiele do myślenia i chciałbym się z wami podzielić jego historią. Będę to opisywał na przykładzie Prawnika, ale jego historia ma przełożenie również na inne dziedziny życia.
Chciałbym Ci przybliżyć historię człowieka, który odniósł sukces. Wybacz, ale nie opiszę Ci historii (jeszcze) Elona Muska, Billa Gaetsa czy innego miliardera, który zmienił Świat. Często Coache i gawędziarze sukcesu powołują się na historię miliarderów, którzy osiągnęli ogromny sukces. Jest to fajne, ale chciałbym przybliżyć Ci historię gościa, który osiągnął dużo bardziej przyziemny sukces i jest podobny do nas. Jest taki sam jak ja czy Ty.
Życzę Ci, abyś został drugim Elonem Muskiem czy Warrenem Buffetem, jednak tacy ludzie rodzą się raz na sto lat. Prawdopodobnie drugim Arnoldem Schwarzeneggerem, też nie zostaniesz. Jednak jak w tej chwili Twoje życie to jedno wielkie gówno, a Ty jesteś w nim, aż po pas, to czas najwyższy wziąć swoje życie w swoje ręce, tak jak to zrobił mój kolega.
Przedstawiam Ci historię gościa, który zrobił coś niemożliwego. Zgarnął kawałek tortu na rynku prawniczym, zaczynając: bez pieniędzy, bez znajomości, bez rodzinnych koneksji. Miał tylko jeden cel: Zostać Adwokatem i mieć swoją własną Kancelarię.
–Michał jak to jest, że Ci wyszło? Tomek rzucił aplikację i pojechał za granicę, a wielu naszych kolegów w tym ja, niestety nie pracujemy w zawodzie– zapytałem łapiąc łyka alkoholu, przytaczając Tomka, który stwierdził, że woli myć gary w UK, niż pracować za darmo w Kancelarii.
–Trochę szczęścia, ale przede wszystkim wyznaczony cel, dużo nauki oraz ludzie, których poznałem na swojej drodze-odpowiedział.
Ostatnie zdanie dało mi do myślenia. Nawet śledząc biografię Arnolda Schwarzeneggera, jasno widać, że swoim uporem, sprytem, szczęściem i ciężką pracą doszedł tylko do pewnego momentu w życiu. Resztę zrobiły znajomości, które sobie wyrabiał.
(Historię Arnolda przeczytasz również na moim blogu, klikając w powyższy link )
W Polsce panuje przekonanie, że dobrą pracę dostaniesz tylko po znajomości. Jest to prawda, bo ok. 80% ofert pracy się praktycznie nie ukazuje. 80% ofert są to oferty: z polecenia, po znajomości. I kiedy widzisz np: w jakimś Urzędzie Państwowym ogłoszenie o pracę to na 90% stanowisko jest już obsadzone, a ogłoszenie jest tylko dla formalności prawnych.
Wśród prawników panuje również przekonanie, że aby osiągnąć sukces w tym zawodzie trzeba mieć: grube znajomości, albo rodziców czy dziadków prawników. Jest to prawda, gdyż jest to beton, jednak znajomości się wyrabia, a to może zrobić praktycznie każdy, trzymając się oczywiście pewnych zasad.
Kiedy razem studiowaliśmy, to różnica polegała na tym, że ja kurwa sam nie wiedziałem po co ja przyszedłem studiować, a mój kolega miał już z góry ustalony cel. Ja poszedłem na studia, aby wiecznie melanżować, imprezować, ćpać, chlać, a kolega aby zostać prawnikiem.
Pamiętam jak dziś i to mu przypomniałem, jak zawsze mówił o swojej Kancelarii. Na tamten czas traktowałem jego opowieści jak bajki, ponieważ „to nie takie proste otworzyć kancelarię”. W sumie proste nie jest, ale czy ma być proste? Jeśli przeraża Cię myśl na samym starcie na temat własnej Kancelarii, tak jak mnie, to lepiej nie studiuj tego, bo szkoda czasu. Szkoda czasu, bo już masz złe myślenie.
Ja na dzień dobry myślałem tylko, jak tu zdać egzaminy i ukończyć pierwszy rok, a mój kolega sięgał myślami dużo, dużo dalej. On już myślał jak otworzyć Kancelarię, jaka to będzie, a nawet jak ją urządzi o czym opowiadał często mówiąc coś w stylu-W mojej Kancelarii będą stały dwie donice z kwiatami. Co zawsze budziło we mnie śmiech.
