Rozwój OsobistyWszystkie Wpisy

Przyjaźń. Czym tak naprawdę jest przyjaźń

Czym tak naprawdę jest przyjaźń?

Wiesz jaki dziś jest dzień? Dziś jest międzynarodowy dzień przyjaźni i właśnie o niej będzie dzisiejszy bardzo długi wpis, który wiem, że mocno da Ci do myślenia.

Przyjaźni poświęciłem 1/4 z 400 stronicowej książki na którą możesz zapisać się na: damcidomyslenia@protonmail.com

Książka w wersji elektronicznej: jpg, e-pub, mobi będzie dostępna w Sierpniu.

 

„Łańcuch pęka, jak przecięta wstęga, tylko prawdziwa przyjaźń to potęga”

T.D.F

Widzisz te dwa ogniwa? Jest to odpowiednik przyjaźni, koleżeństwa czy znajomości w dzisiejszych czasach. Im mocniejsze są ogniwa, tym twarlsza jest przyjaźń.

Jednak jest jedno małe „ALE…”, o którym już za moment przeczytasz na łamach tego bloga. Już za moment przeczytasz czym tak naprawdę jest przyjaźń oraz od czego zależy.

Przyjaźń! Czym tak naprawdę ona jest? Od czego zależy przyjaźń?

No właśnie! Czy kiedykolwiek zastanawiałeś się czym tak naprawdę jest przyjaźń? Czy kiedykolwiek zastanawiałeś się od czego ona może zależeć? A może zastanawiałeś się czy rzeczywiście taka prawdziwa przyjaźń w ogóle istnieje?

W jaki sposób jest zawiązywana? Czy w dzisiejszym świecie prawdziwa przyjaźń ma prawo bytu? Czy w dzisiejszym świecie jest jeszcze na nią miejsce?

Przyjaźń jest jak miłość!

Jest bardzo dużo osób na tym Świecie, które mówią „kocham Cię”:

  • W nieodpowiednim miejscu. Najczęściej pod wpływem chwili „tu i teraz”.

  • O nieodpowiednim czasie. Zazwyczaj bardzo szybko.

  • I zazwyczaj nieodpowiedniej osobie, która zwyczajnie jeszcze na tak mocne słowa sobie niczym szczególnym nie zasłużyła.

Jest bardzo dużo osób, które rzucają te słowa za szybko, na lewo i prawo. A co zazwyczaj słyszą, jak nagle pierwsi wychylają się z takim wyznaniem?

Ja Ciebie też- wypowiedziane w oklepany sposób z automatu, bez tej nutki pożądania w głosie oraz oczach.

„Ja Ciebie też”. Tylko tyle, ponieważ w takich momentach wypada kobiecie „coś” odpowiedzieć na te westchnienia, jeśli jest jej głupio mówić:

A ja jeszcze nie wiem co do Ciebie czuję.

Nie za szybko?

lub

– A ja Ciebie nie.

Więcej na temat słowa „KOCHAM CIĘ” możecie przeczytać klikając w poniższy link:

https://damcidomyslenia.pl/kocha-czy-nie-kocha-o-to-jest-pytanie/

Tak czy owak, ja osobiście wolę być kochanym, niż samemu kochać. Wolę słyszeć te słowa, niż samemu się z nimi pierwszy wychylać po kilku dniach czy tygodniach znajomości. A co zazwyczaj się dzieje, jeśli w nieodpowiednim miejscu, nieodpowiednim czasie wyznasz „miłość” nieodpowiedniej osobie?

Wtedy zazwyczaj wszystko zaczyna się pomału coś pierdolić. Zaczynasz zauważać, że coś jest nie tak. Niby jest wszystko ok, niby jesteście razem, niby sobie piszecie słodkie SMS-ki i rozmawiacie przez telefon, ale kobieta zaczyna się dystansować, jest jakaś taka inna, dziwna, chłodniejsza, zdystansowana i niedostępna. 

Kobieta lekko zmieniła nastawienie w stosunku do Ciebie i waszego związku i daje się to odczuć. Kiedy pytasz się jej czy wszystko jest między wami w porządku, ponieważ czujesz, że jest jakaś taka „inna”, to słyszysz zapewnienia, że nie masz się co martwić, ponieważ wszystko jest ok. Jednak w prawo wzajemności zaczyna weryfikować jej słowa, ponieważ teraz to Ty jesteś zdolny do poświęceń oraz jesteś wstanie zrobić więcej dla swojej dziewczyny, niż ona dla Ciebie.

Podobnie jest z przyjaźnią,  o której już za chwile przeczytasz. Ja osobiście pierwszy nigdy nie daje jakiś deklaracji przyjaźni, ponieważ przyjaźń w dzisiejszy wydaniu, jest to naprawdę bardzo krucha instytucja, która bardzo często zbudowana jest na fundamentach z piasku.

Dla mnie słowo przyjaźń, podobnie jak „kocham Cię”, znaczy dużo więcej, niż klepanie się pod barem przy wódce po pleckach, w rytm dyskotekowych hitów. Czemu? Ponieważ wielokrotnie w życiu przejechałem się bardzo mocno na osobach, których miałem za przyjaciół, kolegach czy znajomych. Życie to najlepszy nauczyciel, który kazał mi zweryfikować jakość moich znajomości.

Ja i mój przyjaciel, Ty i Twój przyjaciel:

Kiedyś miałem kolegę, którego osobiście uważałem za swojego przyjaciela. No właśnie i tutaj pojawia się pytanie, przy którym warto się zatrzymać na dłużej. Tutaj pojawiają się pierwsze pytania, którymi kiedyś nie zaprzątałem sobie głowy, a powinienem. Podobnie może być i z Tobą.

  • Czemu tak uważałem? Czemu akurat jego uważałem za swojego przyjaciela? Czym sobie na te szczytne miano zasłużył? Pomógł mi w czymś? A może wyświadczył mi przysługę? Poświęcił się dla mnie, rezygnując tym samym z czegoś dla siebie istotnego? Był wtedy kiedy go potrzebowałem? Był w porządku w stosunku do mnie? Jak się wobec mnie zachowywał w towarzystwie?

  • Co tak naprawdę nas łączyło? Jakie okoliczności? Jakie wydarzenia? Jakie sytuacje sprawiły, że mogłem o nim wypowiadać się jak o przyjacielu, a nie jak o zwykłym koledze czy znajomym?

