Prawo Wzajemności – Twoja Instrukcja Obsługi Ludzi
Pierwsze 10 osób, które do mnie napiszą na damcidomyslenia@protonmail.com! Mogą nabyć e-booka dużo wcześniej.
Na razie dostępne są wersje: pdf, mobi, epub.
Jeśli chcesz przeczytać SPIS TREŚCI książki Prawo Wzajemności – Twoja Instrukcja Obsługi Ludzi, to KLIKNIJ TUTAJ
Dobra koniec przerwy na reklamę!
Brak szczęścia w życiu! Jak mieć szczęście w życiu
6 elementów, które sprawiają, że myślisz, że jesteś pechowcem!
Odkąd pamiętam zawsze byłem jakimś pierdolonym pechowcem. Zawsze w życiu miałem pod górkę. Sam nie wiem czemu. Przyciągałem do siebie same smutne rzeczy, zdarzenia, ludzi. Nic mi nie wychodziło, a wszystkiego czego nie dotknąłem to partaczyłem. Pośród moich znajomych nawet chodziły anegdotki, że potrafiłem spierdolić rzeczy, które nie dały się spierdolić.
W liceum potrafiłem uczyć się 10 godzin do jakiejś jebanej kartkówki i dostać jedynkę. Pamiętam jak z Chemii uczyłem się jakiś soli czy tam moli. Uczyłem się tego tak, że w pewnym momencie wszystko załapałem. Jakoś tak nagle wszystko zaczęło mi się schodzić w jedną całość.
Z perspektywy czasu dzisiaj wiem, że jak rozwiążesz ( nawet jak będziesz patrzył na zadania) kilkaset zadań, to w pewnym momencie będziesz wyłapywał pewne prawidłowości, schematy i podobieństwa do rozwiązania. Nawet nie musiałem tych soli/moli rozumieć, po prostu wystarczyło, że zadanie dane przez chemiczkę było podobne do tego, które rozwiązywałem, tylko z podstawionymi innymi danymi.
Napisałem więc sprawdzian, który uznawany był za trudny. Byłem pewny, że dostanę minimum 4. Jednak jakie moje zdziwienie było, że dostałem 1+. Nauczycielka, taka ryża pizda, stara komunistka i alkoholiczka, która waliła wódkę w kantorku, powiedziała mi, że niemożliwe jest to, że ja tak dobrze napisałem sprawdzian i pewnie ściągałem. Kiedy spytałem się, więc za co jest ten plus postawiony obok oceny, to odpowiedziała mi, że plus jest za to, że ściągałem, a nie zostałem złapany:):)
Na studiach podobnie. Kurwa zawsze miałem pod górkę i nóż na gardle. Wiesz co mnie najbardziej wkurwiało? Żyły sobie osoby, które autentycznie sobie bimbały, ale jakoś przechodziły z roku na rok z łatwością. Nigdy nie zapomnę pewnego egzaminu z historii doktryn polityczno – prawnych. Koleżanka oddała pustą kartkę i wszyła mówiąc, że oblała. Egzamin był tak popierdolony, że ja nawet ucząc się do niego kilka tygodni, to go oblałem, a ona?
Ona dostała 5. Tak kurwa oddała pustą kartkę i dostała 5. Oddała pustą kartkę i wyszła po 10 minutach, bo stwierdziła, że i tak obleje i woli pojechać do swojego chłopaka, aby się odstresować. No i taka była forma egzaminu. Wszystkie odpowiedzi były złe i trzeba było oddać pusta kartkę, aby dostać 5. No przecież do dziś mi się to w pale nie mieści jakie to trzeba było mieć szczęście, aby w taki sposób zdać egzamin. Ja siłą rzeczy bym próbował „strzelać” w ciemno, a ona? Ona nawet tego nie próbowała i dzięki zaliczyła na 5 – , bo zaznaczyła tylko jedną odpowiedź.
Znasz kogoś takiego? Ktoś kto jest „w czepku urodzonym”? Chodziłem na studiach z gościem, który zawsze miał takiego farta, że zawsze ten 1 pkt go ratował i wszystko zdawał nawet te najtrudniejsze egzaminy w pierwszym terminie. Nawet te najcięższe egzaminy przechodził w pierwszym terminie, kiedy 3/4 roku oblewała i to wcale więcej ode mnie się nie uczył. Po prostu miał takie szczęście, że albo udało mu się ściągnąć bo dobrze siadł, albo przypasowały mu pytania, albo „nalał wody” tak i wyżebrał parę punktów.
Pamiętam jak ściągaliśmy od tego samego chłopaka, który był można powiedzieć prymusem. On oblał, ja oblałem, a mój kolega nie wiedzieć czemu zdał. Ledwo, ale zdał. Kiedy spytałem się go, jak to zrobił, to powiedział, że wszystkiego ściągnąć nie zdołał i tam gdzie nie zobaczył odpowiedzi, to sobie po prostu strzelał. I tak ustrzelił, że zdał, a my nie.