Jak widzisz różniliśmy się nie tylko myśleniem, ale i podejściem do studiowania. Moje podejście było takie: zakuć, zdać, zaliczyć, zapić, zapomnieć, a podejściem mojego kolegi było: zakuć, zdać, zaliczyć, zapić, poszerzyć wiedzę i ją odswieżać regularnie.
Ja nie chodziłem na żadne wykłady. W zamian szlajałem się po Warszawie, wpadając w złe towarzystwo, z którym imprezowałem oraz ćpałem. Natomiast kolega chodził na prawie wszystkie wykłady i skrupolatnie notował. Bardzo często również był aktywny na nich, zadając dużą ilość pytań.
Moje towarzystwo pozostawało wiele do życienia. Z jakiś tajemniczych powodów, przyciągałem do siebie na tych studiach samych patoli. Np: poznałem dwóch gości z Mińska Mazowieckiego, z którymi non stop jarałem zioło, takiego chłopaka z Bródna co jeździł napierdolony wiecznie samochodem oraz takiego gościa z Pragi, którego rodzice byli Prawnikami, ale on to typowy Monar, a nasze rozmowy dotyczyły głównie klimatów alkoholowo-narkotykowych-imprezowych. Czyli standard: co piłem, co ćpałem, gdzie imprezowałem..
Mój kolega trzymał się z wydziałowymi prymusami. Razem się uczyli, rozwiązywali kazusy i dziś każdy z nich, jak nie ma swojej Kancelarii to i tak biedy nie klepie. Kiedy przechodziłem koło nich, to zawsze słyszałem rozmowy na tematy prawnicze, zmieniających się przepisów, a ja najebany (bo taki chodziłem na ćwiczenia nawet) myślałem-o czym oni pierdolą?
Z niektórymi do dziś utrzymuje kontakty np: z pewnym chłopakiem, którego jakiś czas temu zobaczyłem jak wypowiada się jako specjalista od Prawa Karnego w TVP Warszawa. Można? Można.
Czy ja mam kontakt ze swoimi ćpunami? Coś Ty. Zresztą oni nawet tych studiów nie skończyli, tylko zostali wyrzuceni i skończyła się znajomość. Nawet teraz próbuje przypomnieć sobie jak się nazywali to kurwa nie pamiętam, tak jak samo pewnie i oni.
Czym się jeszcze mój kolega różnił ode mnie? Różnił się tym, że pracował. Pochodził z wielodzietnej rodziny z Polski B. Nie miał ojca, a na studia sam musiał sobie zarobić. Oprócz studiowania, musiał znaleźć czas na utrzymanie siebie, opłacenie mieszkania itd. Mama mu nie dawała pieniędzy w porównaniu do mnie. Ja jeden telefon do rodziców i był przelew. On? On musiał zapracować na przelew.
Moim jedynym obowiązkiem, była tylko nauka, którą olewałem. Rodzice mi za wszystko inne płacili. O nic się nie musiałem martwić. Moimi jedynymi problemami, były niezaliczone egzaminy, które się napiętrzały. Pomimo takiego komfortu studiowania, ja ledwo wiązałem koniec z końcem, bo przepierdalałem ciężko zarobione pieniądze moich rodziców na głupoty. Pomimo zerowych obowiązków ja miałem niezaliczone egzaminy i stałem w miejscu.
Masz czasem tak, że Twoje życie stoi w miejscu? Masz takie wrażenie? Masz wrażenie, że nic się w nim nie dzieje? Wiesz jaka może być tego przyczyna? Taka, że jest Ci po prostu za dobrze w tym momencie. Czasem, żeby ruszyć do przodu potrzeba w życiu ostrego pierdolnięcia w łeb od życia. Najczęściej ludzie zaczynają myśleć o sobie i o swojej przyszłości jak znajdą się na zakręcie życiowym.
Czyjaś śmierć, rozwalony związek, choroba. Tak jest najczęściej, a jeśli jest Ci w tej chwili dobrze, to uwierz że to przeminie. Za jakiś czas spadnie na Ciebie jakiś ciężar, który albo Cię zabije, albo doda Ci sił.
Kolega nie dość, że musiał zarabiać na siebie, to jeszcze od drugiego roku zaczął rozglądać się za jakimiś praktykami czy tam stażem w Kancelarii. Wcale tego nie musiał robić, ale doskonale wiedział, że tylko tak może zdobyć jakieś doświadczenie oraz znajomości. Do tej pory otaczał się ludźmi ze studiów, a chciał poznać osoby, które zajmują się na co dzień tematyką prawną.