  • Jakie wartości wnosi do mojego życia?  Czy sprawia, że moje życie jest ciekawsze, lepsze, w jakiś sposób  fajniejsze?
  • Czy on również i mnie uważa za swojego przyjaciela? Czy było między nami prawo wzajemności? Czy była przyjaźń za przyjaźń, poparta konkretnymi sytuacjami z życia wziętymi, a nie pustymi słowami w myśl zasady puste słowo, za puste słowo?

Na tamten czas uważałem go za swojego przyjaciela, ponieważ sądziłem tak jak większość osób sądzi nadal, że skoro znam go przeszło 10 lat i piłem z nim wódkę, to mogę tak się o nim wypowiadać.

Tak! I to był główny powód tego, że wypowiadałem się o nim w taki sposób. Trzymaliśmy ze sobą blisko dekadę, więc był to dla mnie najważniejszy powód do tego, by tak go nazywać.

Wiedziałem o nim dużo, a z perspektywy czasu, dziś wiem, że tylko mi się tak zdawało, że dużo o nim wiem. Wiedziałem tyle ile miałem o nim wiedzieć. Pokazywał mi to co miałem zobaczyć i mówił mi tylko to co miałem usłyszeć. 

Za to on o mnie wiedział naprawdę bardzo dużo rzeczy, których nie powinien wiedzieć, o czym przekonałem się w bardzo przykry sposób, na własnej skórze w przyszłości, kiedy nasza przyjaźń upadła. 

Co nas łączyło? Na tamten czas myślałem, że wszystko. Mieliśmy wspólne tematy, świetnie się dogadywaliśmy, a łączyły nas tak naprawdę zwykłe, pierdolone popijawy, gdzieś za garażami w licealnych czasach oraz w jakiś spelunach w czasach studenckich, z których dla mojego życia tak naprawdę jeden wielki chuj wynikał. W rzeczywistości to nic mnie z nim nie łączyło oprócz kaca dnia następnego.

Niestety na tamten czas nie wiedziałem o tym. Nie wiedziałem, ponieważ nie zwracałem uwagi na detale prawdziwej przyjaźni, o których będziesz mógł w bardzo szczegółowy sposób przeczytać w mojej zbliżającej się książce w wersjach: elektronicznej, mobi i e-pub, pod tytułem:

Prawo Wzajemności-Twoja Instrukcja Obsługi Ludzi

Łączyły nas tak naprawdę chujowe imprezki, na których lał się alkohol, którym zazwyczaj umacnialiśmy naszą „przyjaźń”. Umacnialiśmy naszą przyjaźń nie zasadami, nie wzajemnością, nie lojalnością, tylko i wyłącznie alkoholem, na którym tak naprawdę opierała się nasza znajomość. Przyjaźń w takim wydaniu była bardzo kruchą instytucją o czym za niedługi czas dane mi się było osobiście przekonać.

Pewnego razu, podczas jednej z takich imprezek, wyszliśmy razem do sklepu po wódkę, żeby było raźniej. Idąc ulicą zaczęliśmy rozmowę, podczas, której zebrało mi się na szczerość. Tak! To mi się pierwszemu zebrało na szczerość, a nie mojemu „przyjacielowi”, więc to też już daje do myślenia na temat naszej „przyjaźni”.

Nigdy nie rozmawialiśmy ze sobą w kategoriach przyjaciel-przyjaciel. Nigdy również nie poruszaliśmy tego tematu. Ja osobiście wychodziłem z założenia, że skoro kogoś znam ponad dekadę, to naturalną rzeczą jest to, że mogę uważać tą osobę za swojego przyjaciela. Ja tak myślałem, ale czy on również?

-Patryk, wiesz co? Ile my się tak naprawdę znamy? No ile? Powiedz!-spytałem się jego.

-Znamy się od piaskownicy, ale od podstawówki się kumplujemy. Będzie gdzieś z dobre 10 lat jak nie więcej!

-No tak! Razem wiele przeżyliśmy i wiele wypiliśmy. Stary! Ty jako jedyny jesteś moim przyjacielem! Nikt więcej! Tylko Ty! Nie Robert, nie Łukasz, nie Wojtek! Tylko Ty jedyny! Tylko Ciebie mogę nazwać swoim przyjacielem. Nikogo innego więcej. Masz! Masz moją bluzę stary, bo zmarzniesz!

Był to Grudzień, a na dworze panowała zerowa temperatura. Idąc do monopolowego, do którego mieliśmy może z 500 metrów, mój na tamten czas przyjaciel nie założył bluzy, ani kurtki, tylko wyszedł w krótkim rękawku. Ja na dowód swojej przyjaźni kurwa zdjąłem swoją bluzę niczym Rejtan rozdarł swe szaty i mu podarowałem, aby ten nie zmarzł. 

Co odpowiedział mój „przyjaciel” na mój przypływ szczerości? Czy zareagował entuzjazmem? Czy ucieszył się kiedy to usłyszał? Czy również  zebrało mu się na szczerość w stosunku do mojej osoby, w myśl zasady wzajemności-szczerość za szczerość? Otóż nie!  Całą sytuację skwitował krótko słowami:

-No i Vice-Versa!

I Vice-Versa, tylko tyle był wstanie wydusić z siebie, a przy tym jakby zakłopotany spuścił łeb. Tylko tyle był wstanie odpowiedzieć na moją pieśń pochwalną jego osoby. Zrobił to i tak z lekkim zmieszaniem w głosie. Brzmiało to tak jak słowa typu:

Ja Ciebie też

Wypowiadane na sucho i bezemocjonalnie przez kobietę w chwili wyznania jej za szybko miłości przez mężczyznę.

Kolega odpowiedział tak, ponieważ coś mi musiał odpowiedzieć. Jednak czy było między nami prawo wzajemności? Czy było szczerość za szczerość? Czy było WIN-WIN? Oczywiście, że nie. W tym wypadku to ja pierwszy wychyliłem się z jakimiś deklaracjami, a nie on. W tym wypadku to ja ustawiłem ramy naszej znajomości, w której to on miał dużo większą wartość w moich oczach, niż ja w niego. 

To ja zdjąłem swoją bluzę, aby nie zmarzł, co było w pewnym sensie poświęceniem z mojej strony, ponieważ od tej chwili to ja marzłem w krótkim rękawku, a nie on. On nigdy nawet takiej prostej rzeczy nie zrobił dla mnie, więc o kant dupy można było rozbić moje słowa, w których mówiłem:

-Wiele razem przeżyliśmy!