Po studiach miałem trudności ze znalezieniem jakiejkolwiek pracy, która była inna niż typowo fizyczna, a i z fizyczną było trudno. Nie mogłem odnaleźć się na rynku. Szukałem, słałem CV i była jedna wielka lipa. Nawet w Warszawie nikt się nie odzywał do mnie. Mój kolega, który miał podobne CV do mojego wysłał je tylko w jedno miejsce i dostał od razu pracę o której mogłem tylko pomarzyć.
Ja tymczasem słałem setki CV i zero odzewu. Jak już znalazłem pracę, to jakieś totalne gówno, gdzie jakiś frajer grał na zwłokę, obiecywał złote góry, pyszną kawę i owocowe środy, a wyszło, że jebałeś 2 tygodnie bez umowy na stanowisku na jakie nie aplikowałeś.
Nigdy nie zapomnę jak zatrudniłem się w pewnej firmie handlującą okularami. Oczywiście ogłoszenie o pracę to była praca biurowa, znajomość angielskiego, Excel, praca w zespole, młody zespół, prężna firma bla bla bla. Ja uradowany bo w końcu ktoś zadzwonił do mnie i to z takiej międzynarodowej firmy. Cieszyłem się tak jakbym dostał już tą pracę. Skakałem do góry, że ktoś się do mnie w końcu odezwał. Potem jeszcze bardziej cieszyłem się, bo dowiedziałem się, że dostałem tę robotę. Kurwa 300 osób pokonałem, zostałem zwycięzcą:):):):) Jak się okazało, praca ta okazała się jednym wielkim przekrętem z pracą na czarno.
Biednemu wiatr w oczy, a bogatemu to nawet byk się ocieli. Pechowiec przyciągnie kolejnego pecha, a szczęściarz przyciągnie szczęście. Coś kurwa jest w tym powiedzeniu. Są osoby, które wyślą jedno CV i dostają pracę marzeń, a są osoby, które muszą wysłać ich tysiące i dalej jest chuj, dupa i kamieni kupa.
Z czasem zaczynasz zastanawiać się, czemu Ty masz takiego pecha? Co z Tobą jest kurwa nie tak, że masz ciągle tak pod górkę? Nagle zaczynasz zauważać, że ciągle odnosisz same porażki w każdej dziedzinie życia. Nagle zaczynasz sobie uświadamiać, że Twoje życie to jedna wielka porażka. Nic Ci się nie udaje, każdy Cię robi w chuja, wszystko zaczyna Ci lecieć z rąk. Zaczynasz czuć się jak gówno. Twoja pewność siebie spada do zera. Twoja wartość siebie również. Zaczynasz być wiecznym pesymistą. Przemykasz zgarbiony ze smutnymi oczami przez życie. Skoro tyle razy Ci się nie udało, to i tym razy się nie uda. Zaczynasz bać się podejmować ryzyko. Czujesz coraz większy lęk przed kolejną porażką. Tyle ich już zaliczyłeś, więc nie chcesz kolejnej.
Twoi najbliżsi dziwią się Tobie:
Ojciec mówi:
-I co? Masz tę pracę?
–Powiedzieli, że dadzą znać.
–Ciągle to samo. Ty chyba nie chcesz pracować, tylko to ciągle odwlekasz.
Matka mów:
„Idź tu i tu i popytaj się o pracę”
Ty odpowiadasz. Nie, nie przyjmą mnie tam. Ja się zresztą nie nadaję do takiej pracy. Nie poradzę sobie i tego typu głupoty przychodzą Ci do głowy. Zaczynasz narzekać, zaczynasz ciągle wstawać lewą nogą. Z niczego nie potrafisz się cieszyć.
Z kobietami też jakoś miałem pod górkę. Poznawałem jakiś tam kobiety, ale nic konkretnego. Trafiałem na jakieś zjebane z przeszłością oraz problemami, które sprawiały, że mi pierdoliły o niesprawiedliwości świata i o tym jak bardzo zostały skrzywdzone przez los ( faceta). Ja miałem swoje problemy, których nie chciałem rozwiązać i przyciągałem również osoby z problemami, które zamiast je rozwiązać, to tylko „czekały”.
Zawsze się dziwiłem patrząc na mojego kolegę-jakim on jest szczęściarzem. Poznał na czacie bardzo fajną panią inżynier, która była kierownikiem dużej budowy. O takiej kobiecie to ja tylko mogłem pomarzyć na tamten czas, a on spotkał ją na jakimś gównianym czacie, gdzie również i ja przebywałem. Na setki osób napisał właśnie do niej. On wszedł raz na Chat i poznał od razu miłość swojego życia, a ja przebierałem w jakiś rozwódkach z balastem, które całkowicie wizualnie nie były w moim typie.