Jak on sam mówił, zdobycie praktyki w Kancelarii nie było takie łatwe. Pracodawcy chcieli np: studentów IV czy V roku studiów, a on zaczął rozglądać się za praktykami tuż po skończeniu I roku. Dodatkową trudnością był Uniwersytet. W tamtych czasach wielu szefów Kancelarii, chciało tylko studentów lub absolwentów UW.
Utrudnienia również robiło mu, jak sam wspomina, poziom jego wiedzy. Na I roku mieliśmy jakieś gówniane przedmioty typu: Historia Państwa i Prawa, a w Kancelarii wymagali już znajomości przepisów Kodekcu Cywilnego czy Postępowania Cywilnego, a te przedmioty mieliśmy mieć dopiero na II i III roku. Więc Michał oprócz pracy jako kelner w Sfinxie, nauki na bieżące egzaminy, musiał znaleść czas na naukę przedmiotów, których nie mieliśmy oraz na szukanie osoby, która go „przygarnie” do Kancelarii.
W końcu załapał się do pracy w Kancelarii, jako pomagier za darmo kilka dni w tygodniu. W tym momencie spytałem się go:
–A jak Ty się tam załapałeś? O tak od razu?
–Coś Ty. Zanim mnie ktoś przyjął, nawet za darmo, musiałem zjeździć wzdłuż i wszerz całą Warszawę. Pukałem, stukałem chyba do wszystkich Kancelarii jakie tylko były dostępne w Stolicy. Zależało mi głównie na Adwokackiej, bo chciałem od początku nim być, ale szukałem w każdej nawet i Notarialnej, byle tylko się gdzieś zaczepić. Problemem głównie było to, że dopiero co skończyłem I rok, więc sporo osób miała jakieś „ale do tego”. Zbywali mnie mówiąc np:-niech Pan odezwie się jak będzie na IV roku. Jeszcze innym nie pasował nasz Uniwersytet, ponieważ twierdzili, że jest za słaby. A nawet przeszkodą było to, że studiowałem dziennie. Niektórzy kazali pokazać indeks i marudzili np: czemu z tego i z tego jest 4, a nie 5. Byli też tacy, którzy odpytywali mnie z Kodeksu Spółek Handlowych, mimo iż ten przedmiot mieliśmy dopiero na IV roku, a ja co dopiero skończyłem I, o czym doskonale wiedzieli. Jednak nie zraziłem się, aż w końcu mi się udało przekonać do swojej osoby jednego Adwokata i mnie zatrudnił.
–Jak go przekonałeś? -spytałem się, ponieważ bardzo mnie ten fakt, jako osoby pracującej w sprzedaży zainteresował, gdyż praktycznie codziennie muszę kogoś, do czegoś przekonywać.
–Zaczął mnie wypytywać, czemu akurat Kancelaria Adwokacka, więc opowiedziałem mu kim jestem, o moim celu, opowiedziałem, co robię, czym się na co dzień zajmuję, gdzie studiuję i mnie przyjął-odpowiedział
Obszedł bardzo dużo różnego rodzaju Kancelarii, aż trafił na osobę, która zainteresowała się nim, jako człowiekiem. Tak się złożyło, że właściciel owej Kancelarii również przeszedł zbliżoną drogę do sukcesu, więc zobaczył w nim nie tylko wiedzę, ale i potencjał.
To właśnie jego potencjał nadał mu wartość. Wszystkiego idzie się nauczyć. Wiedzę idzie zdobyć, doświadczenie idzie złapać, ale najbardziej liczy się potencjał. Bez tego nikt Cię nie dostrzeże. Jeśli byś był szefem Kancelarii to kogo byś wybrał do pracy? Osobę, która miała puste CV, była na utrzymaniu rodziców i miała niezaliczone egzaminy i praktycznie gówno wiedziała o przepisach prawa, bo się nimi nie interesowała mimo, że to studiowała, czy osobę, która studiuje, pracuje, ma zaliczone wszystkie egzaminy? Szczęście w tym momencie miał tylko takie, że trafił w końcu na odpowiednią osobę i odpowiednie miejsce, ale to była tylko kwestia czasu.