Tak naprawdę to nic nie przeżyliśmy oprócz pierdolenia głupot i weekendowego picia. W naszej „przyjacielskiej” relacji nie byliśmy sobie równi. W naszej „przyjacielskiej” relacji, to on miał większą wartość w moich oczach, niż ja w jego. W naszej „przyjacielskiej” relacji, to ja byłem wstanie zrobić dla niego więcej, niż on dla mnie. W naszej „przyjacielskiej” relacji, to ja byłem wstanie więcej się poświęcić, niż on. W naszej „przyjacielskiej” relacji byłem wstanie przepłynąć dla niego Oceany, podczas kiedy on nie przeskoczyłby dla mnie kałuży.

A jakie były tego konsekwencje?

Konsekwencje tej relacji były takie, że kiedy potrzebowałem jego pomocy, to jego przy mnie nie było. Kiedy potrzebowałem wsparcia, ponieważ miałem trudne chwile w życiu, to nigdy nie miał dla mnie czasu. Odzywał się za to do mnie tylko wtedy, kiedy:

  • Nudziło mu się.

  • Coś ode mnie chciał.

  • Chciał się czymś pochwalić.

Kiedy działa mi się krzywda, to udawał, że tego nie widzi! Pamiętam jak zostałem uderzony przy nim, przez naszego wspólnego znajomego w twarz. Ot, takie małe nieporozumienie przy alkoholu. Czy mój „przyjaciel” się wstawił za mną? Czy wziął mnie w obronę? Czy chociaż się odezwał na zaistniałą sytuację? Czy powiedział:

-Chłopaki dajcie spokój?

Oczywiście, że nie! Stał obok całej sytuacji 5 metrów i nic nie widział i nic nie słyszał, a na koniec udawał wielce zdziwionego mówiąc:

-Nic nie widziałem, bo lolka kręciłem.

Jednym słowem uważałem za przyjaciela osobę, która nie widziała tego samego w mojej osobie. Uważałem za przyjaciela osobę, która praktycznie niczym nie udowodniła mi swojej lojalności. Jedynie co dla mnie zrobił, to kupił parę razy wódkę! Taki był wkład na przestrzeni lat w naszą znajomość.

Czy tak powinna wyglądać przyjaźń? Zwykła znajomość lub jako takie koleżeństwo, to może i owszem, ale nie przyjaźń, ponieważ jest to zbyt mocne słowo. Niestety wiele osób tego nie rozumie i ciągle nadużywa tego słowa. Wychodzi więc na to, że i ja również nadużywałem tego słowa. Czy mam do niego jakieś pretensje? Oczywiście, że nie! On mi nie deklarował przyjaźni, więc nie zachowywał się jak przyjaciel. Ja widziałem w jego osobie przyjaciela, ale on już z jakiś tajemniczych powodów nie widział tego samego w mojej osobie. A skoro tak, to traktował mnie jak zwykłego znajomego, a za przyjaciela miał kogoś innego.

Kiedyś mój znajomy opowiadał mi o swoim przyjacielu. W pewnym momencie przerwałem mu mówiąc:

-Czemu za każdym razem tytułujesz go słowem przyjaciel? Czym sobie na taki tytuł zasłużył ten człowiek w Twoich oczach?

-Bo znam go kupę czasu-odpowiedział zdziwiony moim pytaniem.

Tylko tyle? I co na przestrzeni tych lat przeżyliście razem? Założyłeś z nim wspólny biznes, który upadł i razem się podnosiliście z upadku wspierając się nawzajem, bez zwalania winy na kogokolwiek? Zaangażowaliście się we wspólny projekt każdy po równo 50% Ty i 50% on, a nie 90% Ty, a 10% on? Uratował Ci życie? Poświęcił dla Ciebie coś co kochał? Zrezygnował z czegoś dla Ciebie? A może chociaż zgodził Ci się podżyrować kredyt, zastawiając swój dom?-zapytałem ponieważ z doświadczenia wiem, że nawet najdłuższa przyjaźń potrafi rozjebać się o pieniądze-zazwyczaj jakieś drobne, czy kobietę-zazwyczaj nic nie wartą.

-Nic z tych rzeczy-odpowiedział-Zresztą jakbym poprosił go o podżyrowanie kredytu to myślę, że by się zgodził-dodał.

A Ty? Jeśli poprosiłby Cię o to samo, to zgodziłbyś się równie chętnie jak i on?

Yyy…

Jego reakcja dała mi do myślenia, że przyjaźń, przyjaźnią, ale niekoniecznie z wzajemnością.

Od czego tak naprawdę zależy przyjaźń? Czy nawet zwykłe koleżeństwo?

Od czego zależy przyjaźń? Od wartości oraz szacunku jaki masz w oczach swych przyjaciół, kolegów czy znajomych. Od wartości oraz szacunku, jaki wyrobiłeś sobie przez okres znajomości w oczach ludzi, którymi się otaczasz.

Wkraczając w dorosłość, przetasowaniu ulega praktycznie każde towarzystwo. Myślę, że i Ty znasz niejedną ekipę co się razem trzymała w czasach licealno-studenckich, a teraz każdy poszedł w swoją stronę, tworząc nowe relacje z całkiem nowymi ludźmi, zapominając o starych kolegach, z którymi kiedyś się po pleckach klepało na osiemnastce u Agnieszki. Kiedyś było cześć, cześć, siema, siema, a po pewnym czasie Twoi starzy koledzy, z którymi nie jedną butelkę zrobiłeś nie poznają Cię na ulicy lub machną Ci tylko „cześć” na szybkości, ponieważ nie mają czasu.

W czasach studenckich miałem grono znajomych, z którymi się trzymałem. Było nas łącznie z 10 osób, gdzie zawsze, wspólnie, trzymaliśmy się razem. Jednak w jakich sytuacjach trzymaliśmy się razem? Na imprezkach, domówkach, dyskotekach, meczach. Tylko wtedy. Pamiętam jak pewnego razu zrobiliśmy grilla czy ognisko, gdzie wspólnie stanęliśmy w kręgu trzymając się za barki.  Trzymaliśmy się za barki tworząc okrąg jak jedna drużyna. Obiecaliśmy sobie, że będziemy trzymać się ze sobą już na zawsze. Obiecaliśmy sobie, że będziemy sobie zawsze pomagać. Obiecaliśmy sobie, że jak jednemu z nas wyjdzie w życiu, to on wciąga do góry następne osoby.  Potem zaczęliśmy się po pijaku klepać po plecach, przytulać, aż o mały włos niektórzy z tego podniecenia nie zaczęliby tak po przyjacielsku robić sobie nawzajem loda. Ile to ja się nasłuchałem słodkości na swój temat!