Powyższy kolega czego się nie dotknął to zamieniał jak Midas w „złoto”, a ja czego się nie dotknąłem to wszystko spierdoliłem. Związek, praca, finanse, relacje z kolegami. Wszystko zamieniałem w gówno. Pamiętam jak zdawałem prawko. Na jazdach bardzo dobrze mi wszystko szło. Plac i miasto bezbłędnie. Łuk mogłem robić z zamkniętymi oczami. Nie wiem jak was, ale mnie uczono, że jak mijam pierwszy czy tam drugi kijek w tylnym okienku, to kręcę kierownicą 1/4, potem jak mijam trzeci kijek odwracam kierownicę i potem cofam, aż zaparkuję tyłem na kopercie. Na jazdach wszystko pięknie, a na egzaminie? Kurwa zajebałem w pachoła…
Innym razem już zjeżdżałem do ośrodka. Już witałem się z „Gąską”, a tu nagle wjebała mi się na przejście dla pieszych jakaś studentka ze słuchawkami na uszach, że dałem po hamulcach tak, że egzaminator o mało nie wybił szyby głową. Ja zdawałem egzamin 5 czy 6 razy i zawsze olewałem przez jakieś głupie błędy, a największe debile jakich znam, zdawali za pierwszym razem, na luzie, z uśmiechem i bezstresowo.
Nie ukrywam za 4 czy 5 razem, zacząłem myśleć czy rzeczywiście jest sens „walczyć dalej”. Zacząłem się poddawać. Zacząłem odpuszczać, a w mojej pamięci utkwiła kolejny raz porażka. Czułem się jak totalny nieudacznik, który nawet prawka nie potrafi zrobić.
Odnosiłem same porażki, a nie robiłem nic, aby osiągnąć jakikolwiek sukces. Nawet ten drobny. Brałem co mi życie rzuci pod nogi, a rzucało kłody. Żyłem, bo żyłem i kolekcjonowałem porażki, z których zamiast wyciągać wnioski, to brałem je na klatę, a właściwie chłonąłem w „głowę”.
Gdzie popełniałem błąd? Czemu tak się działo, że nie miałem tego „szczęścia” życiu?
1. Porównywanie się do innych ludzi i bezgraniczne wierzenie w ich „szczęście”
Jakoś porównywanie się do innych osób mamy we krwi. Ten kupił „to”, to i ja nie mogę być gorszy od niego. Porównywanie wzmaga w nas rywalizację. Ktoś jest lepszy, albo ktoś jest gorszy. Gorszy oznacza słabszy, mierny, przeciętny. Tak jakoś jest w naszym społeczeństwie, że kogoś stawia się za wzór do naśladowania, a innym karze za nim podążać.
Ja cały czas porównywałem się do innych osób. Ten, tamten, siamten, miał prawko więc i ja zapragnąłem je mieć, aby nie czuć się społecznie gorszym. Nie robiłem prawka tylko dlatego, że chciałem, tylko czułem „potrzebę” zrobienia, a do tej „potrzeby” zmusiła mnie opinia publiczna, która zadawała mi ciągle pytania w stylu:
-Masz prawko/ Kiedy robisz prawko?/ Masz samochód?/Kiedy kupujesz samochód?
-Nie mam.
–Eeee, nie masz prawka w tym wieku? Eeeee, co to za facet jest jak nie ma prawka. Każdy facet powinien mieć prawko.
(I zazwyczaj takie osobniki nie mają nic w życiu oprócz prawka i samochodu. Ich jedynym celem życiowym jest prawko i kupno samochodu, potem następnego, następnego i następnego. Wzięcie kredytu na mieszkanie na 30 lat itd. Tylko tyle „mają” w życiu.)
( Oczywiście prawko przydaje się w życiu i dużo ułatwia. Nie twierdzę, że masz tego nie robić, ale zrób to dla siebie, a nie dlatego, bo ktoś Cię „społecznie zmusza i mówi co masz robić, a czego nie. Co masz mieć, a czego nie mieć. Co masz zdobyć, a co olać. Czy kiedykolwiek miałeś tak, że słyszałeś-a po co Ci to jest potrzebne? A po chuj chcesz zrobić ten kurs? Po chuj Ci czytanie książek? Po chuj Ci podróż dookoła Świata? Takie rzeczy są „po chuj”, ale inne to koniecznie musisz mieć, bo jak nie będziesz miał, to w oczach społeczeństwa będziesz nikim”.)
Moje porównywanie do innych osób wyglądało tak, że skoro komuś coś wyszło, a mi nie, to oznaczało, że jestem jakiś: głupi/mało obrotny/mam pecha, a on jest inteligentny, super, wspaniały, piękny, cudowny. On jest lepszy, a jak podług niego (porównanie) gorszy.
Tym bardziej dołowałem się jak komuś coś przyszło z wielką łatwością, a mi z wielką trudnością. Wtedy zacząłem porównywać się jeszcze mocniej i jeszcze bardziej dołować, a w głowie kodowała się kolejna „życiowa porażka”, która sprawiała, że czułem się jak jakaś społeczna szmata, gorszego sortu.
Jeśli coś komuś przychodzi z wielką łatwością, a Tobie z wielką trudnością, to było to strasznie dołujące. Zacząłem wtedy myśleć o sobie jak o największym pechowcu. Im bardziej myślałem, tym rzeczywiście na moje życie nakładałem filtr i wyłapywałem tylko i wyłącznie takie sytuacje, które sprawiały, że coś mi się tam nie udawało oraz nie wychodziło. Byłem nastawiony negatywnie więc przyciągałem do siebie same zło tego świata i wszędzie je dostrzegałem.