Szczęściu trzeba pomóc. Analizując biografie ludzi sukcesu np: Sylwestra Stallone nasuwa mi się jeden wniosek. Determinacja!!! Mój kolega też się nie poddał. Mógł poprzestać na kilku Kancelariach i stwierdzić-kurwa to nie ma sensu, strata czasu, idę na browara, ale chodził, chodził, aż wychodził. Stallone z porobionym, krzywym, bandyckim ryjem wychodził sobie także drogę do sukcesu i to jakiego.
https://damcidomyslenia.pl/sylvester-stallone-czyli-historia-niezwykle-zdeterminowanego-czlowieka/
(Klikając w powyższy link przeniesiesz się do szalonej biografii SLY)
Podobnie było z Arnoldem i moim kolegą. Czysta statystyka, każda porażka przybliża Cię do sukcesu i nie jest to pusty slogan, który opowiadają gawędziarze sukcesu. Po każdej zimie, nadchodzi wiosna, oraz po najcieplejszym, pięknym lecie nadchodzą zimne dni-życie.
Podobnie było z Vladem Tenevem założycielem aplikacji trandingowej RobbinHood. Który zanim osiągnął sukces i stał się warty ponad miliard dolarów pukał do wielu drzwi i dostał ok. 80 odmów. Jak sam podkreśla dla Business Insider, tylko dzięki nieustępliwości i pukani do wielu drzwi coś w końcu ruszyło, że aplikacją zainteresował się nawet raper Snoop Dogg.
Znam bardzo wiele osób, które owszem nie osiągnęły sukcesu jak Elon Musk, jednak przez swoją ciężką pracę oraz determinację zrobiły np: kariery w firmach, których pracują. To był ich cel i to osiągnęły.
Potęga cierpliwości, konsekwencji w działaniu jest to „prosty” (jak nie jedyny) sposób na sukces. Cierpliwość, konsekwencja, determinacja jest to mur w głowie ludzi, który oddziela tych co osiągną sukces pod postacią jaką tylko chcą, od tych co tylko „by chcieli”, zostać np: Prawnikami. Prawnikiem ja też chciałem zostać, niestety tylko chciałem.
Kiedy mój kolega skończył I rok. Miał dwie prace. Jedną w przyszłym zawodzie, a drugą było dalej kelnerstwo, które dawało mu środki utrzymania. Ja tym czasem zostałem wypierdolony na zbity pysk ze studiów, gdyż zachlałem i nie poszedłem na egzamin, a byłem na tyle jeszcze mało sprytny, że nawet nie zakombinowałem ze zwolnieniem lekarskim, tylko od razu dostałem 1 z poprawki i czekał mnie komisyjny, który również oblałem.
I tak pieniądze moich rodziców poszły się jebać. Bulili przez cały rok na moje utrzymanie w Warszawie, a ja wszystko straciłem. A najlepsze jest to, że jedynym moim obowiązkiem, była tylko nauka. W późniejszym czasie, przeniosłem się na studia zaoczne, gdzie do zaliczenia miałem tylko te przedmioty, których nie zaliczyłem. Znów miałem za dużo czasu i znów przegrywałem życie.
-Jak pod wpływem tylu obowiązków dałeś radę? Studia dzienne, praca, utrzymanie? Jak na wszystko łączyłeś-spytałem się mojego kolegi
–Nie było to łatwe, ale dla chcącego nic trudnego. Nie ukrywam na początku mnie to przybiło, bo to była nowość dla mnie, jednak obecnie oprócz prowadzenia Kancelarii mam dzieci na głowie, więc wtedy to był tylko taki trening, przed tym co będzie mnie czekać w przyszłości. Niestety z niektórych rzeczy musiałem zrezygnować. Dla niektórych osób przestałem mieć czas. Niestety miałem tyle rzeczy na głowie, że jak miałem się z kimś spotkać na piwie, to wolałem spotkać się z osobą, która ma podobną wizję do mojej-odparł Michał- Skupiłem się więc tylko na najważniejszych rzeczach w moim życiu oraz przedmiotach i chodziłem na zajęcia tylko tam, gdzie już musiałem. Niestety na studiach nikogo nie obchodzi, że pracujesz, a w pracy nikogo nie obchodzi, że studiujesz, a trzeba było skończyć studia i zarobić na siebie. Najtrudniej było połączyć dojazdy do Kancelarii na Grochów. Były to czasy, kiedy metro dochodziło tylko do Placu Wilsona, więc komunikacja miejska inaczej wyglądała jak w chwili obecnej i żeby dostać się z Bielan na Grochów, to trzeba było wiele razy odgonić myśli typu-nie chcę mi się-dodał.