-Tyab bądź taki zajebisty jaki jesteś!

-Mordo w ogień bym za Tobą wskoczył.

Nie minęło kilka miesięcy i jeden z „nas” się żenił. Pozapraszał wszystkich na swoje wesele, tylko nie mnie. Ja jako jedyny z tej grupy nie zostałem zaproszony na wesele kolegi, który wielokrotnie zarzekał się, że w ogień by za mną skoczył. Oczywiście w ogień, to gotowy był skakać tylko na imprezkach i tylko po pijaku, ale kiedy impreza się kończyła, to i kontakt urywał się do następnej popijawy.

Smaczku tej sytuacji dodaje fakt, że nie zostałem zaproszony na wesele przez gościa, który trzy miesiące wcześniej bawił się u mnie na Sylwestra. Nie ukrywajmy, że trochę przykro mi się zrobiło kiedy dowiadywałem się, że zaprosił już tego i tamtego, a o mnie jeszcze ani widu, ani słychu. Zaskoczyłem się bardzo tą sytuacją i poczułem się odrzucony. Poczułem się jak piąte koło u wozu, jak najsłabsze ogniwo, gdzie fajnie jest ze mną zbić pionę, wypić wódkę, pośmiać się, powygłupiać, ale kiedy opada imprezowy kurz, to już nie ma wtedy miejsca dla mnie na poważniejsze tematy. 

Liczyłem, że dostanę od niego jakieś słowa wyjaśnienia, ale on nawet do mnie nie zadzwonił. Miał mnie w dupie bardzo głęboko. Nie miał zamiaru mi się z niczego tłumaczyć i coś wyjaśniać. Nie zaprosił mnie, to nie zaprosił. To jak zareagowali pozostali moi koledzy również dało mi mocno do myślenia. Niestety ich reakcja, to było brak reakcji. Jak ze mną rozmawiali, to mówili:

-No Łukasz strasznie chujowo się zachował w stosunku do Ciebie. No nie w porządku to było. Wszystkich zaprosić, tylko Ciebie nie. Jeszcze bez żadnych słów wyjaśnienia. Powinien to sobie z Tobą wyjaśnić.

Tak mówili sam na sam jak ze mną rozmawiali, ale czy którykolwiek z nich powiedział to Łukaszowi?  Czy ktoś spytał się go:

-Czemu nie zaprosiłeś Tyaba? Przecież to chłopak z naszej ekipy? Przecież to jeden z nas?

Czy którykolwiek z nich powiedział, że:

-Skoro TYAB nie idzie, to ja też nie. Jak wszyscy idziemy, to wszyscy.

Oczywiście, że nie! Każdy miał mnie w dupie. Wszyscy poszli na to wesele, a ja zostałem jako jedyny z jakiś powodów olany. Tylko ja jak ten głupek za wszystkimi się wstawiałem, zamiast się nie wpierdalać w nie swoje sprawy. Tylko ja jak ten głupek chciałem zawsze dobrze dla wszystkich, ale nikt nie wszyscy chcieli dobrze dla mnie. Jak moi koledzy się pokłócili, to robiłem wszystko co w mojej mocy, aby się pogodzili nierzadko tym sposobem robiłem sobie nowych i niepotrzebnych wrogów.

Każdy przyznał mi rację, ale tylko za plecami Łukasza. Być może te same osoby również przyznały rację Łukaszowi? Może odbyły się jakieś rozmowy, w których ja nie uczestniczyłem podczas, których Łukasz podał prawdziwe powody nie zaproszenia mnie jako jedynego z ekipy na swoje wesele?

Każdy przyznał mi rację, ale co z tego? I tak zrobił swoje, co uświadomiło mnie, że liczyć to ja zawsze mogę, ale tylko na siebie.

Większość ludzi będzie miała Ciebie w dupie:

Tak! Większość osób będzie miała Ciebie w dupie. Niestety bardzo często takie osoby będziesz tytułował swoimi „przyjaciółmi”, więc to co teraz przeczytasz, powinno dać Ci bardzo mocno do myślenia.

Jakiś czas temu przyjechałem do mojego rodzinnego miasta na Weekend.  Tam ustawiłem się z moim dawno nie widzianym kolegą, z którym znaliśmy się szmat czasu. Nie był to jakiś mój wielki przyjaciel, ale zwykłym znajomym czy kolegą również nie mógłbym go nazwać. Można by powiedzieć, że była to osoba pomiędzy kolegą, a przyjacielem.  Kolega przyjechał po mnie pod blok i pojechaliśmy sobie w siną dal. Do nas dołączył jeszcze samochodem nasz wspólny znajomy ze swoją ekipą i pojechaliśmy nad jezioro na małą imprezkę.

Nad jeziorem popiliśmy sobie, a ja siedziałem raz w jednym samochodzie, raz w drugim. Gdy wróciłem do domu późną nocą, to zobaczyłem, że nie mam portfela, w którym miałem dokumenty. Nie wpadałem w panikę, ponieważ byłem święcie przekonany, że mój portfel wraz z dowodem, prawkiem oraz kartami do bankomatu i pieniędzmi znajduje się w którymś samochodzie. Na spokojnie więc dzwonię do jednego kolegi mówią pewnym głosem:

Tomek słuchaj, sprawdź czy nie zostawiłem u Ciebie portfela w samochodzie. Bo nie wiem czy u Ciebie czy może u Karola być.

Nie, nie zostawiłeś, sprawdzałem-odpisał po 10 minutach.

Cóż skoro nie ma portfela u Tomka, to musi być u Karola.  Wykręcam więc numer to drugiego koleżki, u którego siedziałem w samochodzie i poprosiłem go o to samo, będąc w 99% pewny, że mój portfel znajduje się u niego w samochodzie.

-Sprawdzę jutro rano, bo dziś już leżę w łóżku, bo jestem zmęczony-odpowiedział i się wyłączył chamsko.

Napisałem więc mu, żeby sprawdził teraz, bo chce mieć pewność, że mój portfel wraz z dokumentami znajduje się u niego. Chciałem mieć to pewność, ponieważ jeśli jednak nie ma portfela u niego, to wtedy sytuacja się bardzo mocno komplikuje. W przypadku zagubienia portfela z dokumentami trzeba niestety trochę podzwonić, aby poblokować karty, dokumenty, a w takim wypadku czas gra dużą rolę, gdzie w dobie internetu byle łeb może wziąć pożyczkę on-line w jakimś parabanku czy innym gównie.