W książce 48 Praw Władzy, jest podana technika, jak kogoś zniechęcić do czegokolwiek. Technikę tą możesz zastosować w swoim życiu codziennym, jeśli chcesz kogoś do czegoś zniechęcić.
Jeśli coś przyszło Ci z wielką łatwością, to mów jakie jest to cholernie trudne i skomplikowane. Jeśli coś przyszło Ci z wielką trudnością, to mów jakie jest to cholernie łatwe i proste.
Ja sam złapałem się na tę regułę. Tak bezgranicznie wierzyłem w czyjeś szczęście, a mojego pecha, że u innych dostrzegałem wszystko co dobre, a u mnie wszystko co złe.
Jeśli ktoś mi mówił, że coś jest proste jak drut, a okazywało się skomplikowane, to kurwa zaczynałem się dołować myślami, że jednak jestem głupi i coś ze mną jest nie tak, skoro nie potrafię tego ogarnąć. Jeśli ktoś mi mówił, że jakaś sprawa jest prosta, to się do tego nigdy nie przygotowywałem należycie, a potem jak coś nie poszło po mojej myśli, to zwalałem winę na „los”, swojego pecha. Potem odpuszczałem sprawę, bo byłem tak zdołowany.
Jeśli ktoś mi mówił, że coś jest mega trudne i skomplikowane, to odpuszczałem, bo przecież po co mi kolejna porażka do kolekcji? W taki oto sposób od samego początku została wyeliminowana u mnie rywalizacja i walka „o swoje”. Nawet z nikim „nie rywalizowałem”, bo wiedziałem, że i tak z góry przegram. Przegrywałem już na starcie-w głowie. Jakie były tego skutki? Kiedyś starając się o pracę. Było jedno miejsce wolne i 5 osób zaproszonych na rozmowę. Osoby te niczym się ode mnie nie różniły, ale jednak stwierdziłem, że nie mam z nimi szans i wyszedłem z budynku-nawet nie próbując. Na uczelni uczyłem się 2 tygodnie do poprawki kolokwium. Jechałem 200 kilometrów na zaliczenie, więc musiałem wstać nawet o godzinie 3.00 w nocy. Czekałem kilka godzin, aż spóźniony wykładowca przyjdzie na dyżur. I kiedy przyszedł ja nawet nie próbowałem wejść do środka i zdać, bo kolega zadał mi jedno pytanie na które nie potrafiłem odpowiedzieć i stwierdziłem, że jeszcze wystarczająco nie opanowałem materiału, więc przyjadę następnym razem. A potem dowiadywałem się, że wszyscy co byli zdali, a ja bujałem się z tym przedmiotem, aż do ostatniej chwili. Traciłem w taki sposób czas i pieniądze.
Wierzyłem bezgranicznie w ludzkie „szczęście” i porównywałem swoje do nich. W szkole najbardziej łapałem się na tym, że ktoś opowiadał, że nic się nie uczył na sprawdzian, albo tylko sobie coś tam przeczytał raz, a potem dostawał lepszą ocenę ode mnie, a ja mimo iż uczyłem się bardzo dużo, dostawałem słabszą od nich ocenę. Czułem się wtedy gorszy, głupszy itd. Dziś już wiem, że większość tych „prymusów”, brała dodatkowe, prywatne lekcje, podczas kiedy ja byłem skazany sam na siebie.
Była osoba, która wysłała tylko jedno CV i dostała pracę. Ja wysyłałem setki i nie było żadnego odzewu. Przez to po pewnym czasie zacząłem czuć się poniekąd gorszy od kogoś. Problem polegał jednak na tym, że ja tej osobie zaufałem na słowo. Ona mi tak powiedziała, że wysłała jedno CV i dostała pracę. Chciała, abym tak myślał. Prawda jednak jest taka, że to nie było jedno CV tylko również pokaźna ich część. Nikt się przecież nie przyzna, że praca została mu załatwiona, więc opowiadał bajeczki jakim to on nie jest farciarzem wysyłając tylko jedno CV i dostając pracę o której ja mogłem w tamtym czasie tylko pomarzyć, patrząc się jak z sekundy na sekundę smutnieję.
Podobnie było z prawkiem. Miałem jednego kolegę, który jak usłyszał, że 4 czy tam 5 raz oblałem prawko, to dawał mi lekko do zrozumienia, że może prawko nie jest dla mnie. Była to ogólnie bardzo toksyczna osoba, którą dopuściłem do siebie. Prawda wyszła na jaw za jakiś czas. On powiedział, że zdał egzamin za pierwszym razem, a na prawdę zdał go za 7 czy 8, więc swoją doładowywał swoje ego, kosztem mojej osoby. Wiesz jak to jest, jak Ci coś nie wychodzi w życiu. Wtedy chcesz się wygadać. To jest normalne. Nienormalnym jest to, że zwierzasz się ze swoich „problemów”, nieodpowiedniej osobie, która zamiast Cię podnieść na duchu, to się śmieje i jeszcze bardziej dołuje.
2. Żalenie się wszystkim dookoła ze swoich problemów i swoich nieszczęść.