Jest takie powiedzenie. Jak chcesz coś szybko zrobić, to daj to osobie, która nigdy nie ma czasu. Kolega zaczął naprawdę bardzo cenić swój czas o czym przekonałem się osobiście w tamtym okresie. Żeby się do niego dodzwonić było, to graniczyło to z cudem. Wiecznie nie odbierał telefonów, na SMS-y odpisywał sporadycznie i to pół-słówkami i ciągle przepraszał, że nie ma czasu, bo albo się uczy, albo jest w pracy, albo z dziewczyną.
Ewidentnie dla niego w tamtym okresie byłem osobą z którą nie łączyła go wspólna wizja. Ja czasu miałem za dużo, on za mało i oczywistą rzeczą jest, że będzie go poświęcał dla rzeczy dla niego najważniejsze. Jeśli w obecnej chwili Twoje życie to wielka porażka, wpadłeś w złe towarzystwo itd. to prawdopodobnie miałeś za dużo czasu, a co za tym idzie w życiu miałeś za dobrze. Człowiek wiecznie zajęty, który ma cel, wizję, nie ma czasu na głupoty.
Kolega przekazał mi jeszcze jedną bardzo ważną rzecz. On poszedł do pracy nie po papierek, ale po doświadczenie. Autentycznie poszedł po to, aby coś wnieść do życia Kancelarii. Innymi słowy, robił więcej niż od niego wymagano, a to jest jeden z bardzo ważnych elementów prawa wzajemności.
Więc musiał dzielić naukę na egzaminy na studiach, a także do Kancelarii, gdzie uczył się całkiem innych rzeczy. Musiał dzielić też swój czas na dwie prace w których dawał z siebie więcej niż wymagano od niego. Pracując w Sfinxie wiązało się to z napiwkami, które dawały mu możliwość utrzymania się, a pracując w Kancelarii wiązało się to m.in ze zdobywanym doświadczeniem.
Sam wychodził z inicjatywą, zadawał bardzo dużo pytań, był dociekliwy i stale poszerzał swoją wiedzę. Jednym słowem przez takie postępowanie budował swoją wartość i przydatność. Jak sam wspomina, wychodził nie raz z większą inicjatywą niż etatowi pracownicy, co powodowało niekiedy spięcia z nimi.
Ważną rzeczą, którą warto odnotować jest również to, iż kolega prowadził w tamtym czasie swój grafik dnia. Było to coś, co ja robię teraz, czyli mój Plan dnia połączony z rytuałem porannym oraz wieczornym. On robił podobnie z tym, że nie ćwiczył np: Tantry tylko rozwiązywał kazusy i się po prostu uczył. Najlepsze jest to, że życie zmusiło go do takiego trybu życia, a mnie inspiracja ludźmi sukcesu.
Po pewnym czasie, pracodawca docenił jego pracę i kiedy na początku pracował całkowicie za darmo, to po pewnym czasie, dostawał już jakieś drobne w kopercie pod stołem. Warto dawać z siebie 100% nawet jak klepiesz kotlety. W Polsce panuje przekonanie-jaka płaca, taka praca. Być może i Ty dalej masz takie przekonanie.
Owszem, ja wiem że jest w Polsce pełno Januszy biznesu, którzy żerują na pracownikach, ale jeśli Twój szef zauważy, że dajesz z siebie więcej, niż on wymaga, to wtedy możesz negocjować np.: podwyżkę, awans lub uchronisz się od zwolnień. Jeśli szef nie doceni tego, to po prostu jest głupi, a Ty szukaj dalej lepszej pracy, a z takim podejściem uwierz, że szybko znajdziesz.
-I co było dalej?-spytałem
–Potem dostałem mały etacik już za większe pieniądze, ale dalej to były grosze, które nie dawały utrzymania, więc trzeba było dalej dorabiać w kelnerstwie, ale na szczęście już tylko w Weekendy, a nie tak jak kiedyś, człowiek z jednej pracy biegł do drugiej. Jednak przyznam już w CV mogłem coś sobie wpisać i poziom mojej wiedzy się dużo zwiększył, a i w indeksie miałem dobre oceny z najważniejszych przedmiotów, bo na co dzień nimi operowałem w pracy, a także na zajęciach mogłem dyskutować z wykładowcami godzinami, dając konkretne przykłady z życia, podczas gdy inni tylko siedzieli i się nie odzywali. Dzięki temu egzaminy paradoksalnie z najcięższych przedmiotów to była tylko formalność i nawet specjalnie się do nich nie przygotowywałem, tak jak kiedyś. Zresztą ludziom u mnie na roku, jeszcze nie w głowie były jakieś praktyki/staże/prace. Niektórzy zaczynali dopiero się za nimi rozglądać na Wakacje, inni mieli je w dupie i jechali tylko na teorii z kodeksu, a ja już miałem etat, na którym przepracowałem do IV roku studiów. Więc porównując mnie do innych na roku, to miałem wiedzę, jakieś doświadczenie, a inni kompletnie nic.