-Stary! Jestem w łóżku! Jutro rano sprawdzę! Dziś mi się już nie chce schodzić na dół na parking.

I co możesz powiedzieć mi teraz na temat takiego kolegi i tej całej sytuacji? Co to kurwa za kolega jest, któremu nie chce się zjechać na dół do samochodu i sprawdzić czy jego kolega, z którym zna się tyle lat i z którym nie jedną wódkę wypił, zostawił w samochodzie portfel z dokumentami?

Ja rozumiem, że moja prośba mogła dla niego być męcząca. Ja rozumiem, że mogło to być dla niego duże poświęcenie. Jednak w takich właśnie sytuacjach najczęściej poznaje się swoich przyjaciół, kolegów, znajomych.  W takich drobnych sytuacjach najczęściej się ich poznaje! Nie przy wódce, nie na imprezkach, tylko kiedy czegoś potrzebujesz.

Zadzwoniłem więc do niego mówiąc:

-Stary proszę Cię! Sprawdź czy tylko jest portfel! Tylko tyle, bo chce spać spokojnie! Odwdzięczę Ci się jakąś dobrą butelką za to-zacząłem go prosić, obiecując butelkę alkoholu za przysługę, którą każdy prawdziwy kolega by spełnił za darmo. Liczyłem, że go to przekona, a mi pozwoli usnąć spokojnie tej nocy.

Ok dobra-odpisał!

Minęło niespełna 5 minut i dostaję od niego SMS-a zwrotnego.

Nic.

Tylko tyle raczył mi odpisać! Wydało się to mi podejrzane, że w 5 minut zdążył zejść do samochodu i go dokładnie przeszukać, więc dzwonię do niego z pytaniem:

-Ale na pewno sprawdziłeś dobrze? Sprawdź jeszcze raz dokładnie co?

Tak! Sprawdziłem na pewno! Zajrzałem wszędzie, gdzie tylko mogłem i nie było-odpowiedział.

Sprawdź jeszcze raz co? Ale tak naprawdę bardzo dokładnie co? Prośba ziomek-nie dawałem za wygraną, ponieważ byłem święcie przekonany, że to u niego zostawiłem swoją własność. 

-Kurwa Tyab, jak mówię Ci, że szukałem wszędzie, to szukałem. Musiałeś zgubić portfel nad jeziorem, albo przy bankomacie jak wypłacałeś pieniądze. Dobra lecę spać-warknął w niemiły sposób i od razu się wyłączył.

No i sytuacja teraz mocno się skomplikowała. Już się zaczęło robić kurwa nieciekawie! Jak nie zostawiłem portfela w samochodzie, to gdzie go mogłem zostawić? Zacząłem się kurwa głowić.  Im bardziej myślałem gdzie go mogłem zostawić, tym coraz bardziej stałem się nerwowy, ponieważ mogłem to zrobić dosłownie wszędzie. Byłem przekonany, ko że zostawiłem u mojego kolegi w samochodzie, ale skoro kolega mówił, że go nie ma, to go nie ma. Skoro kolega mówił, że dobrze szukał, to kurwa dobrze szukał. Średnio w to wierzyłem, ale co mogłem zrobić? Musiałem uwierzyć mu na słowo i zrobić wszystko, aby zguba dokumentów nie skończyła się z ewentualnym komornikiem na karku.

Moja pewność zmalała i zacząłem zastanawiać się coraz bardziej, czy może rzeczywiście nie zgubiłem portfela jak najebany kupowałem siatę browarów nad jeziorem dla wszystkich. Człowiek naoglądał się programów typu „Państwo w Państwie” czy Sprawa dla reportera Jaworowicz i już przed oczami stanęło mi widmo pożyczki wziętej w jakimś parabanku na moje dane przez jakiegoś oszołoma.

Dodatkowo smaczku tej całej sytuacji dodaje fakt, że za kilkanaście dni miałem lecieć z dziewczyną na wycieczkę i jeśli nie zepnę dupy w troki to polecieć to ja będę mógł, ale na chuju do raju.  Miał to być nasz wymarzony wyjazd na który moja dziewczyna napaliła się jak szczerbaty na suchary i weź jej teraz powiedz, że z wyjazdu może wyjść chuj wielki i szelki.

Weź jej powiedz, że zgubiłeś portfel z dokumentami, kartami, kasą, ale również z jej zdjęciem. Za zdjęcie to bym miał oczy wydrapane i pierdolenia na cały tydzień. Takim sposobem momentalnie wytrzeźwiałem. 

Zacząłem dzwonić do mojego banku, aby zablokować jak najszybciej dowód osobisty,  zgodnie z poniższym wpisem, który również radzę Ci przeczytać w przypadku zagubienia dokumentów

Zagubienie dowodu osobistego i innych dokumentów- Co robić?

Dzwonię do jednego banku i słyszę, że jestem w kolejce na połączenie tysiąc pięćset sto dziewięćset, więc dzwonię do drugiego, aby tyle nie czekać. Tam to samo! Niby infolinia 24/h a czas oczekiwania jeszcze dłuższy. Czyżby o 23 mieli taki natłok? Dzwonię do trzeciego banku, a tam kurwa żeby połączyć się z konsultantem musiałem najpierw nacisnąć 1 potem 2, potem 3, a na końcu podać 1 cyfrę telekodu, by następnie podać 4 liczbę telekodu. Problem był taki, że zapomniałem telekodu i musiałem znaleźć go na kompie, a czas leciał.

Kiedy już go znalazłem i chciałem wklepać, to kurwa mi się wszystko wyłączyło i musiałem całą procedurę powtarzać od nowa słysząc:

-Jeśli jesteś klientem naszego banku, wciśnij 1.

W końcu po kilku próbach udało mi się dodzwonić do konsultanta, który sprawdzał moją tożsamość zadając kolejną serię pytań. Po kilkunastu minutach gimnastykowania się w końcu udało mi się zastrzec dowód. W portfelu miałem również karty, które również musiałem zablokować, ale tu już wszystko poszło sprawnie.

W nocy nie spałem za bardzo, bo zacząłem analizować kiedy mogłem zgubić portfel i kiedy dowiedziałem się, że go nie mam. Wyszło mi, że istnieje szansa, że jakiś łeb może wziąć na mnie pożyczkę przez internet. Mało prawdopodobne, ale jednak była szansa na to, więc to nie dawało mi spokoju, tym bardziej jak jeszcze podczas szukania informacji co zrobić w razie zguby dokumentów, naczytałeś się o tragediach ludzi, na których ktoś nabrał pożyczek  w parabankach, niszcząc im życie. 