Są osoby, którym pożalisz się, że u Ciebie jest chujowo, to Ci powiedzą, że u nich jest jeszcze bardziej chujowo i tak złapiecie wspólny język, siądziecie jak te pizdy i będziecie się użalać nad sobą.
Jednak są też osoby, którym będziesz się chciał zwierzyć czy wyżalić, to Cię wyśmieją i na dobicie powiedzą Ci, że u nich jest zajebiście i wszystko się im układa w życiu. Ty poczujesz się jak gówno, a oni dzięki Tobie poczują się lepiej. Widzisz są osoby, które otaczają się tylko słabymi osobnikami, aby czerpać z tego jakieś korzyści. Np: dowartościować się, wykorzystać ich i czuć się przy nich lepiej.
Są osoby, które pokażą Ci tylko to co chcesz zobaczyć i powiedzą Ci to co chcesz usłyszeć. Mam kolegę, który zawsze mówi, że u niego jest zajebiście. Kiedy się go nie zapytasz o to co tam słychać u niego, to nawet jakby była największa chujnia, to i tak Ci powie, że jest wspaniale. Ty natomiast będziesz myślał, że on ma szczęście, a Ty masz pecha, bo Ci się w życiu nie układa.
Ty będziesz patrzył się na niego jak na szczęściarza i się dołował, podczas kiedy prawda jest całkowicie inna. On po prostu Ci pewnych rzeczy nie mówi, a Ty się pucujesz wszystkim naokoło jaki to jesteś nieszczęśliwy i pechowy. To tak jak z bogactwem. Przyjęło się, że dobra materialne typu: domy, samochody i inne precjoza, charakteryzują ludzi bogatych, którym się powodzi w życiu i którzy mają szczęście. Prawda jest taka, że większość osób, którzy obnoszą się ze swoim bogactwem, chce aby wszyscy dookoła myśleli o nich w taki sposób. Prawda, najczęściej w takich przypadkach jest inna. Są długi, kredyty, życie ponad stan.
Ty nie mając nic, paradoksalnie możesz być o wiele bogatszy od osoby, która ma domy, samochody, salony. Ty nic nie masz, a on ma, ale dług, przez który może nie mieć nic.
3. Niedocenianie tego co się ma, czyli druga strona medalu i równowaga w przyrodzie
Mam dwoje kochających rodziców, którzy jakby tylko mogli oddali by mi wszystko. Mam dach nad głową, nie mam długów. Mam co jeść. Ludzie nie doceniają tego co mają. Zostawiła Cię dziewczyna? Mówisz, że to najtrudniejszy okres w Twoim życiu? Mówisz, że Ci się nie układa? Czy rzeczywiście jest tak chujowo? Masz co jeść, pić i gdzie mieszkać? Jesteś zdrowy? To masz kurwa lepiej niż 3/4 ludzi na tym Świecie, więc nie pierdol mi, że nie masz szczęścia w życiu i jesteś jakimś pechowcem.
Ja miałem wszystko, a dołowałem się jakimś głupim egzaminem z prawa jazdy i porównywałem się do kolegi, ponieważ on mi powiedział, że zdał za pierwszym razem, a ja nie potrafiłem tego zrobić i zwalałem winę na jakiegoś pecha użalając się nad sobą. Spójrz jakie kurwa tu Ci przykłady daję? Totalne pierdoły, którymi sobie zaprzątałem głowę. Takie pierdoły sprawiały, że według mnie, nic mi nie wychodziło w życiu, a ja czułem się jak totalny nieudacznik, zamiast docenić to, że jestem zdrowy i mam przy sobie kochające, bliskie mi osoby. Jestem pewny, że i Ty masz podobne problemy. Skupiasz się na problemach, a nie doceniasz w swoim życiu pozytywów.
W swoim życiu widzisz same negatywy i nieszczęścia, a w czyimś życiu widzisz tylko sam sukces oraz szczęście. Nie widzisz u drugiej osoby do której się porównując mówiąc-ten to ma szczęście, drugiej strony medalu. Jest takie powiedzenie-wszędzie dobrze, gdzie nas nie ma. Patrząc na bogatego człowieka, możesz odnieść wrażenie, że on ma wszystko. Życie jak w Madrycie.Wszędzie dobrze, gdzie nas nie ma. A może ten człowiek jest nieuleczalnie chory? Może ktoś kogo kocha, jest nieuleczalnie chory i nic go praktycznie nie cieszy w życiu? Nie ma takiego człowieka na Świecie, który nie ma problemów. Każdy je ma. Ja, Ty, On, Ona. Każdy na tym Świecie ma problemy. Jak w jednej dziedzinie ktoś ma szczęście, to w drugiej może mieć pecha. W przyrodzie jest zawsze równowaga.
4. Wszystko dzieje się „po coś” z jakiś „konkretnych” powodów, czyli nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło
Jak rozstałem się z dziewczyną, to był dla mnie najtrudniejszy okres w życiu. Momentalnie zawalił mi się Świat. Moje życie straciło kolory i sens życia. Nie mogłem jeść, nie mogłem pić. Żyłem ciągle w nerwach, nie mogąc się na niczym skupić. Dziś z perspektywy czasu twierdzę, że tak miało być. Dziś z perspektywy czasu stwierdzam, że to była najlepsza rzecz jaka mi się mogła przydarzyć.