Kolega trzymał się z grupką tzw. prymusów jak wspomniałem wcześniej. Były to osoby, które autentycznie wiedziały po co są na studiach i kim chcą po nich zostać. Ważną kwestią odnotowania było to, że oni też nie próżnowali. Każdy z nich starał się gdzieś zaczepić. Jeden drugiego polecał, jeden drugiego wciągał do pracy, jeden drugiemu dawał jakieś „newsy”.
I kiedy Michał stwierdził, że ma już dosyć dojeżdżania przez całą Warszawę na kilka godzin, z pomocą przyszedł mu Łukasz, którego rodzice są Sędziami w jednym z warszawskich Sądów. Oni go polecili, szepnęli słówko komu trzeba, a jego doświadczenie, wiedza oraz potencjał zrobiły resztę.
Innymi słowy. Jakiś czas temu koleżanka szukała pracownika w swojej firmie. Na początku myślała o mnie, jednak nie byłem zainteresowany. Spytała się czy mogę kogoś polecić. Wiedziałem, że jeden mój znajomy ostatnio pytał się mnie, na temat jakiejś pracy. Jednak jego nie poleciłem, ponieważ: nie widziałem go na tym stanowisku, a w gruncie rzeczy obawiałem się, że ja go polecę, a on okaże się niekompetentny i mi obciachu jakiegoś narobi. Taki fakt wynikał głównie z jego zachowania oraz podejścia do życia.
To czy ktoś Cię poleci, zależy od tego jaką masz wartość i potencjał w jego oczach. Możesz znać milionerów, miliarderów i tysiące innych osób, którzy chętnie z Tobą wypiją wódkę, ale żaden z nich by Ciebie nie zatrudnił w swojej firmie, bo byś tam np.: nie pasował według ich mniemania. Koledze, który pytał się mnie o pracę, nie poleciłbym akurat na te stanowisko, na inne- mniejszych lotów i owszem, ale nie na te.
Im wyższe stanowisko, im bardziej odpowiedzialne, im bardziej poważne i dobrze płatne wiąże się z odpowiednimi wymaganiami i nie chodzi tu tylko o wiedzę, czy potencjał, ale i o Twoją prezencję, wygląd, zaufanie, konkretność, szacunek, pewność siebie, autorytet itd. Michał zmieniał swój wizerunek z roku na rok. Musiał stać się poważny, więc przybrał taki wizerunek jak Grzesiak. Spójrz na Grzesiaka, który nosi okulary i brodę. To jest zaplanowane. Chce uchodzić za eksperta, więc musi wyglądać jak ekspert.
Gdyby chciał być DJ-em na dyskotece, to by wyglądał inaczej. Wiesz jak chodziłem ubrany na studiach? W dresach i bluzie z kapturem. Kiedy przechodziłem koło ludzi elegancko ubranych, w koszule, pantofle nawet jeśli byli to tylko studenci prawa, to czułem że ja do nich nie pasuję. Nie pasuję nie tylko wiedzą, lifestylem, ale nawet i ubiorem. Nie ukrywam wpływało to na moją psychikę, że jak przychodziło co do czego, szukanie jakiejś pracy, to mój umysł szeptał mi, że ja nie pasuje do tego miejsca i do tych ludzi. I tak odrzucałem pracę w Bankach, Kancelariach czy urzędach lub innych firmach, w których pracują ludzie z trochę wyższym statusem, nawet nie próbując.
Wracając do kolegi. Zmienił pracę, dalej poszerzał wiedzę, obronił się, a aplikacja to była dla niego praktycznie formalność, bo wcześniej od ok. 3 lat już pracował w „zawodzie”. I zobacz, większość jego rówieśników w tej chwili kończyło studia i miała zerowe doświadczenie.