Naprawdę bardzo mocno mi się to w głowę wkręciło, więc poszedłem jeszcze w nocy na Policję, aby zgłosić zgubę portfela z dokumentami i przy okazji dowiedzieć się czy może ktoś jednak znalazł mój portfel i spełnił swój obywatelski obowiązek odnosząc go na najbliższy posterunek. 

Wchodząc na policję zastałem zabunkrowane okienko, więc siadłem sobie na krzesełku. Siedzę sobie, a za drzwiami chodzą policjanci, którzy w dupie mieli mnie i to, że siedzę i czekam 20 minut, aż ktoś pojawi się na dyżurce. Nagle przychodzi policjant, który wchodzi na dyżurkę, ale nie otwiera okienka, tylko coś grzebie w komputerze. On również widział, że czekam, ale w dupie miał mnie i nawet nie zainteresował się tym co chce. Poczekałem jeszcze kilka minut, aby nie było, że jestem kurwa jakiś nadgorliwy i pukam mu w okienko. Ten je otwiera i się zniesmaczony pyta:

O co chodzi?

-Chciałem się spytać czy ktoś nie znalazł może portfela z dokumentami na dane XYZ

Nie wiem, zaraz się spytam, ale to nie teraz! Pan jeszcze poczeka– odpowiedział i zamknął mi okienko przed nosem.

Minęło znów z 20 minut i w końcu mówi.

Pan jeszcze raz poda swoje dane.

Podałem dane, a ten luknął do szuflady biurka, krzyknął do jakiegoś Mietka moje nazwisko z pytaniem czy ktoś nie przyniósł dokumentów, a w odpowiedzi usłyszałem, że jednak nie. Musiałem czekać 20 minut, aby w ciągu 10 sekund dowiedzieć się, że nikt nie przyniósł mojego portfela na komisariat.

– No to w takim razie chciałem zgłosić zagubienie portfela z dokumentami-odparłem.

-Panie! To Pan musi jeszcze trochę poczekać, bo tu to trzeba będzie pisać-odparł

Co kurwa pisać? Jak pisać? O czym on pierdoli-pomyślałem sobie w duchu już zdrowo podkurwiony.

Wkurwiłem się, ale cóż tu mogłem zrobić? Przekonałem się po raz kolejny, że każdy będzie miał mnie w dupie. 

Minęło kolejne 30 minut jak nie więcej, a na komisariat wchodzi mój kolega z klasy, który pracował w Policji. Zdziwiony zapytał się co tu robię, a ja mu opowiedziałem o całej sytuacji.

– Dobra Robo weź załatw go szybko. Jest 1.00 w nocy, niech chłopak tu nie ślęczy nie wiadomo po co.

Posterunkowy Robo, który tego dnia zasiadał na dyżurce z miną srającego kota, odszedł zapewne od układania pasjansa i przyjął mnie po znajomości mówiąc:

-Imię, Nazwisko, numer telefonu.

Kiedy podałem mu te trzy informacje, to usłyszałem:

-Dobra dziękuje! Jak się znajdzie, ktoś go tu przyniesie, to zadzwonimy do Pana.

Kurwa kazano mi czekać tyle czasu, a całość i tak zajęła mniej niż 10 sekund? Gdzie tu kurwa logika? Witamy w Polsce.

Wkurwiony wróciłem do domu, by wstać o 4 rano i pojechać nad jezioro szukać we własnym zakresie portfela.  Jako, że byłem jeszcze lekko zawiany, to na wszelki wypadek wziąłem rower, aby nie jechać samochodem jak Durczok. Jako, że całą noc nie spałem i w dodatku kac zaczął wchodzić na czoło, to czułem się jak rasowa szmata.

Objechałem rowerem wszystkie miejsca, gdzie byliśmy i nic! Zero śladu.  Skoro zero śladu to pojechałem do Urzędu Miasta, który otwierali o 7.30,  aby zgłosić zagubienie dowodu i wszcząć procedurę wyrabiania nowego. Zależało mi na czasie, ponieważ chciałem wszelkimi sposobami uratować chociaż wycieczkę. Niestety nie tylko ja byłem w Urzędzie, więc musiałem trochę sobie poczekać. 

Złożyłem wniosek i zostałem poinformowany, że jeśli dziś dostarczę zdjęcie, yo dowód będzie gotowy w następnym tygodniu, a skoro tak, to i zdążę przed wyjazdem czego się najbardziej obawiałem.

Po dowodzie, trzeba było zgłosić zgubę prawa jazdy. Jako, że starostwo było obok Urzędu Miasta, to postanowiłem za jednym zamachem załatwić i prawko. Niby miałem na to 30 dni, ale wolałem zablokować je również jak najszybciej. W końcu i na nim też jest Pesel, który może posłużyć komuś do niecnych planów. Wchodząc do starostwa poczułem zapach gówna. Było strasznie dużo ludzi, a najwięcej takich typowych rolników, którzy przyjechali rejestrować swoje ciągniki.

Kolejka do automatu wydającego numerki była jebitna. W końcu kiedy nadeszła moja kolej, to okazało się, że wziąłem nie taki numerek co trzeba i musiałem stać w kolejce po nowy od nowa. Próbowałem moim sposobem obejść kolejkę i się wepchać, ale rolnicy szukający żony bardzo szybko podnieśli hałas mówiąc:

-Panie!! Gdzie Pan!! Ja tu stojam. Idź Pan tamuj na koniec.

W końcu po kilku godzinach udało mi się zgłosić zagubienie prawka. 

Wyrobiłem sobie zdjęcia na szybkości do dowodu i prawka. Niestety wyszedłem na nich na bardzo zmęczonego. Zacząłem wyrabiać nowe prawko, za które zabuliłem ok. 100 zł a przy tym znów stojąc w kolejce kilka godzin, ponieważ był to sezon urlopowy w Urzędzie.

Co było potem?

Za kilka dni dostaję telefon od Karola:

-Tyab znalazł się Twój portfel. Był w moim samochodzie.

Czyli tak jak myślałem. Portfel był w samochodzie, ale przecież ten człowiek zarzekał się, że tak go dokładnie szukał. Prawda była zapewne taka, że:

Miał mnie głęboko w dupie. Miał głęboko w dupie mnie oraz mój problem.