Czy kiedykolwiek miałeś tak, że Świat Ci się zawalił, ale z perspektywy czasu jednak uważasz, że taka porażka była Ci bardzo potrzebna? Na pewno masz w swoim życiu sytuacje, które sprawiły, że w końcowym rozrachunku, jesteś wdzięczny losowi za tego pecha. Napisz w komentarzu, pod tym blogiem takie sytuacje. Może to da innym osobom do myślenia, że nie warto się załamywać jak los rzuca kłody pod nogi, tylko wyciągać wnioski i życiowe lekcje.
Kiedyś czytałem wywiad z pewnym gangsterem z grupy pruszkowskiej, który trafił do więzienia na kilka lat. Na swoim koncie miał wiele przestępstw, ale trafił za kratki za czyn, którego nie popełnił. Jednym słowem miał pecha. Dzięki temu, że trafił za kratki-przeżył. Lata 90′ były gorącym okresem w Warszawie, gdzie praktycznie codziennie dochodziło do strzelanin. Więzienie uratowało temu człowiekowi życie. Na tamten czas miał wielkiego pecha, ale z perspektywy czasu, był największym szczęściarzem.
Gdyby nie zostawiła mnie dziewczyna, to kto wie jakby wyglądało moje życie. Na pewno nie tak, jak wygląda teraz. Z perspektywy czasu bardzo chętnie bym jej podziękował za wszystko.
Jak osiągnąłeś raz, drugi, trzeci, czwarty porażkę, to niekoniecznie jesteś pechowcem. Po prostu może tak ma być? Może porażki i pech, który Cię prześladuje jest po to, abyś „coś zrozumiał”? Ludzie nie zmieniają się sami z siebie. Zmieniają się pod wpływem zdarzeń, które zmuszają ich do tego. Uważam, że te zdarzenia dzieją się w Twoim życiu po coś. Tak samo ludzi, których spotykasz na swojej drodze, pojawiają się z jakiś konkretnych powodów, które mają Cię czegoś nauczyć?
5. Wyciąganie wniosków i nauka na błędach
Kiedyś potrafiłem uczyć się kilka godzin do sprawdzianu i wraz dostać 1. Potem patrzyłem ze sutkiem na osoby, które mówiły, że nic się nie uczyły, a dostawały 4 czy 5. Czułem się podług nich jak nieudacznik. Problem polegał na tym, że nie wyciągałem wniosków z obecnej sytuacji. Skoro uczyłem się tyle czasu i nie przyniosło to efektów, to tak naprawdę wykonałem Syzyfową pracę.
Być może obrałem zły sposób nauki. Zamiast zainteresować się efektywną nauką, to ja stukałem na pamięć jak dzięcioł regułki, których nawet nie rozumiałem. Jak ktoś mądry powiedział, że głupotą jest robić ciągle to samo i oczekiwać innych rezultatów. Jeśli osiągnąłeś raz, drugi, trzeci porażkę, to niekoniecznie oznacza, to że masz pecha i brak szczęścia w życiu. Po prostu musisz coś zmienić w swoim życiu np: towarzystwo, które Cię ogranicza, pracę czy dziewczynę. Musisz wyciągnąć wnioski.
Jeśli raz coś Ci się nie uda, to wyciągnij wnioski-czemu Ci się nie udało i jakbyś mógł zrobić to lepiej. Jeśli nie wyciągniesz odpowiednich wniosków i dalej będziesz: uczył się tak samo, pracował tak samo, robił tak samo, zarabiał tak samo, to będzie w Twoim życiu ciągle tak samo. A wtedy będziesz myślał o sobie jak o największym pechowcu, któremu nic w życiu nie wychodzi.
Warto też się zastanowić, czy odpowiednio poświęciliśmy czasu, serca i energii na jakąś rzecz. Ja kiedyś wszystko robiłem na ostatnio chwilę. Wiedziałem, że źle robię, ale jednak dalej to robiłem. Przez to wyniki i efekty miałem mizerne, a co za tym idzie zacząłem wszystko zwalać na jakieś fatum, które nade mną krąży. A wystarczyło wyciągnąć wnioski, że te fatum, które nade mną krąży wynika z mojego niezorganizowania. Ja tymczasem wolałem zwalić winę na swojego pecha.
6. Kolekcjonowanie dobrych wspomnień i sukcesów
Czasem może się tak zdarzyć, że coś nie wychodzi. Zapierdalasz, zapierdalasz i jeszcze raz zapierdalasz, a zły los dalej rzuca Ci kłody pod nogi. Takie jest życie. Niestety życie nie jest sprawiedliwe. Ktoś z pozoru może mieć łatwiej od Ciebie w życiu, ale tylko z pozoru, bo widzisz tylko jedną stronę medalu, którą akurat chcesz zobaczyć. Czasem jednak jak nic nie wychodzi w życiu, to idzie się zdołować. Czasem bywa też i tak, że jakiś filar naszego życia mocno kuleje.