Niektórzy z nich załapali się na jakieś staże, a on miał praktycznie 3 lata pracy w Kancelarii, dodatkowo pracował też jako kelner, co pozwoliło mu wyjechać do pracy za granicę na okres Wakacji, aby zarobić na jeden rok aplikacji. Już się za bardzo rozpisałem, więc tak w telegraficznym skrócie, na aplikacji poznał dziewczynę oraz parę jeszcze innych osób z którymi założył Kancelarię.
Oczywiście nie było to takie proste, ale już nie będę o tym pisał, bo by wyszło drugie tyle, a nawet i książkę można z tego napisać o czym mi opowiedział. Parę rzeczy z jego opowieści opiszę w moim e-booku, a na chwilę obecną chciałbym, abyś tylko wyciągnął z tej opowieści dla siebie jakieś małe wnioski, dla siebie bez względu na to kim jesteś i czym się zajmujesz obecnie.
Jakie wnioski wyciągnąłeś? Napisz w komentarzu. Pozdro.
P.S
Dałem do myślenia?
Jeśli tak, to możesz mnie wesprzeć “małą czarną”, bo lubię brunetki :):) klikając w poniższy link:
Postaw mi – MAŁĄ CZARNĄ
Wszystko idzie na rozwój tego bloga – serwer, domena, autoresponder oraz na moją motywację do pisania. Muszę przecież mieć dużo energii, żeby pisać obszerne blogi takie jak ten, a to oznacza, że mała czarna jest wskazana :):) A tak serio, to będzie mi bardzo miło, że ktoś mnie docenił zgodnie z prawem wzajemności :):)
Swietny wpis. Dajacy do myslenia 🙂
dzięki:)
Wpis ważny ,tyab . Ja swoją pierwszą sprawę prowadziłem jak miałem 19 lat -a na prawie jeszcze nie byłem . Niby nic poważnego -dziewczynie przyszedł mandat za jazdę bez biletu tramwajowego -nic w tym dziwnego poza tym ,że nie było jej wtedy w kraju :D-za dzień w którym rzekomo jechała tramwajem – i ktoś wykorzystał jej dane osobowe-ostatecznie udało się wygrać sprawę i dogadać z MPK.
Dziś mam klientów -choć nie posiadam kancelarii – i nie noszę krawatów -bo nie lubię -za to marynarki lubię.
Rozliczam się w kopercie lub przelewem – na początku był barter lub usługa za usługę -a dziś jest w większości kapitał czasem usługa -lepiej się na tym wychodzi 🙂
Pozdrawiam czytających 🙂
Pozdrawiamy Dragon 🙂
Za dupeczkami to ten kolega za bardzo nie latał, tak coś czuję 🙂 Jak Ty Tyab to widzisz – idzie pogodzić taki tryb życia na pełnym gazie z kobitkami ? Bo mi się wydaje, że generalnie ciężko i zawsze będzie ściągać mózg w kierunku prostej przyjemności jaką jest dymanko. Po prostu nie będziesz w takim gazie jak skupiając się na celach i trzymając pewne kwestie na wodzy.
Miał dziewczynę, ale myślę, że znalazł by i na to czas 🙂
Podziwiam ludzi którzy w tak młodym wieku wiedzą już dokładnie co chcą osiągnąć i kim zostać w przyszłości.
Ja też. Niestety ja nie wiedziałem co chcę w życiu robić i w sumie dalej ciągnie mnie do „nowych rzeczy”.
Dobry wpis, Tyab 🙂 Jak każdy twój.
Twój blog to jedno z lepszych rozwojowych miejsc w internecie. Nie gadasz banałów, typu „Zawsze, wszędzie możesz wszystko”, tylko opisujesz różnych ludzi ze swojego życiowego doświadczenia.
Kiedy ten twój ebook?
Już skończony, poprawiam błędy:) A narobiłem ich masę
Rzeczywiście, takie przykłady jak ten, Twojego kolegi działa bardziej motywujaco niż historie o B. Gatesie, E. Musku i innych milionerów, bo są bliższe nam, łatwiej jest się postawić na miejscu tego kolegi. A ci znani milionerzy to taka trochę abstrakcja w dodatku z zagranicy
😛
dokladnie, aczkolwiek lubię czytać też i takie historie:)
To ja opowiem moja ANTY-HISTORIE do historii tu opisanej.
Studiowałem trudny kierunek techniczny, nie interesowałem się nim poza przedmiotami, które wywalały ludzi ze studiów, na wielu poprawkach studia skończyłem.