Prawda była taka, że nawet od razu tego nie sprawdził, tylko na odwal się powiedział, że szukał, kłamiąc mi w żywe oczy. Ja liczyłem na niego w tej sprawie, ale jak widać w życiu to trzeba liczyć tylko na siebie. Jak Ty nie przypilnujesz swoich spraw, to nikt inny również tego nie zrobi, a jak zrobi to niedokładnie.

Wszystkiego musisz umieć w życiu dopilnować sam, bo jeśli Ty tego nie zrobisz, to nie licz na to, że Twoi koledzy od butelki, fifki, nosa, melanżu, to zrobią. Jak się potem okazało Karol znalazł portfel dzień wcześniej, jednak z jakiś powodów nie poinformował mnie o tym od razu. Z jakiś powodów zwlekał.  Niby oficjalnie zapomniał. Miał dzwonić, ale nie zadzwonił, a potem zapomniał i przypomniał sobie następnego dnia kiedy byli już po ptokach.

Prawda była taka, że mój dobry kolega, miał mnie tak naprawdę głęboko w dupie.  Skoro olał mnie w tak drobnej sprawie, to jakby zachował się w innej? No właśnie i tu się kłania pytanie:

-Co nas tak naprawdę nas łączyło.

Na przestrzeni lat nie wykazał się w stosunku do mnie jakimś przyjacielskim zachowaniem. Nie zrobił tego, ponieważ nie było ku temu żadnej okazji. Na przestrzeni lat ani ja, ani on, nie mieliśmy okazji się wykazać w jakiś poważnych sytuacjach, w których możesz tylko liczyć na swoich przyjaciół. A skoro tak, to trzeba zwracać swoją uwagę na te drobne sytuację, które dadzą ci do myślenia.

Skoro nie mogłem na niego liczyć w kwestii dokładnego przejrzenia samochodu, to czy mógłbym liczyć na niego w innych sprawach, tych poważniejszych? Oczywiście, że nie! Również miałby mnie głęboko w dupie! A skoro tak to Karol od tamtej pory jest osobą, którą pomijam jeśli czegoś potrzebuje. Robię to bo wiem, że i tak mi w niczym nie pomoże, więc po co mam tracić swój cenny czas i honor na jakieś prośby skierowane do osoby, która w gruncie rzeczy ma mnie w dupie?

Przez to, że olał mój problem, to naraził mnie na straty finansowe, ponieważ niepotrzebnie wydałem pieniądze na zdjęcia i nowe prawko. Niby grosze, ale jednak. Również straciłem przez niego kupę nerwów oraz czasu, gdyż zamiast zająć się pożytecznymi dla mnie rzeczami, to byłem zmuszony ocierać się o polską biurokrację.

Następnego dnia ustawiliśmy się wieczorem, gdyż Krol miał mi przywieźć portfel. Ustawiliśmy się o 20.00 jednak jego nie było. Spóźnił się 40 minut, a kiedy dzwoniłem do niego, to słyszałem co chwila:

-No już jadę, no już zaraz będę!

Wiedziałem już, że ta znajomość zostanie spisana na straty. Wypiliśmy razem wiele litrów wódki, ale jedna taka sytuacja całkowicie wyjaśniła nasze koleżeństwo. Na przestrzeni lat takich sytuacji było dużo więcej, ale niestety ich nie dostrzegałem. Nie dostrzegałem? Źle! Dostrzegałem, bo konsekwencje tych sytuacji  odczuwałem na własnej skórze, ale przez wiele lat nic z tym nie robiłem. Przymykałem oczy, zapominałem i nie wyciągałem wniosków. Przez to m.in Karol w moich oczach obrósł w piórka i zaczął sobie coraz więcej pozwalać w stosunku do mojej osoby.

W końcu zadałem sobie pytanie. Na chuj mi jest potrzebna znajomość z Karolem? Do czego on mi jest w ogóle potrzebny, skoro nie mogę na niego liczyć w tak drobnej sprawie jakim jest dokładne poszukanie portfela w samochodzie? Do czego mi ten człowiek może być potrzebny? Po chuj ja mam tracić czas na zadawanie się z nim? Tylko dlatego, że znamy się długi czas? Tylko dlatego?

Zacząłem analizować moją znajomość z Karolem pod kątem tego jakie wartości wnosi do mojego życia i wyszło mi, że tak naprawdę ja już dawno nie mam z nim wspólnych tematów. Spotykamy się bardzo rzadko, a jak już to zawsze w gronie innych naszych znajomych, więc ostatnimi czasy nawet ze sobą nie rozmawialiśmy. Kolegów od butelki ja nie potrzebuję mieć 

Stwierdziłem, że skoro do tej pory uważałem Karola za mojego bardzo dobrego kolegę, to pora go zdegradować w moich oczach. Od tego momentu zacząłem już na Króla patrzeć jak na zwykłego znajomego. Oczywiście nie pomyśl sobie , że się tu na niego obraziłem. Nic z tych rzeczy. Po prostu przestałem uważać go za bardzo dobrego kolegę, a skoro tak to zacząłem go traktować jak resztę moich znajomych. Na mieście  jak go spotykam czasami, to machnę mu część, albo odpiszę na Facebooku jak do mnie napiszę. Tylko tyle. Jak będzie chciał porozmawiać, to pogadamy, ale już nie w taki sam sposób jak kiedyś. Jak Karol będzie w przyszłości czegoś ode mnie potrzebował, to może się zdziwić, ponieważ ja nie pomagam każdemu znajomemu, który do mnie tylko napiszę w jakiejś sprawie. Musi ta osoba mieć dla mnie jakąś wartość, a w relacjach ze znajomymi czy obcymi mi ludźmi w pierwszej kolejności kieruję się tylko swoim prywatnym interesem, a nie interesem jakiegoś znajomego.

On potraktował mnie jak zwykłego znajomego, to również i ja go teraz tak traktuje, zgodnie z prawem wzajemności. Nie palę mostów, ale wiem, że z czasem ta znajomość sama umrze śmiercią naturalną, tak jak umarło wiele innych w przeszłości.

Czasem może się tak zdarzyć, że ludzie zaczną Cię inaczej traktować, niż kiedyś. Czym to może być spowodowane? Może być to spowodowane właśnie degradacją Twojej osoby w oczach twych przyjaciół, kolegów znajomych. Teraz już wiesz dlaczego nie zostałem zaproszony jako jedyny na wesele do kolegi? Właśnie z takich powodów.