Dlatego ważna jest równowaga w życiu. Staraj się osiągać „sukcesy” w każdej dziedzinie życia. Nawet w tych drobnych rzeczach. Wyznaczaj sobie cele i skupiaj się na samych pozytywach. Większość ludzi, tylko czeka. Czeka na lepsze czasu, czeka, aż Rząd się zmieni, czeka na lepsze wiatry. Prawda jest taka, że jak czekają, to nic nie robią, aby zmienić obecną sytuację. Zamiast przejąć inicjatywę, to czekają, aż „będą mieli szczęście”. Oni czekają na szczęście, a prawda jest taka, że szczęście jest to suma porażek.
Prawda jest taka, że mieć szczęście, to znaczy wychodzić z inicjatywą do życia. Szczęścia praktycznie nie ma. Jest tylko statystyka, która może sprawić, że na ileś porażek odniesiemy w końcu sukces, czyli będziemy mieć szczęście. Jeśli będziemy siedzieli i nic nie robili, tylko narzekali, to jak przyciągniemy do siebie szczęście? Z pustego to i Salomon nie naleje. Jeśli nic nie będziemy robić ku temu, aby mieć szczęście, to szczęście nas nie odnajdzie. Szczęściu trzeba pomóc, a możesz to zrobić, tylko i wyłącznie swoim własnym działaniem.
Sukces można osiągnąć w każdej dziedzinie życia. Nawet ten drobny. Wystarczy założyć sobie jakiś cel. Ja pisząc tego bloga obiecałem sobie, że napiszę go w dwie godziny. Osiągnąłem swój cel. Osiągnąłem swój drobny sukces, z którego się cieszę. Ważne, aby pamiętać swoje sukcesy. Skupiając się tylko na porażkach-zwariujesz. Skupiając się tylko na porażkach zaczniesz chodzić zdołowany. Skupiając się tylko na porażkach, będziesz czuł się jak gówno w przeręblu. Musi w życiu być równowaga. Muszą być sukcesy, ale i muszą być porażki z których będziesz wyciągał wnioski. Jeśli tego nie będzie to zwariujesz, stracisz pewność siebie oraz swoją wartość.
Szczęściu trzeba pomóc, nawet rozepchać się łokciami. Niekiedy trzeba walczyć o swoje. Pamiętasz jak pisałem, że nauczyłem się na sprawdzian z Chemii, zrobiłem wszystkie zadania i tak dostałem 1+, bo chemiczka stwierdziła, że pewnie ściągałem? Jak myślisz, czy poszedłem do niej i powiedziałem:
-Tak? To chcę pani udowodnić, że było inaczej. Proszę dać mi zadanie, a ja je rozwiążę.
Czy walczyłem o swoje?
Kurwa nie. Spuściłem łeb jak ta pizda, posmutniałem, że zostałem potraktowany niesprawiedliwie, zrobiło mi się smutno i tyle zdziałałem. Nawet nie puściłem pary z ust, aby zawalczyć o swoje. A ona co? Postawiła 1+ i zapomniała o sprawie.
Czasem o szczęście trzeba się upomnieć. Szczęście trzeba sobie wywalczyć. Czasem? Nie!! Bardzo często!!!
P.S
Jak dałem Ci do myślenia i chcesz mnie w jakiś sposób wesprzeć, to możesz mi postawić “małą czarną”, bo lubie brunetki :):)
Postaw mi – MAŁĄ CZARNĄ
Wszystko idzie na rozwój tego bloga – serwer, domena, autoresponder oraz na moją motywację do pisania. Muszę przecież mieć dużo energii, żeby pisać obszerne blogi takie jak ten, a to oznacza, że mała czarna jest wskazana :):) A tak serio, to będzie mi bardzo miło, że ktoś mnie docenił zgodnie z prawem wzajemności :):)
Fajny wpis, w szczególności, że trafiłeś na moje ostatnie załamanie nerwowe.. ; ) jakby napisane pode mnie, hehe 😀
Ma się tego nosa;]
Szczególnie trafiłeś u mnie z pracą i kobietami Tyjabi, identyczne pretensje ojca, że nie chce pracować itd, a wysłanych CV od groma, chodzenie na rozmowy kwalifikacyjne, a i tak wychodzi z tego przysłowiowa dupa, tylko ja już zmieniłem dawno podejście, że wszystkiego można się nauczyć z takiej ofiary, czuje się bardziej pewny siebie i wiem, że potrafię więcej jak nie jeden gościu pod względem myślenia (głowy). Jestem po technikum. Zrobiłem zajebiste CV pod IT, ale dalej nic z tego nie wynika. Mógłbyś szerzej napisać ten wątek pracy i zapodać jakieś wskazówki pod takim względem jak dostać się do dobrych firm i wyróżniać się na tle konkurencji.
A co do Kobiet, poznaje sporo, ale nigdy nic z tego nie wynika, zero sexu. Być może za ostro gram przez tego neta i kobity się do mnie zrażają ;(
Świetny artykuł.
Pozdrawiam.