Pisałem pół roku magisterkę, siedząc zamknięty w domu i graja w gierki, aż mnie w dupę kopnęła moja 7 letnia miłość.
Dopadła mnie depresja, ale cale szczęście lubiłem czytać wiec szybko wpadłem na stronę z której i Ty się TYAB wywodzisz, przeczytałem parę książek z wiadomej nam tematyki. Depresja trzymała mnie ponad pól roku i była totalnie niezależna od tego, co miałem w głowie (obawy kliniczne depresji), ale doczytałem ze to minie w końcu.
Będąc jeszcze w tym stanie obroniłem magisterkę i zacząłem szukać pracy.
I tu tak naprawdę zaczyna się moja anty-historia.
Z forum i książek o uwo wchłonąłem podstawy atrakcyjności, które zacząłem mocna wdrażać (a było co poprawiać w mojej osobie) własnie na etapie brania udziału w rekrutacji na stanowiska w swoim zawodzie.
2 rozmowa kwalifikacyjna (jechanie na nowej wiedz). Odpowiedz mieli mi dać następnego dnia, a tu gość dzwoni do mnie za pól godziny, że mnie zatrudnia.
Zero doświadczenia zawodowego JAKIEGOKOLWIEK, w czymkolwiek, zero stażów, praktyk. Dostałem się na stanowisko o które ludzie z mojego roku dali by się zabić (i ja wtedy też).
Co najsmutniejsze (patrząc obiektywnie), jako przedstawicieli handlowych (obsługujący nasz kontrakt) zdarzyło mi się spotkać ludzi z mojego roku, co byli w pierwszej 10 najlepszych na roku. Przeskakiwali mnie wiedza parokrotnie na tamtą chwilę, pracując na stanowiska z dyzo gorszymi warunkami niż moje i de facto nie w zawodzie. Jak ich spotykałem na swojej drodze, dreszcze przechodziły mi po plecach i nie dowierzałem.
Sorry za chaotyczny styl.
Ten wpis odwrócił o 180 stopni moje myślenie odnośnie wymgań co do siebie i innych. Swoje studia ( filologia angielska) przeszedłem podobnie do TYABA – i nie pracuje w zawodzie – i to że po prostu nie wkładałem w to serca, więc taki efekt, nie inny 😉 Mogę go odnoeść także A w relacjach powinienem wykazać się cechami Twojego znajomego,TYAB. Być zajętym -żeby skupiac swoj czas na realizacji celów ( dzięki temu względem kobiet będę NATURALNIE stosował zasadę niedostępności)
Dawać swój czas tylko tym, którzy są ważni dla mojego życia, i pozytywnie rwać do przodu. Dotąd skupiałem się bardziej na narzekaniu na swój los, i na tym że czegoś mi brakuje – i tym skopałem znajomość z zajebistą i inteligentną 25 latką. Więc uważajcie, bo w błėdne myślenie może was kosztować – Gregg, lat 26
fajnie, że wyciągnąłeś wnioski
Bardzo inspirujący wpis!
TYAB, w tej historii odnajduję się w obu Waszych rolach. Do pewnego momentu walczyłem o przetrwanie na studiach, robiłem praktyki, pracowałem ciężko nie tylko w polskich ale i zagranicznych biurach projektowych, zdobywałem to CENNE doświadczenie zawodowe, które w pewnym momencie zaczęło mi bardziej przeszkadzać niż pomagać w pracy.
Być może poznałem własną wartość i znałem moje możliwości, ale kiedy wykonywałem projekty za darmo i za pozostałe 5 osób z zespołu, to ogarnęło mnie bezsilność i brak wiary w moje możliwości intelektualne. Czułem, że środowisko mnie wykorzystuje, dlatego powróciłem swego czasu do imprezowania i odnalazłem się w tym łatwym światku melanży.
Podsumowując, udało mi się w końcu zdać egzamin na uprawnienia, i planuję otwarcie swojej pracowni projektowej w przyszłym roku. Na ten moment projektuję i wykonuję inne poboczne prace związane z architekturą.
Lękam się przyszłości, ale chyba z innych powodów niż te, które miałyby mi pomóc w realizacji moich ambitnych celów.
TYAB, dzięki za Twoje szczere, normalne wpisy! Jestem tu przypadkiem z google, ale będę odwiedzać częściej DamCiDoMyslenia.pl.
Pozdrawiam!
Dzięki wielkie i zapraszam:)