W czasach licealno-studenckich, głównie liczą się imprezki, jednak kiedy człowiek wkracza w dorosłość zaczyna coraz bardziej kalkulować, które znajomości mu się bardziej opłacają, a które już nie. Wszystko rozbija się o wartość, którą dajesz ludziom poprzez swoją osobę. W konsekwencji będziesz poświęcał więcej czasu dla osoby, która ma dużą wartość w Twoich oczach, niż dla osoby, które tę wartość ma niską. To logiczne. Za kolegę, przyjaciela, będziesz uważał  więc osobę z dużą wartością dla Ciebie, a jakbyś usłyszał od osoby, która tak naprawdę jest ci obojętna, że jesteś czyimś przyjacielem, to prawdopodobnie spuściłbyś wtedy głowę i odburkną bezemocjonalnie:

-No i vice-versa.

Zrobiłbyś to, ponieważ nie czułbyś tej potrzeby emocjonalnej, aby to zrobić. Nie czułbyś potrzeby porozmawiania o tym. Powiedziałbyś to, ponieważ głupio byłoby Ci nic nie odpowiedzieć, kiedy osoba, którą znasz szmat czasu Ci się rozkleja. Nie czułbyś, że zadziałałoby między wami prawo wzajemności. Czemu? Ponieważ nie jesteście równi ze sobą w relacjach między wami. Ty masz w oczach swojego kolegi wyższą wartość, niż on ma w Twoich, a skoro tak, to patrzysz na niego innymi oczami, niż on na Ciebie, odczuwając za każdym razem inne emocje, niż on odczuwa.

Takim to sposobem możesz być zapraszany na grille, imprezy, ogniska. Możesz bić że wszystkimi piony, śmiać się, odwalać jaja jak berety. Możesz pić wódkę z każdym i z każdym klepać się po plecach, ale kiedy przyjdzie temat jakiś poważniejszych rzeczy, to zostaniesz sam jak palec.  

Będziesz za każdym razem pomijany przy różnych okazjach, a nie zaproszenie Ciebie na wesele to będzie najmniejszy pikuś. Wtedy przekonasz się na własnej skórze jak ja kiedyś, że możesz imprezować z ludźmi, uważać kogoś za swojego przyjaciela, ale jeśli Twój przyjaciel będzie jechał za granicę na zarobek, to weźmie że sobą nie Ciebie, lecz kogoś zupełnie innego.

Nikt dla Ciebie nie będzie miał czasu. Nikt w niczym Ci nie pomoże oraz nie wyświadczy Ci żadnej przysługi.  Będziesz w życiu cały czas miał pod górkę, a nie o to chodzi.

Gdybym był długonogą blondynką, ze zgrabnym tyłeczkiem i zgubiłbym w samochodzie Karola swój portfel, to on by kurwa szukał tego portfela przy pomocy Jackowskiego i jakby go znalazł, to przyniósłby go jeszcze tej samej nocy osobiście w zębach. Zrobiłby to, ponieważ jako blondynka miałbym już dla niego na starcie dużą wartość, dla której on by się poświęcił.

Wszystko rozchodzi się o Twoją wartość jaką na przestrzeni lat zbudowałeś w oczach Twych przyjaciół, kolegów, znajomych. Wszystko rozchodzi się o to w jaki sposób zapisałeś swoją czystą kartę w oczach ludzi, którymi na co dzień się otaczasz. Wszystko rozchodzi się o wartość i szacunek. 

CHCESZ WIEDZIEĆ…

JAK ZDOBYĆ SZACUNEK I ZBUDOWAĆ MOCNĄ WARTOŚĆ W OCZACH TWYCH PRZYJACIÓŁ, KOLEGÓW, ZNAJOMYCH?

I U KAŻDEJ NOWO POZNANEJ OSOBY?

Poruszam w powyższej książce bardzo szczegółowo to zagadnienie, a wszystko oparte jest na historiach z życia wziętych, które naprawdę bardzo mocno Tobą potrząsną i dadzą Ci do myślenia. Książka jest napisana właśnie w takim stylu jak ten blog. Jest to jedna wielka powieść z setkami historii, które będą Twoją instrukcją obsługi ludzi.

Chcesz zapisać na przedsprzedaż? Masz jakieś pytania? Napisz na:

damcidomyslenia@protonmail.com

P.S

Jak dałem Ci do myślenia i chcesz mnie w jakiś sposób wesprzeć, to możesz mi postawić “małą czarną”, bo lubie brunetki :):)

Postaw mi – MAŁĄ CZARNĄ

Wszystko idzie na rozwój tego bloga – serwer, domena, autoresponder oraz na moją motywację do pisania. Muszę przecież mieć dużo energii, żeby pisać obszerne blogi takie jak ten, a to oznacza, że mała czarna jest wskazana :):) A tak serio, to będzie mi bardzo miło, że ktoś mnie docenił zgodnie z prawem wzajemności :):)

5/5 - (1 vote)
Pokaż więcej

8 Komentarzy

  1. Moj portfel został zwrócony po 40 minutach od zaginięcia przez uprzejmych policjantów. Był trzymany w głębokiej kieszeni, więc nie ogarniam tego. 😃

  2. Tyab, to jest Twoja pierwsza książka, czy napisałeś już wcześniej jedną? Prawdopodobnie jest to oczywiste, ale nie było mnie chwilę na stronie i jestem nią zainteresowany.

    PS. Czy poruszasz w książce temat hipergami w połączeniu prawa wzajemności w relacjach damsko-męskich?

    1. W zasadzie druga, bo jedna Atrakcyjność w Pigułce można za darmo pobrać zapisując się na newsletter. Ponad 300 stron na temat atrakcyjności.

      Prawo wzajemnosci z kobietami, to będzie następna książka moja. W sumie jest już napisana!
      Jak jesteś zainteresowany to napisz na damcidomyslenia@protonmail.com

  3. Tyab ciekawą historię przedstawiłeś w tym wpisie , dobrze , że te twoje dokumenty znalazły się u tego Janusza w aucie 🙂 , przynajmniej spokojna głowa teraz.

  4. Mi dawno temu kumpel stawiał buki online, na których udało mi się ugrać ciekawe kwoty.Jednak pewnego dnia miał inne sprawy niż mój kupon, w efekcie czego kurs 20 przepadł. Umiesz liczyć, licz na siebie. Może napisałbyś coś więcej o Powstaniu Warszawskim na blogu?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button