Mozesz dawac z siebie wszystko i nieosiągnąć sukcesu .Lecz dzięki porażce zycie sprowadzi cię w inne miejsce poznasz nowych ludzi i z łatwościa osiagniesz sukces a tym co cie niedoceniali opadnie kopara.
„Póki jest w nas życie to jesteśmy Nieśmiertelni ! ” Dudek – Mieć tyle siły 😉
W 2 godziny rewelacyjny artykuł. TYAB dzięki za przypomnienie jak bardzo nasze szczęście zależy od nas. I za dzisiejszą inspirację do działania!
Ciesze się, że pomogłem
Ja to mam szczęście, że trafiłam na twojego bloga;)
raczej pech ahhahaha
To najlepszy artykul jaki dotąd….czytałam.
Dzięki;-)
Świetny artykuł.
Chciałbym podzielić się moją porażką. Oczywiście, zostawiła mnie ex po 7 latach związku. Od tego czasu, może nie czuję się jakoś mega jeszcze, ale na pewno ruszyłem swoje życie do przodu pod wieloma względami. Zobaczyłem jak bardzo moje życie kulało. Odkryłem ten blog, który jest po prostu zajebisty i myślę, ze z perspektywy czasu wszystko będzie dobrze. 🙂 A ja odnajdę nie dosyć, że starego siebie przed związkiem, to w lepszej wersji. Także same plusy. Najważniejsze to właśnie z porażek wyciągać wnioski. Nie każdy jest na tyle mądry żeby to wiedzieć.
dzięki i powodzenia
Ja mam tak samo.Do tego jeszcze dochodzą atrakcje „z zewnątrz ” nie zależne ode mnie a mające wpływ na moje życie. Pożary, powodzie, kradzieże,śmierci itp. Można być usmiechnietym, dostrzegać piękno w e wszystkim co nas otacza ,mieć serce otwarte jak nie masz szczęścia to amba. kiszka. Nie wiem jak to działa ,przerobilam chyba wszystkie sposoby na pozbycie się włącznie z wizytą u baby szeptuchy. Teraz już jestem tym tak zmęczona, że po prostu nie chce mi się nawet o tym myśleć
Zajebiście napisane. Jakbym czytał o swoim życiu. Naprawdę dałeś mi do myślenia. Dzięki.
dzięki:):)
„Napisz w komentarzu, pod tym blogiem takie sytuacje. Może to da innym osobom do myślenia, że nie warto się załamywać jak los rzuca kłody pod nogi, tylko wyciągać wnioski i życiowe lekcje.”
ok
Nie będę się wdawał w szczegóły, ale ponad rok temu poznałem przez internet fajną dziewczynę, (nazwijmy ją Dominika) nie celowałem w jakiś związek czy coś w tym stylu, po prostu kumplowaliśmy się. Z nikim tak dobrze mi się nie rozmawiało, a że podobno z przyjaciółek są najlepsze dziewczyny, z czasem wziąłem tę opcję pod uwagę. Dzieliło nas jakieś 300 km, ale jakiś chory optymizm sprawił, że ciągnęliśmy to przez pół roku. Nigdy się nie kłóciliśmy, mieliśmy podobne poczucie humoru, a niedobór kontaktu staraliśmy się nadrabiać skypem i wspólnym oglądaniem filmów. Niestety nagle z jej strony kontakt zaczął słabnąć, aż wreszcie w akompaniamencie próśb i frajerstwa z mojej strony całkiem się urwał. Bolało jak cholera, nigdy nie czułem się tak beznadziejnie. Na szczęście nic nie odjebałem, i w końcu zdecydowałem się wstąpić do wojska, zawsze o tym marzyłem, i kiedyś nawet próbowałem z legią cudzoziemską, ale odpadłem na medyku. Niemniej ścieżka do WP była otwarta, więc tak też zrobiłem. I szkolenie przygotowawcze to był jeden z najlepszych okresów w moim życiu, trzy miesiące zapieprzu w deszczu, błocie, upale i kurzu, 24/7 w towarzystwie plutonu, z niemalże zerową prywatnością. A mimo to czułem się zajebiście. po dwóch miesiącach pamiętam, że byliśmy gdzieś pod Warszawą, przygotowywaliśmy się do przysięgi na placu Piłsudskiego, była to noc, wokół mnie jak okiem sięgnąć poprzez hangar na lotnisku, spali na łóżkach polowych tacy sami żołnierze. Nagle poczułem wibracje, i sprawdzając telefon, zobaczyłem wiadomość od jakiegoś typa, pisał że jakoś zdobył mój numer, i jest przyjacielem gościa który z kolei od kilku lat jest chłopakiem Dominiki, laska przez cały ten czas grała na dwa fronty. I wiecie co? Na wieść o tym nie poczułem kompletnie nic.
PS. W wojsku poznałem kolejną dziewczynę, niestety również na odległość, ale była to osoba zupełnie inna od tej o której wam opowiedziałem, niestety kilka tygodni temu się rozstaliśmy, i choć nie jęczę już jak poprzednim razem, i mam świadomość że może po raz kolejny tak musiało być, to czasem czuję że straciłem kogoś wyjątkowego, właśnie dlatego się tu znalazłem.
Coś dzieje się po coś